Już na szczycie!

Ruch Chorzów potrzebował trzech kolejek, by wdrapać się na fotel lidera III-ligowej tabeli, którego będzie bronić w starciu z innym zespołem legitymującym się kompletem zwycięstw, czyli MKS-em Kluczbork.

Najpierw była wygrana 4:2 w Świdnicy, potem – 4:1 w Gaci, aż wreszcie – domowe 3:1 z Wartą Gorzów Wielkopolski. „Niebiescy” z przytupem rozpoczęli sezon, od jego pierwszego gwizdka zaczynając wywiązywać się z roli faworyta III-ligowych rozgrywek.

– Zdobycz punktowa jest idealna, cieszymy się z niej, ale spokojnie. Zagraliśmy dopiero trzy kolejki, nadal jest wiele do poprawy, więc nie ma się czym podniecać. Cieszymy się, że możemy grać, bo niektórzy nie grają, a my możemy realizować terminarz. Jedziemy zgodnie z planem. Mam nadzieję, że nic złego się nie wydarzy i w sobotę też zagramy – mówi Łukasz Bereta, szkoleniowiec Ruchu, czyli jednej z dziesięciu drużyn w stawce mających po trzech kolejkach pełną liczbę rozegranych meczów.

Wszyscy na to czekali

Wskutek zakażeń w szeregach rywali (Gwarek Tarnowskie Góry, Miedź II Legnica), ani razu na boisko nie wybiegła jeszcze choćby Polonia Bytom. – Tak naprawdę to już nie jest od nas zależne, choć w 1. kolejce – z tego, co słyszałem – Polonia sama chciała pauzować. Potem spotkał ją taki los… My patrzymy na siebie, zdobywamy punkty i przygotowujemy się na kolejnych przeciwników – wzrusza ramionami trener Bereta.

Chorzowianie grają, ale też musieli się naczekać – na premierowe spotkanie przy Cichej. W środę walczyli tam o punkty pierwszy raz od listopada. Wyszło okazale, wygraną z beniaminkiem z Gorzowa Wielkopolskiego oglądał z trybun komplet 4348 widzów, bo właśnie tyle może przyjąć klub w dobie pandemii.

– Emocje były duże. Od ostatniego meczu u siebie, ze Starowicami, minęło 270 dni. Wszyscy czekali na ten powrót, na ten doping, tym bardziej że nasi kibice nie zostali wpuszczeni na żadne ze spotkań wyjazdowych. Po to się gra w piłkę, by występować przed taką publicznością. Tego dopingu nam brakowało. Dziękujemy kibicom. Mam nadzieję, że na trybunach zawsze będzie komplet i to będzie naszym atutem – podkreśla trener Ruchu.

Duża publika – to i duże oczekiwania. – Słyszałem przed meczem komentarze, że będzie 7:0. Warta jednak nieźle grała w defensywie i nawet na naszym boisku było trudno, a gdyby było mniejsze, to walory przeciwnika tym bardziej zostałyby uwypuklone. Musimy zachować chłodne głowy – zaznacza Łukasz Bereta.

Nowak za Lecha

Środowe spotkanie miało dwa kluczowe momenty. Najważniejszy to oczywiście piękny gol Łukasza Janoszki, który we wspaniały sposób przywitał się – po 7 latach – z chorzowską publiką. – Gdy tylko zdrowie „Ecikowi” dopisuje, to obojętnie, na jakiej pozycji gra, zawsze jest dużą wartością. W pierwszej połowie trochę brakowało nam jakości. Pokazał ją „Ecik”, strzelając na 1:0 – przyznaje szkoleniowiec „Niebieskich”.

Ten drugi moment miał miejsce jeszcze przy stanie 0:0, gdy kapitalną interwencją drużynę od straty bramki uratował Tomasz Nowak. Nastoletni golkiper wskoczył między słupki, zastępując broniącego w dwóch pierwszych kolejkach Kamila Lecha.

– Zdecydowałem, że Kamil odpocznie. Choć w Świdnicy i Gaci wygraliśmy, to zawsze jest coś do poprawy. Tomek wszedł do bramki, dobrze zachował się w kilku sytuacjach, jestem z niego zadowolony. Kamila oczywiście nikt nie skreśla. W poprzednim sezonie bardzo dobrze bronił. Teraz początek miał ciut słabszy, ale również na niego liczę. Trochę szkoda, że nie zagraliśmy jeszcze na zero z tyłu. W środę byliśmy bardzo blisko, mogliśmy wcześniej wyjaśnić sytuację, ale w doliczonym czasie gry rywale dostali karnego. Trudno. Jeśli będziemy strzelać więcej, to i tak będę zadowolony. Mamy grać widowiskowo, mają padać gole. Nie chcemy grać defensywnie – uśmiecha się Łukasz Bereta.

Bez niepokojących sygnałów

Kibice zapewne uśmiechają się, widząc popisy strzeleckie Mariusza Idzika, który w środowy wieczór dorzucił do swego dorobku kolejny dublet i po trzech kolejkach ma już na koncie 5 bramek. Z drugiej strony, to wszystko sprawia, że – w połączeniu z kwotą odstępnego zapisaną w kontrakcie i wieloma tygodniami do końca okienka transferowego (zostanie zamknięte 30 września – przyp. red.) – ryzyko odejścia 23-latka do wyższej ligi jest naprawdę spore.

– Bartosz Włodarczyk z Kluczborka też ma 5 bramek, też ktoś może go „wyjąć” – odpowiada trener Ruchu. – W kontekście każdego zawodnika, który strzela gole, dobrze gra, jest możliwość odejścia. Ale mam nadzieję, że do końca okna nikt nie odejdzie. Nie mamy teraz żadnych sygnałów, by ktoś odszedł. Myślę, że wszyscy zostaną, a ktoś jeszcze przyjdzie. W mediach były doniesienia o Michale Fidziukiewiczu, ale go nie mamy. Poczekajmy, aż ktoś podpisze kontrakt…


Czytaj jeszcze: „Ecik” pięknie wita Cichą

Łukasz Bereta sam wywołał temat Bartosza Włodarczyka. To motor napędowy MKS-u, trafiał do siatki we wszystkich trzech wygranych przez kluczborską drużynę spotkaniach. Sobotni mecz na szczycie III-ligowej tabeli zapowiada się bardzo atrakcyjnie.

– Z Bartkiem się znamy, grał w Ruchu, chodził tu do szkoły, pochodzi z Rudy Śląskiej. Kibicuję mu, ale mam nadzieję, że w sobotę zostanie pokonany – uśmiecha się nasz rozmówca. – MKS już poprzedni sezon miał bardzo dobry. Na pewno czeka nas trudny mecz. Wiedziałem, że MKS będzie w czołówce, że swoją siłę mają Rekord, Ślęza czy Polonia, że „czarnym koniem” mogą być Goczałkowice. Początek sezonu pokaże, czy ktoś do tego grona dojdzie. ROW ma 5 punktów, nie poniósł jeszcze porażki. Widać, że w Rybniku dzieje się coraz lepiej. Teraz myślimy przede wszystkim o Kluczborku. Podchodzimy do tego na zasadzie, że gramy z teoretycznie silniejszą niż dotąd drużyną, która też będzie chciała atakować, dlatego będziemy mieli z przodu więcej miejsca – analizuje trener chorzowian.


31 LAT temu Ruchowi zdarzyło się ostatnio zacząć sezon od trzech zwycięstw. W 1989 roku, jako mistrzowie Polski, chorzowianie pokonywali kolejno Górnika Zabrze, Widzewa Łódź i Motor Lublin. Teraz dokonali tej sztuki na poziomie rozgrywkowym nr 4.



Popcorn zamiast koguta

Jedni mają koguty, a my mamy popcorn – żartowano w chorzowskim obozie po końcowym gwizdku spotkania z gorzowską Wartą. Zdobywca dwóch bramek Mariusz Idzik odebrał z rąk prezesa Seweryna Siemianowskiego nagrodę dla najlepszego zawodnika meczu: był nią voucher na 200 złotych od biura podróży Conti, partnera klubu, a także… pokaźne pudełko z prażoną kukurydzą.

– Chyba się podzielisz? – zapytał Idzika kolega z drużyny Daniel Paszek. Geneza tej sytuacji to historia z jednego z letnich festynów dla dzieci, organizowanych przez klub wraz z kibicami. Idzik chciał wtedy poczęstować się popcornem, ale kibice… odmówili mu.

– Bo musi trenować! Jak to, przed szpilem popcorn? Po meczu ja, ale nie wcześniej – tłumaczyli. O ile popcorn był raczej jednorazowy, o tyle nagroda dla najlepszego piłkarza meczu może stać się przy Cichej nową tradycją. Pytanie, ile razy jeszcze szansę jej zdobycia będzie mieć Idzik, który jest przymierzany do wyżej notowanych klubów i trzeba się liczyć z tym, że jeszcze tego lata opuści Ruch.

– Nic takiego nie słyszałem, staram się też nie czytać artykułów. Najwięcej słyszę o tym od dziennikarzy, chłopaki w szatni się podśmiechują, ale naprawdę staram się od tego izolować. Cieszy, że dobrze weszliśmy w sezon, że wpadają bramki. Nie ma się jednak co nastawiać, że wygramy wszystkie mecze. Pewnie jeszcze przyjdzie trudniejszy okres, bo tak zazwyczaj jest – tonuje nastroje snajper „Niebieskich”.


Na zdjęciu: W tym sezonie Mariusz Idzik jest niemal jak taran, o czym świadczy 5 bramek w trzech meczach.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus