Katarzyna Ziobro: Nie mamy nic do Ruchu

Rozmowa z Katarzyną Ziobro, prezes Ślęzy Wrocław.


Podpisuje się pani pod słowami opublikowanymi na waszej stronie internetowej o zastanawianiu się, „czy końcowa kolejność w tabeli III ligi nie została już ustalona”?

Katarzyna ZIOBRO: – Mamy szacunek do każdego przeciwnika, również do Polonii czy Ruchu, bo przecież o nich mówimy. To od początku sezonu faworyci do awansu i prawda jest taka, że na niego zasługują. Mają silne kadry, dobrze grają w piłkę, przemawia za nimi tradycja i historia. Oba te kluby muszą się piąć i ja za to trzymam kciuki. Takie marki nie powinny występować w niższych ligach. Ale jest w nas jakiś żal, było ostatnio trochę emocji.

Byliście bardzo zawiedzeni, gdy Opolski ZPN nie przełożył waszego niedzielnego meczu z Lechią Zielona Góra?

Katarzyna ZIOBRO: – Wiadomo, że nie ma w regulaminie punktu głoszącego, iż w razie wielu chorób w drużynie można przełożyć mecz. Znaleźliśmy się w sytuacji, gdy zwolnień lekarskich było 11. To trochę wypacza sportową rywalizację. Wiem, że organizator rozgrywek nie ma lekko w tych czasach, ale złożyliśmy wniosek, spróbowaliśmy.

Katarzyna Ziobro, Ślęza Wrocław

Naszym zadaniem jest zrobić wszystko, aby zespół mógł w miarę normalnych warunkach rozegrać każde spotkanie. Nie udało się. Co więcej, nie udało się nam nawet zebrać meczowej osiemnastki, a to też o czymś świadczy. W 16-osobowej kadrze znaleźli się również nasi juniorzy, którzy mieli powoli wchodzić do seniorskiej piłki, a nie ciągnąć zespół w ważnych III-ligowych meczach. Przyznam, że jesteśmy pod wrażeniem, że stanęli na wysokości zadania i dali z siebie absolutnie wszystko w tej trudnej sytuacji.

Opolski ZPN argumentował, że lista zgłoszonych przez was zawodników do gry w III lidze obejmuje 30 nazwisk, m.in. dlatego nie było podstaw do przekładania meczu. Czyli staliście się niewolnikami tej listy?

Katarzyna ZIOBRO: – Przed sezonem do głowy by nam nie przyszło, że taka sytuacja może mieć miejsce. W sporcie zawsze zdarzają się kontuzje – albo coś, co sprawia, że nie ma się do dyspozycji optymalnego składu – ale ta sytuacja była nadzwyczajna. Żyjemy w chorych czasach. Zdaję sobie sprawę, że związkowi nie jest łatwo, chce dokończyć rozgrywki, a wiele kwestii się plącze, miesza, przesuwa. Serdecznie tego współczuję. Zawsze będziemy jednak walczyć o swoje, a nie „swoje” związku.

Ślęza będąc na miejscu zielonogórzan poszłaby rywalowi na rękę i zgodziła się na nowy termin, wiedząc o problemach kadrowych przeciwnika?

Katarzyna ZIOBRO: – Absolutnie nie mamy do Lechii większych pretensji. My byliśmy kilka razy w takiej sytuacji i raczej staraliśmy się dogadywać. Inni szli też na rękę nam. Dopiero od niedawna dysponujemy własnym obiektem. Wcześniej zdarzały się sytuacje, że z góry ustalony termin meczu był niemożliwy do realizacji, bo akurat coś innego działo się na wynajmowanym przez nas stadionie. Wiele klubów nam pomagało. To normalne, zdrowe zasady, jakie powinny funkcjonować w tym sporcie. Emocje tego meczu urosły również za sprawą arbitrów. Jestem ostatnią osobą do krytykowania pracy sędziów. Wręcz przeciwnie. Każdy ma prawo się pomylić, a tym bardziej sędzia, który często w ułamku sekundy musi ocenić sytuację. Jak dla mnie, podczas tego meczu wydarzyły się jednak sytuacje absolutnie zbędne i niepotrzebne.

W Chorzowie wasze słowa narobiły trochę zamieszania…

Katarzyna ZIOBRO: – Jeśli awansuje Ruch czy Polonia: będziemy się cieszyć i gratulować, choć wiadomo, że sobie kibicujemy najbardziej. Przed sezonem absolutnie nie upatrywaliśmy w samych sobie jednego z pretendentów do awansu. Zaczęliśmy jednak dobrze i za to słowa uznania dla trenera Kowalskiego, który w kolejnym sezonie mimo małego budżetu jest w stanie poukładać te klocki tak, by wyciągać z chłopaków wszystko to, co najlepsze. Nasze apetyty wzrosły. To normalne w sporcie, że chce się więcej. Jesteśmy klubem, który musi budować sobie budżet sam. Dlatego każda szansa na awans do II ligi to dla nas szansa na dalszy byt. Mając możliwość otrzymywania środków finansowych za wprowadzanie młodych zawodników do seniorskiej piłki, dajemy sobie szansę na stabilność i możliwość rozwijania tych młodych chłopaków.


Czytaj jeszcze: Złość w zdobycz przekuta

W środowisku chodzą głosy, że sztuczna murawa waszego nowego stadionu nie służy zdrowiu zawodnikom i część urazów wynika z twardej nawierzchni.

Katarzyna ZIOBRO: – Dementuję to. Zresztą, liczba L-4, którą przedstawiliśmy, wynika przede wszystkim z chorób, przeziębień. Na szczęście nie ma żadnego zdiagnozowanego przypadku covidu. Na poniedziałkowym treningu było 9 zawodników, w tym 6 juniorów. Mamy 2 kontuzje, w tym zerwane więzadło i złamaną kość. Boisko choć ze sztuczną nawierzchnią jest wykonane w sposób nowoczesny. Pod nawierzchnią nie ma betonu, a wielowarstwowa profesjonalna podbudowa. Chodzi się po nim lepiej niż po naturalnym. Poza tym… Klub, który musi się sam utrzymać, na normalną trawę nie mógłby sobie pozwolić. Gwarancja umożliwiałaby użytkowanie jej maksymalnie przez kilka godzin w tygodniu, a w naszym klubie jest pierwszy zespół, drużyna piłki nożnej kobiet, 2 tysiące dzieciaków w akademii. Od 15 do 21 nie można u nas włożyć igły. Nie wyrabiamy się przy naszych dwóch pełnowymiarowych murawach, dwóch orlikach i kilkunastu innych lokalizacjach we Wrocławiu. Mając naturalną murawę, moglibyśmy zapomnieć o udźwignięciu ciężaru nie tylko organizacyjnego, ale i finansowego.


Fot. Marcin Bulanda/PressFocus