Kamil Spratek: Chcemy „tylko” wygrać z Garbarnią

BOGDAN NATHER: Jaką ocenę wystawiłby pan sobie za mecz przeciwko Radomiakowi?
KAMIL SPRATEK: – Na pewno odczuwam niedosyt z powodu wyniku, bo wcale nie musieliśmy tego meczu przegrać. A mój występ? Nie był najgorszy, ale też nie najlepszy. Wprawdzie miałem udział w strzelonej przez Sebastiana Musiolika bramce, ale mogłem też zapobiec utracie przez nas goli. Zwłaszcza drugiego, bo za późno doskoczyłem do Mazana, który wrzucił piłkę na prawe skrzydło, gdzie obrońca Radomiaka idealnie obsłużył napastnika, a ten skierował piłkę do naszej bramki.

Najlepszy pana występ w tym sezonie?
KAMIL SPRATEK: – Myślę, że wygrany 3:1 mecz z Olimpią Elbląg. Nie tylko strzeliłem bramkę, ale czułem się bardzo dobrze i chyba nieźle zagrałem. Ale najważniejsze było zwycięstwo drużyny.

W tym sezonie „złapał” pan już dwie czerwone kartki. Ktoś mógłby panu zarzucić, że jest boiskowym brutalem. Jakby się pan bronił?
KAMIL SPRATEK: – Kategorycznie zaprzeczam, że gram brutalnie. Moje faule wynikają najczęściej ze złego ustawienia i spóźnionych interwencji. Nigdy nie nastawiam się na grę faul. W meczu z Siarką Tarnobrzeg dostałem bezpośrednią czerwoną kartkę za faul ratunkowy, w którym nie było żadnej złośliwości. Nie dotrwałem również do końcowego gwizdka sędziego w meczu z Wisłą Puławy. Tam w końcówce spotkania dostałem drugą żółtą kartkę i zostałem odesłany do szatni. Ta druga żółta kartka była z głupotę.

Jest pan bardzo surowy dla siebie…
KAMIL SPRATEK: – Poniosła mnie młodzieńcza fantazja. Miałem już żółtą kartę i blokowałem bramkarza gości przy próbie wybicia piłki.

Na jakiej pozycji czuje się pan w miarę komfortowo? To znaczy gdzie jest pan najbardziej przydatny drużynie?
KAMIL SPRATEK: – Uważam, że na tzw. „ósemce”, czyli przed „6” i tuż za „10”. Mam swoje atuty w ofensywie, ciągnie mnie do przodu. W obronie też jestem pożyteczny, więc ten środek pomocy pasuje mi najbardziej. Nieźle gram głową, chociaż w ostatnim meczu z Radomiakiem zabrakło mi precyzji. Gdybym w I połowie lepiej przymierzył, cieszylibyśmy się ze zdobycia gola.

Jesienią przegraliście z Garbarnią na własnym boisku aż 1:4. Długo miał pan kaca z tego powodu?
KAMIL SPRATEK: – Powiedzmy sobie szczerze, ten mecz nie był najlepszy w naszym wykonaniu, był wręcz słaby. W ciągu tygodnia rozegraliśmy trzy mecze i byliśmy trochę przemęczeni. Poza tym chyba zlekceważyliśmy Garbarnię, która w tym momencie była w dołku. Czy ta porażka długo siedziała w mojej głowie? Nie ukrywam – trochę rozmyślałem, bo po tym meczu straciłem miejsce w podstawowej jedenastce. Nie załamałem się jednak i walczyłem o powrót do podstawowego składu.

Teraz jedziecie do Krakowa z mocnym postanowieniem wzięcia odwetu?
KAMIL SPRATEK: – Rzeczywiście padło takie hasło, że trzeba się zrewanżować Garbarni za jesienną porażkę. Pojedziemy jednak „tylko” po zwycięstwo i trzy punkty, nie chcemy gromić rywala. Mam nadzieję, że zrobimy to po dobrej grze.

Pański wujek, Jan Woś, rozegrał w ekstraklasie 324 mecze. Pana marzeniem również są występy w elicie?
KAMIL SPRATEK: – Na pewno tak. Cele mam bardzo wysokie. Na razie nie powiem, że ekstraklasa jest w moim zasięgu, ale mam większe ambicje niż spokojna gra w drugiej lidze. Chciałbym kiedyś spróbować kiedyś swoich sił w ekstraklasie, a potem nawet za granicą. Do tego będę dążył.