Jóźwik: Za mną koszmar, ale żyję i odzyskałam wiarę

Włodzimierz SOWIŃSKI: Widzę na pani twarzy uśmiech, czyli wszystkie kłopoty ma pani za sobą?

Joanna JÓŹWIK: – Mam taką nadzieję! Niestety, dwa ostatnie sezony były dla mnie okropne, bo nic nie zdziałałam. W mistrzostwach świata w Londynie odpadłam w półfinale i tego biegu nie chciałam nawet oglądać na wideo. Byłam nim mocno poirytowana, bo nie złamałam granicy dwóch minut. To była dla mnie tragedia. A potem dopadła mnie kontuzja biodra i ten sezon miałam skreślony z życiorysu.

Przepraszam, bieganie w granicach dwóch minut to przecież nie jest wstyd, a w dodatku miała pani silne rywalki…

Joanna JÓŹWIK: – To prawda, bo patrząc z perspektywy czasu wolałabym biegać w dwie minuty, startować, a nie chodzić po gabinetach lekarskich oraz rehabilitacyjnych. Gdy leczyłam kontuzję biodra, uświadomiłam sobie, że potrzebuję istotnej zmiany, by dokonać kolejnego kroku do przodu. Musiałam dostać dużego bodźca, by znów być odpowiednio zmotywowana. Pragnę, by moje wyniki znów były na odpowiednim poziomie. Może znów poprawię rekord życiowy (1.57,37 min z Rio de Janeiro 2016 – przyp. red.)? A moim celem są oczywiście igrzyska olimpijskie w Tokio.

Dochodziły co prawda głosy, że ma pani zmienić barwy klubowe i przenieść się na uczelnię do Katowic, ale swoją decyzją, mimo wszystko, sprawiła pani niespodziankę…

Joanna JÓŹWIK: – W Warszawie skończyłam wychowania fizyczne i pozostała mi jeszcze do napisania praca. Natomiast w Katowicach będę studiowała zarządzanie sportem – gwoli informacji. Tak naprawdę na Śląsku nie jestem dopiero od nowego roku akademickiego, lecz już od końca stycznia. Od momentu gdy zaczęłam rehabilitować biodro. Najpierw trafiłam do profesora Krzysztofa Ficka, który pomógł mi się dostać na AWF, by właśnie rehabilitować się pod okiem Miłosza Drozda. Tutaj się dużo nauczyłam i uświadomiłam również, jak powinna wyglądać moja praca w kolejnych latach, by biegać jeszcze szybciej. Przecież przede mną kilka ważnych imprez.

Jak długo była pani namawiana na przenosiny z klubu ze stolicy do Katowic?

Joanna JÓŹWIK: – Nikt mnie nie namawiał, to była moja świadoma decyzja. Zobaczyłam, jak doskonale klub współpracuje z uczelnią, jak działają wszystkie specjalistyczne laboratoria i jak są wykorzystywane przez sportowców. Tutaj jest komora hipoksyjna, z której na pewno będę korzystała. Tego brakowało mi przez ostatnie lata i stąd zmiany. Jestem pełna optymizmu, mam nową motywację.

To zapewne wiąże się ze zmianą trenera. Czy dotychczasowy Andrzej Wołkowycki nie chmurzył się na tę decyzję?

Joanna JÓŹWIK: – Oczywiście, był zawiedziony, było mu smutno, bo przecież przez kilka sezonów pracowaliśmy razem, z sukcesami. Pewnie sobie poradzi, wszak ma grupę młodych zawodników, którzy – tak przypuszczam – będą robili postępy. To jednak naturalne, że coś się kiedyś się kończy. Otwieram nowy rozdział. Od listopada będę trenowała pod okiem Jakuba Ogonowskiego, który w tym sezonie już się opiekował z dobrym skutkiem Karolem Zalewskim. Jednak z Karolem nie zamierzam rywalizować (śmiech). Ustaliliśmy już zasady współpracy – w treningach nie będzie żadnego konfliktu, wszak trener mieszka pod Warszawą, a ponadto większość czasu i tak pewnie będziemy spędzać na zgrupowaniach. Myślę, że dokonałam właściwego wyboru. Za mną koszmarny rok, ale żyję, odpoczęłam i odzyskałam wiarę.

Czy tak istotne zmiany nie niosą ryzyka?

Joanna JÓŹWIK: – Oczywiście, że tak! Do igrzysk pozostało niespełna dwa lata, ale kto nie ryzykuje, ten… nie pije szampana – tak powiadają. Tego się trzymajmy (śmiech).

Czy wszystko na przyszły sezon zostało już zaplanowane?

Joanna JÓŹWIK: – Rozpoczynamy w listopadzie zgrupowaniem w Szklarskiej Porębie, gdzie będziemy większą grupą. Ponadto nawiązałam współpracę z osteopatą, który będzie szczegółowo kontrolował mój organizm. A wszystko po to, by omijały mnie kłopoty z biodrami.

Rok 2019 w lekkoatletyce będzie szczególny, bo mistrzostwa w Katarze odbędą się dopiero na przełomie września i października. Czy zdecydowała się pani zatem na starty w hali?

Joanna JÓŹWIK: – Bardzo się stęskniłam za bieganiem, startami i rywalizacją. Bardzo chciałabym biegać w hali, ale nie wiem jeszcze, co z tego wyjdzie. Przede wszystkim muszę zobaczyć, jak mój organizm zareaguje na pierwsze treningi. Mam nadzieję, że dolegliwości są już poza mną i zdrowie będzie dopisywało. Wszystkie moje przygotowania są podporządkowane tak naprawdę startowi w igrzyskach olimpijskich w Tokio. Tam – wedle naszych planów – mam uzyskać najwyższą formę i najlepsze czasy. Mistrzostwa świata w Katarze mają być tylko przerywnikiem, ale równie ważnym. Któż nie chciałby zająć wysokiego miejsca w tak ważnej i prestiżowej imprezie?

Wytyczyła pani sobie granice – jaki czas będzie panią satysfakcjonował?

Joanna JÓŹWIK: – O, nie! Nie wróżę z fusów. Dla mnie ten sezon będzie jedną wielką niewiadomą, ale jestem optymistką.

Po tym sezonie zyskała pani mocną rywalkę – Annę Sabat…

Joanna JÓŹWIK: – Bardzo się cieszę, bo przecież będziemy miały wspólne zgrupowania i pewnie będzie raźniej. Przecież z Karolem Zalewskim nie pobiegam…

 

Na zdjęciu: Joanna Jóźwik (z lewej) została koleżanką klubową w AZS AWF Katowice dwukrotnej mistrzyni Europy, Justyny Świętej-Ersetic.