Kaczmarek: Piast wykorzystał słabości konkurencji

Detronizacja warszawskiej Legii wstrząsnęła panem, czy też uśmiał się pan po pachy? Obrońca mistrzowskiego tytułu przed decydującą batalią miał przecież wszystkie atuty w ręku, a na finiszu dał się ograć jak małe dziecko.

Bogusław KACZMAREK: – Ktoś kiedyś napisał taki poemat „Pochwała głupoty” (to rozprawa filozoficzna Erazma z Rotterdamu – przyp. BN). Utrata przez Legię mistrzowskiego tytułu jest pokłosiem tego, co wydarzyło się w niedalekiej przeszłości. W dwóch poprzednich sezonach legioniści jakoś się „prześliznęli” i zdobyli mistrzostwo, ale swojej wartości nie potwierdzili w europejskich pucharach. Odpadnięcie z tych rozgrywek z drużyną listonoszy i służb miejskich Luksemburga chwały naszemu mistrzowi nie przyniosło. Legia nie wyciągnęła wniosków z poprzednich doświadczeń i zapłaciła za to bolesną karę, zarówno w wymiarze sportowym, jak i finansowym. Czyli poległa na całym froncie.

W stołecznym klubie najbardziej trwałe są… zmiany. W Legii cały czas stawiają na niewłaściwych ludzi. Po zwolnieniu Jacka Magiery zatrudniono najpierw Chorwata Romeo Jozaka, a potem jego rodaka Deana Klafuricia. Ten drugi zdobył wprawdzie mistrzostwo i Puchar Polski, ale myślę, że do tej pory nie wie, jak to zrobił.

Idzie pan jak to się mówi kolokwialnie – po bandzie.

Bogusław KACZMAREK: – Przecież Klafurić nie miał empirycznej wiedzy na temat futbolu. Wcześniej prowadził drużynę drugiej ligi kobiet, dyscyplina sportowa niby ta sama, ale zupełnie inne uwarunkowania. Te chybione decyzje personalne w Legii są równoczesnym seppuku i harakiri.

Na równi pochyłej

W dwóch poprzednich sezonach drużyna z Łazienkowskiej też grała słabiutko, jednak potrafiła wyprzedzić konkurentów. Dlaczego w tym sezonie się nie udało?

Bogusław KACZMAREK: – Odpowiem na to przykładem z ostatniej kolejki sezonu 2016/2017. W ostatniej kolejce Jagiellonia grała z Lechem, a Legia z Lechią. Wszystkie te zespoły grały „na radio”. Wtedy gdańszczanie, prowadzeni przez Piotra Nowaka, mieli znacznie większe szanse na mistrzostwo niż w obecnym sezonie. Lechia postawiła jednak na kunktatorstwo i kalkulację, a bezbramkowy remis na Łazienkowskiej wystarczył jej do zajęcia 4. miejsca. Gdyby ograli Legię, byliby mistrzami. Życie pokazuje jednak, że nic dwa razy się nie zdarza. Zasługą Legii było tylko to, że grała w ekstraklasie, reszta to słabość jej konkurentów.

To – w pańskiej ocenie – jednorazowy upadek, czy też legioniści pożegnali się z mistrzowskim tytułem na dłużej”

Bogusław KACZMAREK: – Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, bo odwagę naszych zespołów ekstraklasowych możemy mierzyć tylko… odważnikiem. Chcąc sięgać po mistrzowski tytuł, trzeba po prostu grać w piłkę. Nasza LOTTO Ekstraklasa to równia pochyła, a jeżeli ktoś sądzi inaczej, niech poda mi przynajmniej trzy argumenty, że jestem w błędzie. Jeżeli mnie pamięć nie myli, nasz obecny mistrz – Piast Gliwice – ze średnią zdobytych punktów jest na szarym końcu wśród europejskich mistrzów. Tylko mistrz Armenii ma słabszą przeciętną od mistrza Polski.

Tropem Szombierek

Czy to nie ironia losu, że mistrzem Polski został właśnie Piast Gliwice? Raz – że zespół w poprzednim sezonie zapewnił sobie utrzymanie w ekstraklasie dopiero w ostatniej kolejce, wygrywając z Bruk-Betem Nieciecza 4:0. Poza tym prezes gliwickiego klubu Paweł Żelem po ostatnim meczu zdymisjonował trenera Waldemara Fornalika, chociaż ten miał jeszcze ważny kontrakt.

Bogusław KACZMAREK: – Znamy i pamiętamy okoliczności tego zamieszania, lecz nie zamierzam do tego wracać, bo musiałbym powiedzieć kilka niepochlebnych rzeczy, a nie chcę burzyć radości i dobrej atmosfery w Gliwicach. Przed rokiem Piast jedną nogą był w I lidze, a teraz wszystkim konkurentom pokazał plecy, więc opinia musi być wyważona. Sukces Piasta trzeba ująć w krajobrazie słabości polskiego futbolu, musimy oddać szacunek dla pracy i piłkarskiego rzemiosła piłkarzy Piasta. Waldek Fornalik potrafił wykorzystać w sposób maksymalny słabości konkurencji.

Kto po sezonie zasadniczym mógł wskazać Piasta jako przyszłego mistrza Polski? Tylko ktoś niespełna rozumu, bo gliwiczanie tracili 7 punktów do Legii i Lechii, a w perspektywie mieli wyjazdy do Gdańska i Warszawy. Nie chcę obecnego wyczynu Piasta porównywać do sukcesu Szombierek Bytom w 1980 roku i kunsztu trenerskiego Huberta Kostki. On wtedy też pokazał innym miejsce w szeregu, ale to był jednorazowy wyskok.

Co z tym Broszem? Górnik milczy!

Sięgając po mistrzowską koronę co innym udowodnił Piast?

Bogusław KACZMAREK: – Pokazał, że solidnym rzemiosłem – bo przecież nie było to rzemiosło artystyczne – można dotrzeć do celu. Na boisku było widać znakomite relacje pomiędzy poszczególnymi piłkarzami oraz emanację taktu i spokoju trenera. To było przeciwieństwo szaleńczych wybryków trenera Legii Sa Pinto, który 40 procent meczu był odwrócony tyłem do boiska, kłócąc się z sędziami i kim popadnie. Z piłkarzy, którzy mieli marzenia i wiele niespełnionych ambicji oraz utracili nadzieję na wielkie wyniki, Waldek zrobił drużynę. Miał pomysł na tę ligę i konsekwentnie go realizował.

Stracona szansa

Największym przegranym, obok Legii, była w zakończonym sezonie bliska pańskiemu sercu Lechia Gdańsk? Po zakończeniu sezonu zasadniczego miała tyle samo punktów co Legia i aż o siedem więcej niż Piast.

Bogusław KACZMAREK: – Mam duży szacunek dla tego, co zrobiła Lechia. Grali dwutorowo – w Pucharze Polski i w lidze, więc nie wystarczyło trenerowi Stokowcowi zmienników, którzy daliby jego drużynie odpowiednią jakość. Innymi słowy, Lechii po prostu zabrakło mocy przerobowych. Gdańszczanie zdobyli Puchar Polski, stanęli na pudle, więc nie mogą czuć się przegranymi, chociaż niedosyt na pewno pozostał, bo szansa sięgnięcia po dublet może się już nie powtórzyć.

Jak pan skomentuje słowa trenera Lechii Piotra Stokowca, że mistrzostwo Polski mogłoby zaszkodzić jego drużynie?

Bogusław KACZMAREK: – Nie sądzę, by po zdobyciu mistrzostwa Polski piłkarze dostawali rozstroju żołądka. Chyba że po fetującej sukces libacji. Niefortunne i nie dość precyzyjne sformułowanie w odniesieniu do sytuacji.

Dlaczego misja Adama Nawałki w poznańskim Lechu zakończyła się fiaskiem? Ostatnie miejsce w grupie mistrzowskiej nie jest powodem do dumy w przypadku takiego klubu.

Bogusław KACZMAREK: – Adam Nawałka przez ponad pięć lat pracy z reprezentacją Polski, obserwując mecze ligowe, nie do końca miał orientację, w co wchodzi. Drużyna narodowa i klub to dwie różne płaszczyzny działania. Widać, że nie potrafił się przestawić, bo przecież to mądry i inteligentny człowiek. Nie postawię jednak precyzyjnej diagnozy, dlaczego mu nie wyszło, bo mam za mało danych.

Matematyka jest okrutna, Zagłębie Sosnowiec i Miedź Legnica zdobyły najmniej punktów, więc musiały się pożegnać z ekstraklasą. Pańskim zdaniem zaprezentowały w elicie najgorszy futbol?

Bogusław KACZMAREK: – Czy wymienione przez pana zespoły grały najgorzej w ekstraklasie? To są mocno dyskusyjne rzeczy, więc ciężko się wypowiadać. Czytałem wywiad z trenerem Wisły Płock, Leszkiem Ojrzyńskim. Chyba jak nikt inny ma wsparcie klasztoru na Jasnej Górze. Nie ironizuję, sam jestem wierzący, chociaż nie aż tak, jak szkoleniowiec „Nafciarzy”. Kiedy Rafał Siemaszko strzelił gola ręką Ruchowi, „utopił” i chorzowian i Górnika Łęczna.

Do meczu Zagłębia Lubin z Arką nie będę wracał. A finisz obecnego sezonu? W Zabrzu „Nafciarzy” z Płocka od utraty gola dwukrotnie uratował słupek i raz poprzeczka. Jadąc do Górnika Wisła dwukrotnie „zahaczyła” o Częstochowę. A ostatni mecz z Zagłębiem Sosnowiec? Gol dla gości z minimalnego spalonego, poprzeczka w ostatniej minucie spotkania. Wisła Płock była jednym z najsłabszych zespołów w ekstraklasie, ale miała furę szczęścia. Może inne drużyny powinny zgłosić się do generała ojców paulinów w klasztorze na Jasnej Górze i poprosić go, by obdarzył łaskami wszystkie zespoły ekstraklasy?

 

Na zdjęciu: Trener Bogusław Kaczmarek przekonuje, że w warszawskiej Legii cały czas stawiają na niewłaściwych ludzi.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ