Kamyk do ogródka PZPN

 

Drużyna trenera Jarosława Skrobacza po raz ostatni zainkasowała komplet punktów 26 października, wygrywając 2:0 na własnym boisku z Olimpią Grudziądz. Potem jastrzębianie nie mieli wprawdzie „pustych przebiegów”, ale tylko cztery punkty zdobyte w czterech potyczkach ligowych nie są dorobkiem, który satysfakcjonowałby sztab szkoleniowy i piłkarzy z Jastrzębia Zdroju. Najbardziej chyba żałują zwycięstwa wypuszczonego z rąk w spotkaniu z Miedzią Legnica, w którym prowadzili 2:0 i nie wykorzystali dwóch dwustuprocentowych okazji do zdobycia trzeciego gola. Dwa punkty więcej na koncie zdecydowanie poprawiłyby notowania GKS-u 1962 przed wiosenną turą meczów.

Wtorkowy mecz z Puszczą Niepołomice ułożył się idealnie dla podopiecznych trenera Skrobacza – gol zdobyty w I połowie „do szatni” i możliwość gry z kontrataku. Ale to była tylko teoria, bo po przerwie goście z Niepołomic dłużej utrzymywali się przy piłce i poważnie zagrażali bramkarzowi Mariuszowi Pawełkowi. Doświadczony golkiper radził sobie doskonale, zwłaszcza na przedpolu, ale stracie wyrównującego gola nie był w stanie zapobiec, choć Jose Embalo zdobył go trochę przypadkowo.

Boczni obrońcy GKS-u 1962 pozwalali na zbyt wiele skrzydłowym Puszczy i trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że w końcówce spotkania jastrzębianie mieli dużo szczęścia, że nie stracili drugiego gola. 26-letni Jakub Bąk, jakby nie patrzeć z występami w ekstraklasie (Korona Kielce, Pogoń Szczecin) w CV, miał dużo miejsca i czasu, by przełożyć sobie piłkę z lewej na prawą nogę i skierować ją do siatki. W momencie, gdy spartaczył wyśmienitą okazję, nie tylko piłkarze GKS-u i ich ławka rezerwowych odetchnęła z ulgą.

Przed wcześniejszym meczem z GKS-em Tychy 20-letni pomocnik Marek Mróz w rozmowie ze „Sportem” przyznał: „Można powiedzieć, że do pełni szczęścia brakuje mi tylko strzelonej bramki. Byłem bardzo bliski zdobycia gola w meczu z Miedzią, ale ich bramkarz Łukasz Załuska obronił mój strzał. Na szczęście na miejscu był Farid Ali i dobił piłkę do siatki.

Drugi raz mogłem pokusić się o strzelenie bramki w spotkaniu z Olimpią Grudziądz. Po moim uderzeniu obrońca odbił futbolówkę ręką, ale Damian Tront zamienił podyktowany rzut karny dla drugiego gola dla nas. Może uda mi się wpisać na listę zdobywców bramek w którymś z trzech ostatnich meczów w tym roku.

W Tychach się jeszcze nie udało, ale we wtorek wychowanek Sandecji Nowy Sącz dopiął celu. Strzelony gol nie sprawił mu jednak tylko radości, ile dałby mu w przypadku zwycięstwa gospodarzy. – Tę bramkę chciałem zdobyć dużo wcześniej, to był mój cel indywidualny, ale przede wszystkim chcieliśmy w tym meczu zwyciężyć – powiedział po końcowym gwizdku arbitra Marek Mróz.

– Niestety, nie udało nam się tego dokonać, ale wynosimy z tego meczu przynajmniej jeden punkt. Myślę, że w sobotnim meczu ze Stomilem Olsztyn wygramy. Czy podział punktów z Puszczą nas nie martwi? To naprawdę nie był łatwy mecz. Gra była bardzo szarpana, dlatego musimy wyciągnąć z tego wnioski i zrobić wszystko, by tę rundę zakończyć w lepszym stylu.

Jastrzębianie już po raz drugi w trakcie tej rundy mają ekspresowe tempo rozgrywania meczów. Od 19 października do 26 października musieli rozegrać trzy mecze ligowe (z Podbeskidziem Bielsko-Biała, Wigrami Suwałki i Olimpią Grudziądz), teraz czeka ich identyczny maraton.

Rozpoczęli go 23 listopada meczem z GKS-em Tychy, a zakończą w najbliższą sobotę (30 listopada) pojedynkiem ze Stomilem Olsztyn. Wściekły na taki terminarz jest trener [Jarosław Skrobacz], lecz trudno mu się dziwić, skoro ludziom z futbolowej centrali brakuje wyobraźni. – Dziękujemy PZPN-owi za taki układ gier, że w końcówce rundy mecze trzeba grać co trzy dni – powiedział rozgoryczony szkoleniowiec GKS-u 1962 Jastrzębie. – Coś tutaj nie pasuje, skoro gramy dziewiętnasty, czy dwudziesty mecz w sezonie, a boiska są bardzo ciężkie. Ktoś chyba tego nie rozumie, że piłkarze nie są robotami, tylko ludźmi i mają prawo odczuwać zmęczenie. Absolutnie nie chciałbym zrzucać na to winy za nie satysfakcjonujący nas wynik, ale ma to na pewno wpływ na poziom meczu i jakość gry.

 

Na zdjęciu: Marek Mróz wykonał swój plan indywidualny, ale jego drużyna znowu musiała zadowolić się tylko remisem.