Justyna Święty-Ersetic zatęskniła za adrenaliną
Rozmowa z Justyną Święty-Ersetic, mistrzynią Europy na 400 metrów.
W czwartek przyjechała pani na Stadion Śląski, by przebiec szkoleniowo dwa dystanse – 300 i 200 metrów. Po kilku miesiącach izolacji to musiała być dla pani swego rodzaju atrakcja?
Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – To było fantastyczne uczucie, mogłam znów poczuć adrenalinę. Tuż „przed” trochę się stresowałam, ale też za tym tęskniłam. Cieszę się, że przyjechała Ania Kiełbasińska i mogłam rywalizować na tej wspaniałej bieżni.
Zawodów nie ma, więc nie ma możliwości sprawdzenia się na nich, ale nie można siedzieć bezczynnie. Trzeba przygotować organizm, żeby nie zapomniał o stresie, pewnej dozie adrenaliny. Ciało też motywuje się wówczas do większego wysiłku.
Trudno było się pani pogodzić z zamrożeniem sportu?
Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Oczywiście, żal mi sytuacji związanej z pandemią, bo bieganie na zawodach to moja praca, codzienność, coś co kocham, tymczasem wszystko zostało wstrzymane. Cóż, nie było wyjścia, musiałam się pogodzić z tym, iść do przodu i spoglądać w przyszłość.
Mam nadzieję, że wkrótce będziemy mogli powrócić do rywalizacji, najpóźniej od sierpnia na dobre wszystko ruszy i będę miała możliwość sprawdzenia się parę razy w tym sezonie. Czekamy na zielone światło.
A prywatnie, jak pani „przerobiła” pandemię?
Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Odpoczęłam psychicznie, nie przypominam sobie, żebym tyle czasu spędziła w domu! Nie muszę nigdzie wyjeżdżać, za niczym gonić, nadrobiłam wiele spraw osobistych. Dzięki temu na pewno „zresetuję” się, co podbije mnie w przyszłym sezonie.
Teraz jednak wszystko wraca do „normalności”, mam już nawet w określonych porach do swojej dyspozycji cały stadion w Raciborzu.
Ćwiczyła pani nawet podnosząc w domu męża…
Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Pół żartem, pół serio to też był fajny element przygotowań. A potem wypożyczałam do domu sprzęt z siłowni, żebym mogła pracować u siebie i nie ryzykować.
Przyzwyczaiłem się nawet do tego ćwiczenia w zaciszu, że nie trzeba nigdzie wychodzić. Mówiłam nawet ostatnio mężowi (jest nim zapaśnik Dawid Ersetic – przyp. red.), że żal będzie oddawać sprzęt i wrócić do typowej pracy, wyjazdów.
Takie „domowe” przygotowania to jednak coś zupełnie niestandardowego dla zawodowych sportowców?
Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Oczywiście, różnią się od pracy podczas zgrupowań, kiedy mamy po dwa treningi dziennie i nic innego nas nie interesuje. Były zamknięte stadiony, potem nawet lasy. Wszyscy trenują gdzieś u siebie, raz na dzień. Ja ukradkiem biegałam na ścieżkach polnych gdzieś na obrzeżach Raciborza, wiadomo, że to nie było na sto procent.
W domu zawsze się znajdzie coś do zrobienia. My zajmowaliśmy się także budową domu, być może jeszcze w tym roku zdołamy się do niego przeprowadzić.
Zwykle przygotowywała się do jakiejś konkretnej imprezy. A dziś do czego?
Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Trzeba mieć w tyle głowy przyszłoroczne igrzyska olimpijskie. Nie może być wymówki, że skoro w tym roku nie ma docelowej imprezy, to będę siedzieć z założonymi rękami. Muszę podtrzymywać formę.
Staram się z tej sytuacji wyciągnąć korzyści: popracować nad słabymi stronami, na przykład szybkością startową, poszukać nowych elementów i zweryfikować jak to zadziała. To jest dobry czas, bo nie ryzykujemy specjalnie, a być może będziemy mieć wypracowane nowe rozwiązania pod kątem igrzysk.
Pusty stadion bez kibiców to dla sportowca zapewne smutny widok?
Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – To bardzo przykre, ale z drugiej strony wolimy startować bez publiczności niż wcale. Wiadomo, że kibice nas bardziej mobilizują. Wszystko idzie w dobrym kierunku i wierzę, że jeszcze troszkę i oni też pojawią się na trybunach. Może uda się we wrześniu podjąć na Śląskim rywalizację podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej przy choć częściowo zapełnionej widowni.
Czytaj jeszcze: Znów pobiegła na Śląskim
Czy w tak szczególnym i okrojonym sezonie myśli pani o biciu rekordów życiowych?
Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Jestem realistką i raczej będzie o to trudno. Do najwyższej formy zawsze dochodziłam przez starty, a w tym roku nie będzie ich zbyt wiele. Sezon zacznie się w sierpniu, potrwa może i do października, ale nie wiem, czy jest sens sztucznie go przedłużać.
Zwłaszcza, że w przyszłym roku mamy dwie fajne imprezy w naszym kraju – w marcu halowe mistrzostwa Europy w Toruniu, a w maju nieoficjalne mistrzostwa świata sztafet na Śląskim i w obu będziemy bronić złota. No i są igrzyska. Pobiegam pewnie do września, a potem trochę odpocznę, by w październiku zacząć już przygotowania do sezonu olimpijskiego.
W tym sezonie będzie chyba trudno o bieganie w sztafecie?
Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Raczej nie będzie okazji, chyba że organizatorzy mityngów w Polsce włączą konkurencję do swoich programów, ale przypuszczam, że będzie to trudne. Nawet gdybyśmy pobiegły same, to nie miałoby to specjalnego sensu, bo potrzebna jest rywalizacja, adrenalina.
Na zdjęciu: Justyna Święty-Ersetic cieszy się z powrotu na stadiony, ale z przymusowego domowego „uziemienia” też stara się wyciągnąć korzyści.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus