Klęska pewnej strategii

Nasza sytuacja w tym momencie jest bardzo trudna; musimy znaleźć sposób na wyjście z niej – tymi słowami Jakub Dziółka zakończył wystąpienie na konferencji po meczu GKS Katowice – Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Gol na 1:2, „zaserwowany” gospodarzom przez Mateusza Kupczaka w ostatniej sekundzie (!) – po nim arbiter już nie wznawiał gry – jeszcze mocniej „zwarzył” nastroje przy Bukowej, gdzie nawet remis w potyczce z dotychczasową „czerwoną latarnią” tabeli odebrany byłby jako strata punktów. Tymczasem nie udało się uratować nawet jego…

Dwa (niedoskonałe) rozwiązania

Powiedzenie „gorący poniedziałek” w klubie byłoby nadużyciem. Prezes Marcin Janicki i dyrektor sportowy Tadeusz Bartnik „obradowali” za zamkniętymi drzwiami gabinetu sternika. Godzinę, dwie, trzy… Temat oczywisty: obsada stanowiska szkoleniowca. Zgodnie z ubiegłoroczną uchwałą Zarządu PZPN „w sprawie licencji trenerskich” (art. 27), wspomniany Dziółka – jako asystent Jacka Paszulewicza – miał prawo poprowadzenia zespołu po swym „pryncypale” w trzech kolejnych oficjalnych meczach. I limit ów wyczerpał w ciągu siedmiu dni (1:1 z Puszczą Niepołomice, 1:1 z Pogonią Szczecin w Pucharze Polski, 1:2 z Niecieczą).

Co dalej? Po pierwsze – na wniosek klubu Zespół Kształcenia i Licencjonowania Trenerów PZPN może zezwolić na dalszą jego pracę w roli pierwszego trenera aż do końca roku. Po drugie – można powierzyć zespół w ręce innego szkoleniowca, posiadacza niezbędnej na tym szczeblu licencji UEFA Pro.

Między dżumą a cholerą

Obydwa scenariusze były wczoraj – są zresztą od niemal dwóch tygodni, czymi momentu rozstania z Jackiem Paszulewiczem – przedmiotem obrad wspomnianych na wstępie władz klubu (i sekcji). Przeciwko rozwiązaniu pierwszemu przemawia fakt, że Jakubowi Dziółce nie udało się odmienić bezbarwnego oblicza drużyny (choć oczywiście pamiętać trzeba o serii urazów, eliminujących kilku podstawowych dotąd graczy), a pucharowy awans – w wielce szczęśliwych okolicznościach – nie jest w stanie „przykryć” boiskowych mankamentów. Na dodatek za trzy miesiące i tak trzeba byłoby oddać drużynę w ręce innego opiekuna.

Z kolei angaż nowego trenera (Robert Góralczyk?, Bogdan Zając?, Maciej Bartoszek?, Jurij Szatałow?, ktoś ze Słowacji lub Czech?) już teraz to… kolejne koszta dla klubowego budżetu (a „na utrzymaniu” jeszcze do końca roku GieKSa ma Paszulewicza i – na podstawie odrębnego porozumienia stron – Piotra Mandrysza), na dodatek – bez gwarancji natychmiastowej poprawy wyników. Ot – jak powiada stare (brutalne) porzekadło – wybór między dżumą a cholerą…

Plany zarzucono

Jest jeszcze jeden aspekt obecnej – krytycznej – sytuacji: mowa o kompletnym braku konsekwencji w działaniu. Jeszcze kilka miesięcy temu w Katowicach – wzorem Górnika; zresztą trener Paszulewicz i dyrektor Bartnik „wizytowali” Zabrze i spotykali się na rozmowach z Marcinem Broszem – chciano budować zespół w oparciu o graczy młodych, wyróżniających się w niższych ligach. Za (stosunkowo) niewielkie pieniądze, przy ograniczonej do 20-21 osób liczbie graczy z pola. I bez wypożyczeń, za to z 2-3-letnimi kontraktami.

Po 3-4 kolejkach – choć dorobek punktowy w tym czasie jeszcze nie uzasadniał nerwowości – zarzucono owe plany, ściągając grupę zawodników z doświadczeniem ekstraklasowym, tworzących „kominy płacowe”. Słowo „wypożyczenie” też przestało być słowem zakazanym: na tej zasadzie „za pięć dwunasta” przed zamknięciem okienka transferowego trafili na Bukową Tymoteusz Puchacz i Bartosz Śpiączka.

Piłka a wybory

Niezależnie więc od tego, kto, do kiedy (i za ile) poprowadzi GKS w kolejnych meczach, trzeba by chyba na nowo zdefiniować samą strategię na ten – i następne – sezon. No i spróbować „spiąć” budżet, którego personalne transferowe akcje ratunkowe dawno już nadwyrężyły nad miarę.

Na szczęście (dla GieKSy, bo przecież niekoniecznie dla katowickich podatników) wybory samorządowe – przed którymi władze miasta raczej nie zechcą drażnić mieszkańców „dofinansowaniem” przedostatniego zespołu I ligi – już za chwilę. Po nich nowo ukształtowana rada będzie mieć jeszcze dwa miesiące (i – w perspektywie – pięć lat działalności bez rozliczeń przed wyborcami…), by podreperować klubową kasę np. dokapitalizowaniem.