Kamil Wilczek: Miło będzie strzelić Piastowi

Rozmowa z Kamilem Wilczkiem, napastnikiem FC Kopenhaga, byłym piłkarzem Piasta Gliwice.


Telefony w ostatnim czasie się urywają?

Kamil WILCZEK: – Nie da się ukryć. Od kilku tygodni tak jest. Nie wszystkie odbieram, większość nie, dzięki czemu da się żyć (śmiech).

Zazwyczaj głośno było o Kamilu Wilczku, gdy strzelał kolejne gole. W ostatnich tygodniach mówi się tylko o pana transferze do największego rywala Broendby i o pana bezpieczeństwie. Czy ten temat już się uspokoił?

Kamil WILCZEK: – Nie do końca, wciąż niektórzy go rozdmuchują. Kilka razy powiedziałem w zasadzie wszystko na ten temat, że to mój zawód i myślę o swojej karierze i o rodzinie. Nie robię nikomu na złość, albo dla rozgłosu. Opublikowano wiele nieprawdziwych informacji. Szczerze, to nie chce już mi się na ten temat mówić. Wolę się skupić na piłce i na strzelaniu goli.

Po golu strzelonemu Broendby spotkały pana jakiekolwiek nieprzyjemności?

Kamil WILCZEK: – Nie, nic się nie wydarzyło.

Sentymentalny czas ostatnio dla pana. Najpierw mecz z Broendby i gol. Teraz pora na Piasta. Też z golem?

Kamil WILCZEK: – No tak się to ułożyło. Czy z golem? Nie wiem, na pewno będę chciał strzelić, bo… od tego jestem na boisku. Jestem napastnikiem i z bramek jestem rozliczany. Nie ma znaczenia przeciwko komu gram. Oczywiście mecz z Piastem to miła sprawa, ale na boisku nie ma miejsca na sentymenty.

Zawodniczy często zapowiadają, że po zdobyciu bramki w meczu ze swoim byłym klubem nie będę celebrowali. Po golu strzelonemu Broendby nie krył pan radości. Jakie jest pana podejście do tej kwestii?

Kamil WILCZEK: – Tak, jak wspominałem jestem od zdobywania bramek. A co do cieszenia się, to niczego nie będę zapowiadał, bo mecz to emocje. A gdy strzela się gola to emocje są jeszcze większe. Szacunek dla przeciwnika to jedno, a mecz to drugie.

Nie żałował pan, że mecz nie odbędzie się przy Okrzei? Byłaby okazja odwiedzić stare kąty.

Kamil WILCZEK: – Dużej różnicy by to nie robiło, bo czasy mamy, jakie mamy. Mecz odbywa się be udziału kibiców, my z hotelu za bardzo wychodzić nie możemy. Dlatego miejsce rozgrania spotkania nie jest tak istotne. Gramy w Danii i na pewno zapowiada się ciekawy mecz.

Ciekawy, ale zdecydowanym faworytem jest pana klub. Chyba sami to czujecie?

Kamil WILCZEK: – Nie ma co ukrywać, że nimi jesteśmy. Każdy stawia na nas, ale to nie jest tak, że zlekceważymy Piasta. W środę mamy odprawę, dokładnie przeanalizujemy grę gliwiczan. Musimy być czujni, bo to tylko jeden mecz. Jeden błąd w defensywie może sprawić, że będziemy w tarapatach. Trzeba uważać, tym bardziej, że w lidze na razie nam nie idzie i nie wygląda, tak jak powinno.

FC Kopenhaga to najlepszy klub w Danii w ostatnich latach. Jakie cele na ten sezon?

Kamil WILCZEK: – Te co zawsze. Mistrzostwo Danii, a jeśli chodzi o europejskie puchary, to gra w fazie grupowej Ligi Europy. To mi się w tym klubie podobna, że nie ma miejsca na minimalizm. Wysokie oczekiwania to norma. Mam już za sobą pierwsze mecze i pierwsze gole. Wyniki na razie są dalekie od oczekiwań, ale jestem pewien, że będzie tylko lepiej. Całą drużynę stać na więcej, to jeszcze nie jest nasz poziom.

Strzelał pan regularnie w Broendby, teraz zaczął pan w FC Kopenhaga. Dania to pana piłkarskie miejsce na ziemi, bo w Turcji nie wyglądało to tak, jak pan sobie wyobrażał.

Kamil WILCZEK: – Coś w tym musi być. Nie ma przypadku, że tutaj strzelam, a kilka miesięcy temu byłem kompletnie innym piłkarzem. W Turcji nie potoczyło się wszystko, tak jak myślałem, ale to już przeszłość. Dlatego wróciłem do Danii, by znów cieszyć się z bramek.


Czytaj jeszcze: Stary problem, nowe konsekwencje

Co z pana powrotem do Ekstraklasy, bo w przeszłości były takie zapowiedzi?

Kamil WILCZEK: – Gdy przechodziłem do tureckiego Goeztepe to planowałem, że po wypełnieniu kontraktu wrócę do Polski. Jak widać, życie napisało kompletnie inny scenariusz, dlatego już nic za bardzo nie planuję. Zobaczymy co będzie za kilka lat. Niczego nie wykluczam, ale teraz już o tym nie rozmyślam.

Powrót do Piasta?

Kamil WILCZEK: – Nie mówię nie, ale… to zależeć może nie tylko ode mnie. Najpierw Piast musiałby mnie chcieć. To jednak odległy temat i nie ma co się rozwodzić nad nim.


Fot. Rafal Rusek / PressFocus