Kamil Wilczek: Nie ma miejsca na tłumaczenia

Rozmowa z Kamilem Wilczkiem, napastnikiem Piasta Gliwice.


W Ołomuńcu nie zaprezentowaliście się dobrze, ponosząc porażka z Sigmą 1:2. We wcześniejszych meczach kontrolnych wyniki były lepsze. Który Piast jest prawdziwy?

Kamil WILCZEK: – Na pewno Sigma była najmocniejszym przeciwnikiem, z jakim zagraliśmy tego lata i było to widać na boisku. Natomiast wiadomo, jak to jest ze sparingami, nigdy nie są w stuprocentowym odnośnikiem do tego, co będzie działo się w lidze. Ten mecz pokazał, nad czym musimy pracować przed startem ekstraklasy. Na pewno nie wszystko wyglądało tak, jakbyśmy chcieli . Musimy zagrać lepiej na inaugurację. Tu nie ma żadnych wątpliwości.

Taka porażka tuż przed ligą może Was tylko zmobilizować?

Kamil WILCZEK: – Myślę, że tak. Chyba już każdy wie, że trzeba się będzie dużo bardziej wysilić, jeśli chcemy z Jagiellonią uzyskać korzystny dla nas wynik.

Niektórzy mówią, że przegrana z Sigmą, to dobra wróżba…

Kamil WILCZEK: – Też to słyszałem i wiem, o co chodzi. Piast przegrał cztery lata temu z Sigmą, a potem zdobył mistrzostwo Polski. Wierzę w to, że co się źle zaczyna, to się dobrze kończy. Oby tak było w lidze. Dla nas naprawdę ważne jest, żeby zacząć sezon z przytupem, bo wtedy gra się inaczej.

Za panem pierwszy w pełni przepracowany okres przygotowawczy pod wodzą trenera Waldemara Fornalika. Jak się czuje Kamil Wilczek?

Kamil WILCZEK: – Dobrze, wszystko w porządku. Zdrowie dopisuje, fizycznie i kondycyjnie też jest dobrze. W każdym klubie treningi i okresy przygotowawcze wyglądają trochę inaczej. Nie chodzi o to, że gdzieś pracuje się lepiej, a gdzieś gorzej, po prostu trzeba poznać specyfikę treningów, bo każdy trener ma jakiś swój pomysł i opracowany plan. Czasem jest więcej siłowni, czasem więcej biegania. Kwestia adaptacji jest najważniejsza, ja mam już to za sobą i poznałem system przygotowań w Piaście. Jestem gotowy do sezonu.

Napastnik, zwłaszcza gdy gra się jednym wysuniętym, żyje z podań. Jak duży wpływ na pana mogą mieć roszady w zespole? Nie ma Martina Konczkowskiego, który wykonywał najwięcej dośrodkowań w całej lidze, Damian Kądzior leczy uraz, a doszedł Grzegorz Tomasiewicz.

Kamil WILCZEK: – Jako napastnik muszę być gotowy od pierwszego gwizdka, pierwszego meczu. Tak samo dotyczy to innych. Nie ma wytłumaczeń czy szukania jakiego alibi. Ktoś, kto będzie grał za Martina, musi robić wszystko, by dawać tyle samo jakości. Każdy czeka na szansę i musi zrobić wszystko, by ją wykorzystać. Tak to funkcjonuje w piłce.

Rauno Sappinen wraca po kontuzji. Reprezentant Estonii jest konkurentem dla pana w ataku, czy jednak partnerem z formacji ofensywnej? Możecie grać razem w wielu meczach?

Kamil WILCZEK: – To pytanie raczej do trenera. Mamy kilku napastników, ofensywnych piłkarzy i… rywalizujemy ze sobą. Trzeba zachować czujność!

Wiosną strzelił pan 5 goli niemal z marszu. Mogło być lepiej, mogło być gorzej. Jaki jest pana cel na nowy sezon?

Kamil WILCZEK: – Cel zawsze jest, ale… nie lubię o nim publicznie rozmawiać. To jest indywidualna sprawa, może nie powiesiłem karteczki na lodówce, ale w głowie wiem, czego chcę dokonać w tym sezonie. W futbolu zawsze trzeba do czegoś dążyć i tak jest ze mną.

To na koniec, na co stać Piasta w tym sezonie?

Kamil WILCZEK: – W piłce bardzo trudno jest przewidzieć, co się wydarzy. Życie wszystko weryfikuje. Musimy grać tak, jak w poprzedniej rundzie, być skoncentrowani tylko a najbliższym meczu i robić swoje.


Na zdjęciu: Kamil Wilczek, czyli pierwsza strzelba Piasta. Ile razy wystrzeli w nowym sezonie?

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus