„Kasol” po setce

Konrad Kasolik w niedzielnym zwycięskim meczu ze Stalą Rzeszów zanotował swój setny oficjalny występ w barwach „Niebieskich”. Przeszedł z nimi niesamowitą drogę.


Jubileusz zapamiętam bardzo dobrze. Wygraliśmy, bramki co prawda nie zdobyłem, ale zagraliśmy na zero z tyłu i to bardzo cieszy – mówi Konrad Kasolik, który w niedzielnym meczu ze Stalą Rzeszów (2:0) zanotował swój setny oficjalny występ w barwach Ruchu.

Przepaść gigantyczna

25-letni środkowy obrońca chcąc nie chcąc stał się jednym z symboli „czasu odbudowy”, jak określa się w Chorzowie okres, który trwa od spadku do trzeciej ligi i gruntownych zmian wewnątrz klubu, a zakończyć ma się powrotem do wymarzonej ekstraklasy. Dwa awanse już za „Niebieskimi” i w obu „Kasol” miał swój duży udział.

– Szczerze mówiąc, przychodząc do Ruchu nie przypuszczałbym, że spędzę tu tyle czasu. Pierwszy kontrakt podpisaliśmy na rok, szybko przedłużyliśmy go o cztery lata, zleciało to niesamowicie szybko. Nawet nie wiem, kiedy… Tata wspominał mi, że plus-minus setny występ powinien wypaść na spotkanie z Podbeskidziem, ale doszło do tego kilka meczów w innych rozgrywkach i setka wpadła szybciej. Najważniejsze, że okazała się zwycięska – mówi Kasolik.

Na Cichą trafił w połowie 2019 roku z Soły Oświęcim – gdy Ruch był po spadku do trzeciej ligi, targany wielkimi problemami finansowo-organizacyjnymi i niepewny, czy przystąpi w ogóle do rozgrywek. W takim zespole swoją chorzowską drogą zaczął kroczyć „Kasol”. Z upływem czasu zmieniła się nie do poznania. Dziś mowa o wiceliderze I ligi, walczącym o ekstraklasę, wypełniającym trybuny, na którego po prostu jest moda.

– To niesamowite. Przyjeżdżając do Ruchu byłem już dogadany na warunki, a dostaliśmy jako zawodnicy informację, że możemy sobie szukać klubów, bo nic z tego nie będzie. Jedna wielka parabola. Ostatecznie przystąpiliśmy do sezonu, ale pierwsze miesiące były… niepłatne. To była niewiadoma. Porównując tamten czas do tego, co jest dziś, widzę gigantyczną przepaść. Super, że wszyscy razem tak się pniemy – przyznaje Konrad Kasolik.

Czerwień na łąkach

Gigantyczna przepaść jest też między tym, co dziś znaczy dla drużyny, a ligowym debiutem. W 36 minucie wyjazdowego spotkania ze Ślęzą Wrocław ujrzał czerwoną kartkę, a Ruch przegrał na stadionie o dźwięcznej nazwie „Na Niskich Łąkach” 0:2. Teraz trudno wyobrazić sobie bez niego defensywę „Niebieskich”, niemal każda jego absencja skutkuje problemami. Tak było jesienią 2021, w drugiej lidze, gdy leczył uraz. Tak było również w poprzedniej rundzie, kiedy bez „Kasola” w składzie Ruch został rozbity przez Arkę Gdynia 2:4. Od tamtej pory – była połowa października – nie poniósł już żadnej porażki.

Patrząc na 15 zawodników, którzy zagrali wtedy – 3,5 roku temu – ze Ślęzą, w Ruchu ostał się jedynie Kasolik, w defensywie mając za partnerów Mateusza Lechowicza, Mateusza Iwana i Marcina Kowalskiego. Jak to się robi, by rosnąć razem z klubem?

– Najważniejsza jest gra – odpowiada skromnie „Kasol”. – Cieszy mnie, że odkąd tu jestem, w większości meczów po prostu gram. Ten rytm meczowy daje mi pewność siebie. Piękne jest, że w zespole jeden wspiera drugiego, każdy każdemu pomaga, wszyscy razem idziemy do przodu.

W ekstraklasie o tym marzą

Kasolik przeżył w Ruchu sporo. Trzy szczeble rozgrywkowe. Czas trzecioligowej degrengolady i gry przy pustych trybunach podczas kibicowskiego bojkotu. Potem specyficzną otoczkę rywalizacji spowodowaną pandemią. Wreszcie dwa awanse, pękającą w szwach Cichą, a teraz – wyprowadzkę do Gliwic, gdzie dotąd przy wypełnionych trybunach Ruch do zera pokonywał w lutym Chrobrego i Stal.

– Co mogę powiedzieć… Chorzów zasługuje co najmniej na taki stadion, jak Gliwice. To niby 20-30 kilometrów, ale kibice muszą tu dojechać. Mimo to czują głód, każdy chce być na meczu, wspierać. Dziękujemy im za to. Akustyka jest super, kibice robią otoczkę, nie zostawili nas w tym trudnym momencie, brak stadionu to nasz wspólny problem. Szacunek dla nich. Tworzą taki klimat wokół Ruchu, o jakim marzą kluby w ekstraklasie. Jeszcze trochę potrwa, nim przyzwyczaimy się do gliwickiego boiska, które w niedzielę było bardzo ciężkie, skoro dzień wcześniej grał na nim Piast, ale musieliśmy się dostosować. Gramy tu tylko raz na dwa albo trzy tygodnie, trudno wyczuć murawę, ale już trochę ją poznaliśmy.

Sam mecz wygląda jak wyjazdowy. Przyjeżdżamy do klubu, musimy spakować się jak w każdą inną bliższą podróż, choćby do Bielska. Ale dzięki kibicom w Gliwicach czujemy się jak w domu – deklaruje „Kasol”, który jest bardzo bramkostrzelnym obrońcą, a piłka szuka go w polu karnym. Strzelił dla Ruchu już 13 goli – 6 w trzeciej, 2 w drugiej i 3 w pierwszej lidze. W tym sezonie jego indywidualny współczynnik xG (goli oczekiwanych) według platformy analitycznej InStat wynosi równe 5 i wśród obrońców nie ma sobie równych.

O Śląsku nie myślał

Zimą kibice Ruchu zastanawiali się, czy Kasolik nie osłabi zespołu. Pisało się w jego kontekście o zainteresowaniu Śląska Wrocław. Przenosiny do ekstraklasy byłyby dla piłkarza, który przed Ruchem występował głównie w trzeciej lidze, wielką szansą na awans sportowy i – nie ma co ukrywać – zupełnie inne zarobki. Dla chorzowian zaś mogła to być ostatnia okazja, by zyskać coś na jego transferze. Jego kontrakt wygasał 31 grudnia 2023, dlatego w lipcu mógłby związać się z nowym pracodawcą od 1 stycznia 2024 za darmo. Ale… ostatecznie o pół roku przedłużył umowę z Ruchem.

– Śląsk? Miałem ważny kontrakt. Musiałyby pojawić się konkrety. A tak, nie było o czym myśleć. Uznałem, że jeśli coś się wydarzy, to dopiero wtedy zobaczymy. W klubie porozmawialiśmy o kontrakcie i doszliśmy do porozumienia. Cieszę się, żę go przedłużyłem. Przeżyłem w Ruchu piękne chwile i chcę jeszcze przeżyć kolejne – deklaruje Konrad Kasolik.

Wiadomo, co ma na myśli. Choć przed sezonem chyba nikt nie przewidziałby takiego scenariusza, „Niebiescy” grają o trzeci z rzędu awans i są na dobrym kursie, by wrócić do ekstraklasy.

– Ekstraklasa? Wierzę! Czemu miałbym nie wierzyć?! Musimy zrobić wszystko, by tak się stało. I będziemy to robić. Skupiamy się na każdym kolejnym meczu, by wyglądać tak dobrze, jak w niedzielę ze Stalą. Zobaczymy, co nam to ta. Mamy bardzo szeroką kadrę, trener może dokonywać zmian 1 do 1, każdy jest gotowy, by dać coś dodatkowego drużynie. To cieszy – przyznaje obrońca Ruchu.


92 LIGOWE MECZE w barwach Ruchu rozegrał Konrad Kasolik – 47 w III lidze, 23 – w II, a 20 – w I. Pozostałych 8 dorzucił w Pucharze Polski.
13 BRAMEK zdobył „Kasol” dla chorzowskiego zespołu. 3 w obecnych rozgrywkach.


Na zdjęciu: Bez Konrada Kasolika i jego umiejętności gry w powietrzu niełatwo byłoby wyobrazić dziś sobie zespół „Niebieskich”.
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus