Kamil Wilczek: Potrzebowałem nowego bodźca

 

Nie minął tydzień od pana transferu do Turcji, a już zdołał pan zadebiutować w barwach Goztepe i to w wygranym meczu z Besiktasem na otwarcie stadionu…
Kamil WILCZEK: – Sporo się działo w ostatnich dniach. Wrażenia są jednak wyłącznie pozytywne. Otwarcie nowego stadionu było wielkim wydarzeniem w mieście. Oczekiwanym od dawna. Wszyscy tym żyli, klub mocno nakręcał atmosferę, kibice również. Premiera się udała, mecze z Besiktasem są zawsze prestiżowe, więc wygrana na inauguracje stadionu to dobry znak. Atmosfera na trybunach była rewelacyjna.

Spodziewał się pan, że tak szybko dostanie okazję debiutu? Można powiedzieć, że jeszcze nie zdążył się pan rozpakować, a już wybiegł na murawę.
Kamil WILCZEK: – Byłem przygotowany na granie mimo tego, że niedawno dotarłem do Turcji. Miałem za sobą jednak kilka treningów z zespołem, fizycznie także czuję się gotowy. Teraz mam cały tydzień, żeby odpowiednio przygotować się do kolejnego spotkania i na pewno będę czuł się lepiej.

Sprawdzam kadrę Goztepe i widzę, że jest kilku napastników, a zazwyczaj gracie jednym wysuniętym. Będzie ciężko o miejsca w składzie?
Kamil WILCZEK: – Ja tak na to nie patrzę. Gramy standardowym ustawieniem z jednym napastnikiem, skrzydłowymi i typową 10. Kadra jest pełna jakości i talentów, ale wiem na co mnie stać. Najważniejsze, że od pierwszych chwil dobrze się tutaj czuję, atmosfera też jest w porządku. Szybko złapałem kontakt z nowymi kolegami. Jest tutaj kilku obcokrajowców, ale i miejscowi także są bardzo pomocni i otwarci. Moim celem jest regularna gra i strzelanie goli. Tak, jak to miało miejsce w Danii.

Jak wygląda komunikacja w zespole i z tureckim trenerem?
Kamil WILCZEK: – Każdy obcokrajowiec ma przydzielonego tłumacza. Ja też takiego dostałem, ale tak to staram się porozumiewać w języku angielskim.

Na razie pana nowy klub zajmuje ósme miejsce w ligowej tabeli. Celem na ten sezon są europejskie puchary?
Kamil WILCZEK: – Trudno powiedzieć, bo nie rozmawialiśmy na ten temat. Goztepe to klub o dużym potencjale, który ciągle idzie do przodu i się rozwija. Jest na dorobku, choć ma też swoją tradycję. Kibice są fantastyczni i ten nowy stadion jest kolejnym dowodem na to, że ambicje są duże. Z roku na rok ma być lepiej.

Duże różnice widzi pan po pierwszych dniach pomiędzy Broendby a Goztepe?
Kamil WILCZEK: – Umówmy się, jest mnóstwo różnic, ale nie mogę powiedzieć, że tu jest coś lepsze a tam było gorsze. Jest po prostu inne. To inny kraj, inna kultura, ale oba kluby stoją na wysokim poziomie.

Rodzina już do pana dołączyła?
Kamil WILCZEK: – Jeszcze nie, na razie mieszkam w centrum treningowym, ale jestem na etapie szukania mieszkania. Myślę, że w ciągu tygodnia to się uda. Żona z dziećmi załatwię ostatnie sprawy w Danii i gdy je zamknie, to przylecą do mnie. Z tego co słyszałem jest szansa na lokum z widokiem na morze (śmiech). Tak poważnie, to najważniejsze, aby oni się dobrze tutaj czuli. Szukam czegoś w dogodnej lokalizacji pomiędzy bazą treningową, stadionem a szkołą. Logistycznie też jest ok, bo mamy połączenie lotnicze z Katowicami i z domem.

Niedawno obchodził pan 32 urodziny. Czy odbierając życzenia myślał pan o tym transferze?
Kamil WILCZEK: – Może na zewnątrz nie wyglądało na to, że będę zmienił klub, ale ja od dawna miałem sygnały, że tak się może stać. W ostatnim czasie było wiele ofert, jedne były lepsze, inne gorsze. Temat Goztepe to była szybko i konkretna oferta. Co ciekawe wcześniej nie wiedziałem o ich zainteresowaniu, a okazało się, że oni przyjeżdżali mnie obserwować. Tak szczerze, to była najlepsza oferta jaką dostałem. Podzwoniłem po znajomych, przeanalizowałem za i przeciw, oczywiście plusów było zdecydowanie więcej i stwierdziłem, że to rozsądny kierunek. Organizacja w klubie jest na wysokim poziomie, bo wszystkie sprawy formalne zostały załatwione w dwa dni. Szybko mogłem skupić się na treningu.

Niedawno pobił pan rekord goli w historii Broendby. Nie chciał pan w Danii zostać legendą?
Kamil WILCZEK: – Trudno powiedzieć. Czułem, że doszedłem do takiego punktu, iż potrzebowałem nowego bodźca. W Broendby spędziłem sporo czasu, przeżyłem wiele wspaniałych chwil i poznałem mnóstwo świetnych ludzi. Przyszedł jednak moment, w którym musiałem coś zmienić. Zacząłem się czuć komfortowo, może nawet za bardzo komfortowo. Cztery lata to sporo i moja motywacja zaczynała opadać.

Kopenhaga to ładne miasto, ale Izmir sam się reklamuje jako najlepsze miejsce od życia w Turcji. Zatoka, port, morze…
Kamil WILCZEK: – Też słyszałem, że jest ładnie, ale nie miałem okazji jeszcze sam się o tym przekonać. Z drugiej strony… nie przyjechałem tutaj na wakacje. Chcę grać i strzelać gole. Mam nadzieję, że moja rodzina będzie się tutaj dobrze czuła. Ludzie są otwarci i pomocni, pierwsze wrażenia są na plus. Teraz będę chciał się wszystkim odwdzięczyć za takie przyjęcie.

 

Na zdjęciu: – To była szybka i konkretna oferta – mówi o przenosinach do Turcju Kamil Wilczek (w środku).