Kapitan załatwił zwycięstwo

 

Każdy mecz jest inny i ma swoją historię. Gdy podejmowaliśmy Łotyszy w Warszawie, długo utrzymywał się wynik bezbramkowy (ostatecznie Polska wygrała 2:0 – przyp. red.). Byliśmy w posiadaniu piłki, stwarzaliśmy sytuacje pod ich bramką, ale mamy w pamięci dwie kontry rywali, które były naprawdę groźne i mogliśmy po nich stracić gole – przestrzegał przed pierwszym gwizdkiem selekcjoner biało-czerwonych, Jerzy Brzęczek i jednocześnie komplementował przeciwników: – Zaangażowanie i umiejętności mają na takim poziomie, że nie powinni być w tym momencie bez choćby jednego punktu. Zrobimy jednak wszystko, by po meczu z nami się to nie zmieniło. Choć jesteśmy faworytem, to historia uczy pokory. Nie lubię liczyć bramek przed meczem. Zależy mi na maksymalnym zaangażowaniu i koncentracji – podkreślał trener Brzęczek.

Szybkość „Grosika”

Konfrontacja z najsłabszą drużyną w grupie była doskonałą okazją do zmazania plamy po wrześniowych meczach ze Słowenią i Austria, w których Polacy – łagodnie mówiąc – nie zaprezentowali się najlepiej, zdobywając w nich tylko punkt. Chęć udowodnienia swojej wyższości była ogromna i mimo kilku roszad w składzie – w bramce stanął Wojciech Szczęsny, na lewej obronie zagrał niewidziany w kadrze od początku czerwca Maciej Rybus, a na prawej pomocy hasał Sebastian Szymański.

Te roszady miały poprawić styl gry biało-czerwonych i już w 9 minucie objęli prowadzenie. Lewą stroną przedarł się Kamil Grosicki, zagrał do Roberta Lewandowskiego, który przedłużył do Szymańskiego i wbiegł w pole karne, spodziewając się podania. Otrzymał je i nie miał problemu ze zdobyciem bramki. Po 4 minutach było było już 0:2. Kolejny raz na lewym skrzydle pokazał się Grosicki, a jego idealne zagranie mocnym strzałem z 12 metrów sfinalizował nasz kapitan. Polacy nie ustawali w atakach, szukając szans na kolejne gole. Gospodarze zmuszali ich jednak do gry atakiem pozycyjnym, obawiając się podjąć większe ryzyko w ofensywie.

Pełna kontrola

W 28 minucie dał o sobie znać Grzegorz Krychowiak. Po akcji środkiem pola i dograniu Mateusza Klicha pomocnik Lokomotiwu Moskwa przymierzył z dystansu, sprawiając spore kłopoty Andrisowi Vaninsowi. Pełna kontrola Polaków sprawiła, że Łotysze rzadko przedostawali się pod bramkę Szczęsnego, a pierwszy rzut rożny zdołali wywalczyć dopiero w 38 minucie.

Krótko po nim jedną z niewielu akcji miejscowych uderzeniem zza pola karnego zakończył Olegs Laizans, ale piłka minęła cel. Im bliżej przerwy, tym biało-czerwoni pilnowali korzystnego rezultatu, nie kwapiąc się specjalnie do zdobycia trzeciej bramki, której domagała się liczna grupa kibiców.

Efekt konsekwencji

Ta mogła paść tuż po wznowieniu gry po przerwie. Szymański ładnie – tym razem na prawej stronie – uruchomił Grosickiego, ale ten za daleko wypuścił sobie piłkę i złapał ją Vanins. Nasi piłkarze chcieli pójść za ciosem. Z mozołem konstruowali więc akcje, chcąc podreperować konto bramkowe. W 51 min przed kolejną szansą – tym razem po kontrze – stanął „Grosik”, lecz po jego uderzeniu z linii pola karnego piłka… ledwo doturlała się do rąk łotewskiego golkipera.

Doping się nasilał, więc Polacy z każdą minutą podkręcali tempo. Krótko po wejściu na boisko swą obecność chciał zaznaczyć Krzysztof Piątek. Ładnie „zatańczył” przed polem karnym i oddał mocny strzał, ale dokładnie tam, gdzie stał kapitan Łotyszów. Konsekwentna w końcu przyniosła efekt, choć trzeci gol padł po nieco przypadkowej akcji. Piątek zagrał do Grosickiego, ten chciał oddać strzał, a wyszło mu… podanie do „Lewego”, który tylko dołożył nogę do piłki i posłał do siatki. W końcówce miejscowi śmielej podchodzili pod naszą bramkę i kilka razy rozgrzali Szczęsnego, lecz honorowego gola nie udało im się strzelić.

Lepiej w niedzielę?

Tym samym na Daugavas Stadions w Rydze, gdzie przed 12 laty zawody w pchnięciu kulą wygrał Tomasz Majewski. W czwartkowy wieczór biało-czerwoni nie mieli większych problemów, by pchnąć przeżywających ogromny kryzys Łotyszów. By w niedzielę cieszyć się z kolejnych punktów i awansu do przyszłorocznego Euro, z Macedonią Północną trzeba będzie zagrać zdecydowanie lepiej.

 

Łotwa – Polska (0:2)

0:1 – Lewandowski, 9 min (asysta Szymańskiego), 0:2 – Lewandowski, 13 min (asysta Grosickiego), 0:3 – Lewandowski, 76 min (asysta Grosickiego)

ŁOTWA: Vanins – Jagodinskis, Dubra, Oss, Maksimenko – Gutkovskis, Rugins, Ikaunieks, Laizans (72. Tobers), Kigurs (86. Ciganiks) – Rakels (72. Karasausks). Trener Slavisza STOJANOVIĆ. Rezerwowi: Ozols, Steinbors, Kamess, Ikaunieks, Tarasovs, Czernomordijs, Punculs, Uldrikis.

POLSKA: Szczęsny – Kędziora, Glik, Bednarek, Rybus (80. Reca) – Szymański, Klich (60. Piątek), Krychowiak, Zieliński, Grosicki (77. Frankowski) – Lewandowski. Trener Jerzy BRZĘCZEK. Rezerwowi: Skorupski, Majecki, Jędrzejczyk, Cionek, Góralski, Milik, Furman, Kądzior, Bereszyński.

Sędziował Halis Ozkahya. Asystenci: Kemal Yilmaz i Ceyhun Sesiguzel (wszyscy Turcja). Widzów 7107. Czas gry: 96 (46+46). Żółta kartka Maksimenko (52, faul).

 

Na zdjęciu: Powodów do radości biało-czerwoni mieli w Rydze trzy. Tylko trzy…