Kaczmarek i Robak już jadą do Łodzi
Już doszło do kadrowego trzęsienia ziemi, jakim była zmiana prezesa i zarządu stowarzyszenia i spółki, ale okazuje się, że to dopiero początek. Teraz pora na zmiany w pionie sportowym, co nowa prezes Martyna Pajączek w swoim wstępnym „expose” między wierszami zapowiedziała.
Pechowy Smółka
Zbigniew Smółka, 47-letni trener od dwunastu lat w zawodzie, stopniowo pnie się w górę ligowej hierarchii i ostatnio pracował w coraz silniejszych klubach – Odrze Opole, Stali Mielec, wreszcie w ekstraklasowej Arce. Tam pracował półtorej rundy – od czerwca 2018 roku do kwietnia 2019, a ewenementem było to, że ostatni mecz (zresztą derbowy z Lechią Gdańsk) prowadził już wiedząc, że został zwolniony.
Teraz może się zdarzyć, że czeka go to samo: we wtorek wieczorem Widzew rozgrywał sparring w Opalenicy z Zagłębiem Lubin, a jeżeli jeszcze nie było oficjalnej decyzji o zwolnieniu, to trener musiał już wiedzieć, że taka opcja jest poważnie rozważana. We wtorek od rana w siedzibie klubu było chyba jeszcze bardziej gorąco niż na dworze, bo ważył się los i Smółki, i dyrektora sportowego Łukasza Masłowskiego, który Smółkę niespełna miesiąc temu zatrudnił.
Ze zwolnienia Masłowskiego z kolei wynika, że otwiera się droga do trenerskiego gabinetu dla Marcina Kaczmarka, który już wcześniej był na liście Widzewa, ale z Masłowskim nie było mu po płockich doświadczeniach po drodze.
Robak namyśla się
To nie wszystkie kadrowe nowości. Gdy Marcin Robak nie przedłużył kontraktu z Śląskiem, za pewnik uznano jego transfer do Miedzi Legnica. Klub uzgodnił już z nim warunki dwuletniego kontraktu, ale nagle sprawa ucichła, bo piłkarz poprosił podobno o kilka dni do namysłu.
Właściciel Miedzi Andrzej Dadełło podtrzymywał tę wersję jeszcze w poniedziałek, dementując krążące plotki o tym, że lepsze warunki zaproponował Robakowi Widzew. Robił to jednak mało energicznie, dodając, iż nie przypuszcza, by Martyna Pajączek, którą przecież wylansował na menedżerską gwiazdę w polskim futbolu, miała zamiar sprzątnąć mu tego piłkarza sprzed nosa.
38 goli dla Widzewa
Przypomnijmy, że Robak, urodzony właśnie w Legnicy wychowanek tamtejszego Konfeksu i Miedzi, grał już w Widzewie dwa i pół sezonu w latach 2008-10. W ekstraklasie karierę zrobił w Koronie, skąd trafił do Widzewa. Miał pomóc w powrocie do ekstraklasy, ale utknął na drugim szczeblu na dwa lata, bo PZPN wstrzymał Widzewowi awans za karę za udział w korupcyjnych machinacjach.
Do jego 120 bramek w ekstraklasie należy więc doliczyć 38 widzewskich goli i tytuł króla strzelców I ligi.
Jego powrót do Łodzi to świetny pomysł marketingowy, bo mimo że kibice oklaskiwali jego gole dziesięć lat temu, to nadal o nim pamiętają i jest w Łodzi popularny. Ale w listopadzie skończy już 37 lat i raczej nie mieści się w koncepcji budowania perspektywicznej drużyny.
Na zdjęciu: Marcin Robak w Łodzi jest bardzo dobrze wspominany.
ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH
e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ