Kamil Jadach: Nigdy nie wolno wątpić

Oba wiosenne mecze, z GKS-em Bełchatów i Radomiakiem, rozpoczynał pan na ławce rezerwowych. Był pan bardzo rozczarowany z tego powodu?
Kamil JADACH: Na pewno nie nazwałbym tego rozczarowaniem, bo wszyscy prezentujemy podobny poziom. Mam na myśli bocznych pomocników, chociaż dzisiaj akurat zagrałem na środku. Taką decyzję podjął trener Skrobacz, a ja nie jestem zawodnikiem, który pokazuje fochy. Myślę, że dzisiaj wchodząc na boisku trochę pomogłem drużynie w odniesieniu zwycięstwa. Dlatego jestem zadowolony, chociaż wiadomo, że tak naprawdę chciałbym grać od pierwszej minuty. Trzeba jednak kibicować kolegom, którzy być może są lepiej dysponowani na dany mecz i taką szansę dostają.

Przed meczem z Radomiakiem trener Jarosław Skrobacz powiedział, że ma wyrównaną dwudziestkę zawodników i każdy z nich zasługuje na miejsce w podstawowym składzie. To była kurtuazja z jego strony?
Kamil JADACH: Nie, myślę, że taka jest prawda. Trener Skrobacz przed tym meczem do końca nie zdradził, kto wyjdzie w podstawowym składzie. Jeszcze raz dał szansę tej jedenastce, która rozpoczęła mecz w Bełchatowie. Można powiedzieć, że poniekąd to się sprawdziło i z tego na pewno możemy się cieszyć.

Wszedł pan na boisko i za chwilę straciliście bramkę. Co pan sobie pomyślał w tym momencie?
Kamil JADACH: Po moim wejściu straciliśmy dwie bramki, więc można powiedzieć, że byłoby wejście smoka, gdyby takim wynikiem skończył się ten mecz (śmiech). W tym miejscu kieruję wielkie brawa dla całej drużyny za to, że walczyliśmy do końca. Te nasze przyśpiewki to nie są puste słowa.

Nie zwątpił pan w korzystny wynik nawet przy dwubramkowym prowadzeniu rywali? Mówiąc kolokwialnie, Radomiak wam do tej pory „nie leżał”.
Kamil JADACH: Każda seria kiedyś się kończy. Myślę, że to scali naszą drużynę jeszcze bardziej i pokaże nam, że nie wolno wątpić w żadnym momencie meczu.


Zobacz jeszcze: Łukasz Norkowski: Chcemy „podskoczyć” w tabeli


Po I połowie wyglądało to tak, że nie padnie w tym meczu żadna bramka. Potem przy wyniku 0:2 chyba nikt się nie spodziewał, że zdobędziecie chociaż punkt. Który moment był przełomowy w tym meczu?
Kamil JADACH: Myślę, że Marek Mróz poderwał nas do walki, pociągnął drużynę. Nawet nie zdobytą bramką, ale wcześniejszą akcją. To był sygnał, że możemy jeszcze zawalczyć. I tak się właśnie stało.

Niczego wam nie ujmując, to razem z Faridem Alim macie razem tyle centymetrów, co najwyższy obrońca Radomiaka. A mimo to strzeliliście bramki głową.
Kamil JADACH: Czasami tak bywa, ze tych najmniejszych piłkarzy się „odpuszcza” w kryciu. Jak jednak życie pokazuje i piłka nożna, centymetry nie są ważne, liczy się technika (śmiech).

Pamięta pan, kiedy zdobył ostatniego gola?
Kamil JADACH: Tak, to było przed rokiem w meczu z Odrą Opole, który wygraliśmy u siebie 3:1.

A kiedy strzelił pan bramkę głową?
Kamil JADACH: Nie przypominam sobie takiej sytuacji.


Zobacz jeszcze: Rozmowa z trenerem Jarosławem Skrobaczem: Wszyscy są głodni gry