Katastrofa Sousy

Portugalczyk Paulo Sousa wiedzie naszą reprezentację na zatracenie. Przegrana ze Słowacją do minimum redukuje nasze szanse na wyjście grupy…


Jak co mecz tak i tym razem selekcjoner polskiej reprezentacji zaskoczył, desygnując do gry w wyjściowej jedenastce Karola Linetty. Pomocnik Torino po raz ostatni grał od pierwszej minuty w narodowych barwach w listopadzie zeszłego roku z Włochami.

Jak dzieci we mgle

Zaczęło się od fauli z jednej i z drugiej strony, co od razu pokazało, jak mecz w Petersburgu będzie wyglądał. W pierwszych minutach, w dużej mierze dzięki aktywnej grze w środku pola Piotra Zielińskiego, mieliśmy optyczną przewagę, ale niewiele z tego wynikało, bo słowacka defensywa nie dała się ogrywać. W 10 minucie z prawej strony groźnie dośrodkowywał Kamil Jóźwiak, ale nikt z naszych nie doszedł do mocno bitej piłki.

Słowacy nastawili się na grę z kontry i jedna z ich akcji o mało co nie skończyła się katastrofą, na szczęście dla nas Ondrej Duda z dystansu trafił w boczną siatkę. Nie pomylił się za to w 18 minucie Robert Mak. Szybki skrzydłowy ośmieszył na swojej lewej stronie Jóźwiaka oraz Bereszyńskiego, któremu założył „siatę”i odważnie wbiegł w pole karne. Uderzył celnie, piłka odbiła się od słupka, od ręki pechowo interweniującego Wojciecha Szczęsnego i wpadła do siatki… 1:0 dla Słowacji. Nie tak ten mecz miał się dla nas rozpocząć. Zresztą przy atakach przeciwnika i przy tym ile miejsca rywalowi zostawiali nasi piłkarze, to można było drżeć przed kolejnymi stratami. Z dystansu groźnie huknął Juraj Kucka, ale piłka przeleciała nad poprzeczką. Potem silny pomocnik uderzał celnie głowa, ale tym razem nasz bramkarz był na miejscu.

Nasi w tym czasie wyglądali jak zagubione dzieci we mgle. Odcięty od podań Robert Lewandowski niewiele był w stanie zrobić. Mitycznego pomysłu na grę naszej reprezentacji, o którym tyle mówił selekcjoner Sousa, nie było widać. Był za to chaos, brak asekuracji i niepewność, czyli to co widzimy od początku pracy Portugalczyka z naszą kadrą. Próbowali uderzać z dystansu Krychowiak, Zieliński czy Linetty, ale bez skutku. Podsumowaniem niemocy było niecelne uderzenie w końcówce I połowy Lewandowskiego. W tej części biało-czerwonym ani razu nie udało się zatrudnić Martina Dubravkę. Nic więc dziwnego, że schodzących do szatni naszych piłkarzy żegnały gwizdy rozczarowanych polskich kibiców.

Czerwony Krychowiak

Druga połowa jeszcze się tak naprawdę na dobre nie zaczęła, a już było 1:1! Mateusz Klich świetnie wypuścił w bój Macieja Rybusa, ten odegrał do środka, a tam z kilku metrów Linetty trafił tak, że piłka wylądowała w siatce. Była to 33 sekunda drugiej części! Taki impuls pomógł naszym zawodnikom, którzy wreszcie złapali przysłowiowy wiatr w żagle. Kilka minut po bramce ponownie dobrą bramkową okazje miał Linetty. Uderzył celnie, ale Dubravka złapał piłkę. Nasz pomocnik tylko złapał się za głowę. Wreszcie były składne ataki, sytuacje i celne strzały. W 53 minucie głową uderzał z kolei Kamil Glik, ale futbolówka minęła cel. To był moment, kiedy graliśmy na połowie cofniętego przed własne pole i zagubionego rywala. „Szukał” swojego gola Lewandowski, ale w gąszczu zawodników ciężko było o klarowną sytuację.

Niestety, w 62 minucie jak trampkarz zachował się Krychowiak, który mając na swoim koncie żółtą kartkę niepotrzebnie sfaulował w środku pola, w niegroźnej sytuacji Jakuba Hromadę. Rumuński sędzia bez zastanowienia pokazał mu drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Graliśmy więc w osłabieniu… Obraz gry od razu uległ zmianie, bo Słowacy – zagubieni wcześniej jak my w I połowie – od razu przeszli do ataku. W boczną siatkę trafił Lukasz Haraslin, ale w chwilę później nie pomylił się Milan Szkriniar. Po dobrze rozegranym rożnym piłka trafiła pod nogi asa słowackiej defensywy, który z kilkunastu metrów zaskoczył Szczęsnego. Był to drugi celny strzał Słowaków w poniedziałkowym meczu i druga bramka.

W samej końcówce sytuacje mili nasi środkowi obrońcy Glik i Bednarek, ale nie umieścili piłki w siatce i zeszliśmy z boiska pokonani. To piąta kolejna porażka biało-czerwonych w starciu ze Słowakami! W sobotę z Hiszpanami gram o wszystko…

Polska – Słowacja 1:2 (0:1)

0:1 – Szczęsny (samobójcza), 18 min, 1:1 – Linetty, 46 min (asysta Rybus), 1:2 – Szkriniar, 69 min (asysta Hamszik)

POLSKA: Szczęsny – Bereszyński, Glik, Bednarek, Rybus (74. Puchacz) – Jóźwiak, Linetty (74. Frankowski), Krychowiak, Klich (85. Moder), Zieliński (85. Świderski) – Lewandowski, Zieliński. Trener Paulo SOUSA. Rezerwowi: Skorupski, Fabiański, Dawidowicz, Kędziora, Kozłowski, Płacheta, Świerczok, Helik.

SŁOWACJA: Dubravka – Pekarík (79. Koscelnik), Szatka, Szkriniar, Huboczan – Haraslin (87. Durisz), Kucka, Hromada (79. Hroszovsky), Mak (87. Suslov) – Duda (90+1. Gregusz), Hamszik. Trener Stefan TARKOVIĆ. Rezerwowi: Kuciak, Rodak, Vavro, Weiss, Benes, Hancko, Lobotka.

Sędziował Ovidiu Hategan (Rumunia). Asystenci: Radu Ghinguleac i sebastian Gheorghe (obaj Rumunia). Widzów: 12862. Czas gry: 95 min (46+49). [Żółte kartki:] Krychowiak (22. faul) – Huboczan (19. faul). Czerwona kartka: Krychowiak (62 faul, druga żółta)


Fot. PressFocus