Kaszowski: To wciąż do mnie nie dociera

Zacznę nieco prowokacyjnie, ale czy nie czuł pan zazdrości, widząc obecnych piłkarzy Piasta świętujących mistrzostwo Polski. Nie pomyślał pan sobie, że: fajnie byłoby być wśród nich na boisku?
Jarosław KASZOWSKI: – Odczuwałem zazdrość, ale taką pozytywną. Kilka lat już minęło, gdy zakończyłem przygodę z piłką i z Piastem. Gdyby to było rok temu, to pewnie targałyby mną inne emocje. Teraz patrzę na wszystko z innej perspektywy. Człowiek przystosował się już do swojej roli w życiu po odwieszeniu bytów na kołku. Kibicowałem temu zespołowi i radowałem się jak fan gliwickiej drużyny.

Pan jednak przeszedł długą drogę z Piastem i wraz z innymi zawodnikami doprowadził do sytuacji, w której obecne pokolenie piłkarzy mogło osiągnąć historyczny sukces.
Jarosław KASZOWSKI: – Można powiedzieć, że ktoś to musiał zrobić, wydźwignąć klub, drużynę. My mogliśmy tylko pomarzyć o takim sukcesie. Wiem, że wszyscy utożsamiają mnie z hasłem od: B klasy do ekstraklasy. Jednak to trochę nie fair, bo ogromną rolę odegrali inni zawodnicy, trenerzy. Chwała należy się każdemu, kto przyszedł na pierwszy trening po reaktywacji klubu. Podziękowania należą się trenerowi Kajdzie, trenerowi Cholewie. Długo by wymieniać, ale nie chcę tego robić, bo mógłbym kogoś przypadkowo pominąć. Prawda jest taka, że każdy przez te lata dał cząstkę, która złożyła się na aktualny sukces. Pamiętam jaka kapitalna atmosfera towarzyszyła nam, gdy zaczynaliśmy w B klasie. Pieniędzy w ogóle nie było, ale z uśmiechem na ustach szliśmy na trening. Wtedy graliśmy dla idei, jak można by górnolotnie powiedzieć. Uwierzyliśmy panu Wieczorkowi, panu Żemajtisowi, że to ma sens. O ekstraklasie nikt nie marzył, III czy II liga byłaby czymś wielkim. Apetyt rósł jednak w miarę jedzenia i cieszę się z tego, gdzie teraz jest Piast.

Zdobycie mistrzostwa Polski sprawia, że gliwicki klub zapisał się w historii polskiej piłki nożnej. Dociera to do pana, jako osoby tak związanej z Piastem?
Jarosław KASZOWSKI: – Czy dociera? Jeszcze nie aż tak do końca. Kurz po fecie i po tym wszystkim, co się wydarzyło, musi opaść. Może jak będzie losowanie eliminacji Ligi Mistrzów, to uwierzę w to, co się stało? Piast będzie wymieniany w książkach, ludzie będą opowiadali dzieciom, wnukom o tym sukcesie. Dla mnie to trochę abstrakcja i wciąż czuję się dziwnie. Kiedyś Piast był wymieniany jako wieczny drugoligowiec, jako drużyna, która przegrała w finale Pucharu Polski. Teraz się to zmieniło.

Tomasz Hajto wskazał najlepszego rywala dla Piasta w el. Ligi Mistrzów

Jednak myśli pan, że zmieni się w Polsce odbiór Piasta, który uznawany był, za śląskiego średniaka?
Jarosław KASZOWSKI: – Na pewno się zmieni. Spójrzmy na Jagiellonię Białystok. Kilka lat są w czubie tabeli, walczą o mistrzostwo i inaczej się na nich patrzy, a przecież w przeszłości też tułali się w niższej lidze. Jaga udowadnia, że inne kluby są w stanie na stałe powalczyć o coś więcej niż środek tabeli. Mam nadzieję, że Piast też pójdzie tą drogą. Na to składa się wiele elementów, od sztabu, silnej kadry po trochę szczęścia. Ten sezon pokazał, żę warto być cierpliwym i warto wierzyć. Najlepszym przykładem jest Mikkel Kirkeskov. Po jednej rundzie wszyscy uznali go za niewypał i wysyłali do z powrotem Danii. W tym sezonie stał się czołowym obrońcą ligi.

Co pana zdaniem przesądziło o tym, że Piast został mistrzem Polski?
Jarosław KASZOWSKI: – Wiele elementów. Trener Fornalik zrobił świetną robotę, ale co ważniejsze nie odlatywał po kilku wygranych meczach. On zawsze jest taki sam, nie daje się ponieść skrajnym emocjom. Jest skromny i pracowity. Robi swoje i na tym się skupia. Nie wypina piersi po medale. Zespół, zgranie, atmosfera – to wszystko miało wpływ. Nie da się ukryć też, że szczęście było po stornie gliwiczan. Legia, która w poprzednich sezonach demolowała rywali w najważniejszym momencie sezonu, teraz się pogubiła i przestała punktować. Oni mieli swoje problemy, a Piast to z zimną krwią wykorzystał. Mecz z Jagiellonią też przejdzie do historii, bo to niesamowita opowieść. To, co zrobił Tomek Jodłowiec to mistrzostwo świata, nikt mu tego nie zapomni. Podobnie jak Kubie Szmatule. Czasami mi się wydaje, że ktoś czuwał nad Piastem. Może wiceprezydent, śp. Piotr Wieczorek, który odszedł w lutym? On miał Piasta w sercu i marzył o mistrzostwie Polski…

Kibice pamiętają wicemistrzostwo Polski sprzed trzech lat i to, co stało się potem z drużyną. Odejście kluczowych piłkarzy, nieporozumienia na linii trener-władze. Czy obecny Piast jest w stanie utrzymać wysoki poziom?
Jarosław KASZOWSKI: – To jest możliwe, ale nie można oczekiwać, że Piast rok w rok będzie walczył o mistrzostwo Polski. Budżet nadal nie będzie wielki, więc trzeba podejmować mądre decyzje. Trzeba dobrze trafiać z transferami i zastępować piłkarzy, którzy odejdą. Chciałbym, żeby Piast w każdym sezonie spokojnie wchodził do grupy mistrzowskiej i żeby każdy się z nim liczył. Mam jeszcze jedno marzenie. Żeby Piast wychowywał więcej młodych chłopaków stąd. Takich jak choćby Patryk Dziczek. Żeby kibice mogli utożsamiać się z zawodnikami.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ