Kac i zgrzytanie zębami

Rywalizacja hokeistów z Katowic oraz Krakowa, patrząc na ćwierćfinałowe dokonania obu zespołów, nie ma faworyta i trudno również wskazać w ilu meczach się zakończy. Inauguracyjna potyczka w katowickiej „Satelicie”, jakże ważna, zakończyła się wygraną „Pasów” 3:2. A przecież wszystko zaczęło się pomyślnie dla gospodarzy, którzy prowadzili już 2:0. Jednak rywale, grający szalenie konsekwentnie, potrafili odwrócić losy meczu.

Odrobić straty

– Kac po przegranej pozostał, bo nie tak sobie wyobrażaliśmy pierwszy mecz – wyjawia obrońca Tauronu, Jakub Wanacki, który nazajutrz świętował 28. urodziny. – Straciliśmy przypadkowe bramki, ale w play offie to one decydują o końcowym wyniku. Niemniej we wtorek mieliśmy analizę wideo i zobaczyliśmy, gdzie popełniliśmy błędy. Chwilowe wyłączenie się z gry, taka jest moja ocena, sprawiło, że zanotowaliśmy straty i porażkę.

Katowiczanie w I tercji zdecydowanie przeważali i mieli wiele sytuacji, by już „rozmontować” krakowski zespół i zapewnić sobie zwycięstwo. Lista nieszczęśliwych strzelców jest spora, ale odsłona zakończyła się bezbramkowym remisem.

– Gdy patrzyliśmy ponownie na mecz, było słychać zgrzytanie zębami, że nie potrafiliśmy wykorzystać dogodnych okazji. A potem sami daliśmy się zaskoczyć. I teraz trzeba odrobić straty – dodaje po chwili katowicki defensor.

W III tercji zauważyliśmy oznaki zmęczenia u niektórych zawodników Tauronu, zaś Cracovia fizycznie prezentuje się okazale – obrońcy są wysocy, a i większość napastników ma podobne parametry. Ten element również może odegrać niepoślednią rolę w tej rywalizacji. Do zespołu powraca kontuzjowany Oskar Krawczyk, który może wystąpić zarówno w ataku, jak i w obronie.

Taktyka najważniejsza

Trener Rudolf Rohaczek jest znany z tego, że potrafi dobrze przygotować zespół pod względem fizycznym oraz taktycznym. Na finiszu okresu transferowego wybierał zawodników, którzy będą spełniać jego oczekiwania. Cztery formacje pracują niemal w równym wymiarze.

– Zespoły chyba mają podobny potencjał i zanosi się na wyrównaną i dłuższą rywalizację -wyjawia napastnik „Pasów”, Mateusz Bepierszcz, który uderzył głową w bandę i zanosiło się na poważny uraz. – Początkowo nie mogłem się ruszyć i miałem czarne myśli, że to już koniec sezonu. Wszystko powoli wraca do normy, korzystam z pomocy rehabilitanta. Jakimś cudem przetrwaliśmy I tercję, a potem było tylko lepiej. Osiągnęliśmy wartościowy rezultat i chcielibyśmy go potwierdzić na własnym lodzie. Dwutygodniowa przerwa chyba wyszła nam na dobre, bo mogliśmy odpocząć fizycznie i mentalnie oraz mocniej potrenować. Podczas półfinałów nie ma już czasu na regularne zajęcia, bo trzeba zregenerować siły, przygotować się taktycznie i… znów zagrać mecz.

 

Na zdjęciu: Mateusz Bepierszcz (z lewej) zbiera zasłużone gratulacje za pierwszego, jakże ważnego, gola w Katowicach.