Każdy mecz jest jak finał

Rozmowa z Dawidem Krzemieniem, pomocnikiem Polonii Bytom.


W wygranym meczu z Chrobrym II Głogów zdobył pan pierwszą po dłuższym czasie bramkę przy Olimpijskiej.
Dawid KRZEMIEŃ: – Jaka data?

Ostatni był w czerwcu.
Dawid KRZEMIEŃ– W poprzedniej rundzie nie było mi dane strzelić gola i cieszę się, że wpadła w niedzielę. Jesienią grałem na innej pozycji, miałem trochę bardziej defensywne zadania, szans bramkowych nie było zbyt wiele. A teraz się cieszę, gole na Olimpijskiej to zawsze coś szczególnego, to jest mój dom.

No i nie wiadomo, jak wiele jeszcze tych goli w tym miejscu przed przeprowadzką na nowy obiekt zostało. Każdy może być ostatnim.
Dawid KRZEMIEŃ– To fakt. Zostało nam sześć meczów, więc rzeczywiście w niedzielę rozgrywałem już jeden z ostatnich w miejscu, w którym to wszystko – również dla mnie – się zaczęło.

Łatwo godzi się pan z rolą zmiennika?
Dawid KRZEMIEŃ– Wkraczając w sezon, wszyscy na taką rolę w pewnym momencie muszą się zgodzić. To, czy jesteś w pierwszym składzie, czy wchodzisz z ławki, schodzi na drugi plan przy celu drużyny. Jest nim Polonia zwycięska i zdobywająca 3 punkty.

Trener Adam Burek mówi, że „ja” w drużynie musi zamienić się w „my”. Zdecydowana większość zawodników z kadry Polonii grałaby regularnie w każdym innym trzecioligowcu. Ławkę rezerwowych nawet w ostatnią niedzielę mieliście absurdalnie mocną.
Dawid KRZEMIEŃ– Przed kilkoma poprzednimi meczami śmialiśmy się z naszej ławki, że możemy tylko jako rezerwowi ustawić się i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Przede wszystkim trzeba się z tego cieszyć, że w Polonii, zespole chcącym wywalczyć awans, każdy wchodzący z ławki jest w stanie dać tyle samo albo i więcej jakości, co ktoś będący w wyjściowym składzie.

10 punktów w 4 meczach – jaki to start wiosny?
Dawid KRZEMIEŃ– Mógłby być lepszy! Liczyliśmy na 12, to był nasz cel, nie wyszło. Jesteśmy zadowoleni, że tak szybko wskoczyliśmy na fotel lidera. Nikt się tego naprawdę nie spodziewał, zaskoczyło nas to. Tylko tak dalej.

Zaskoczyło?
Dawid KRZEMIEŃ– Bardzo. Nie sądziliśmy, że rezerwy Rakowa, czyli drużyna, która nie przegrała jesienią żadnego meczu, teraz jeszcze nie wygrała. Nie chcę nikogo skreślać, ale jesteśmy tak rozpędzeni, że mam nadzieję, iż się już nie zatrzymamy.

Nad Rakowem II macie 5 punktów przewagi, a jesienią był moment, gdy traciliście ich 5. Były myśli, że jest już po zabawie?
Dawid KRZEMIEŃ– Nawet w naszej szatni padały głosy, że spierd…śmy ten sezon. Zostali ci, którzy ten praktycznie stracony sezon zaczęli odwracać, dali promyk nadziei. On się przemienia w iskrę, płomień. Oby tak się to toczyło do ostatniej kolejki.

Co powiedział wam zremisowany 1:1 mecz na szczycie z Rekordem Bielsko-Biała?
Dawid KRZEMIEŃ– Zostawił duży niedosyt, bo z boiska czuliśmy, że jesteśmy drużyną lepszą. Ja mogę powiedzieć z perspektywy drugiej połowy i zawodnika, który grał od 46 minuty, że powinniśmy wygrać. Napieraliśmy. Szkoda, że nie zdobyliśmy pierwsi bramki – gdyby tak się stało, na pewno skończyłoby się naszym zwycięstwem. Straciliśmy gola z rzutu wolnego, to mogło zabrać nam 3 punkty, a po wyrównaniu jeszcze w 94 minucie byliśmy bliscy trafienia na 2:1, Krzysiu Ropski był na spalonym. W ostatnich minutach przeżyliśmy rollercoaster. Było zero punktów, jeden, trzy – a na końcu ten jeden.

Dokładnie tyle, ile wynosi wasza przewaga nad Rekordem. Wojna trwa.
Dawid KRZEMIEŃ– I tak będzie zapewne do samego końca. Musimy być tak samo pazerni, jak w ostatnich minutach meczu z Rekordem. Wtedy naprawdę było widać w oczach rywali, że gdybyśmy pograli jeszcze 5 minut dłużej, to coś byśmy im strzelili.

Patrzy pan na budujący się po sąsiedzku nowy obiekt Polonii, który będzie zapewne oddany do użytku już za kilka miesięcy, i…?
Dawid KRZEMIEŃ– I myślę, że fajnie byłoby zagrać tam jeszcze jakiś mecz, być może zrobić awans…

Ambitnie!
Dawid KRZEMIEŃ– Jestem ambitny, trzeba mierzyć wysoko. Ten zespół przecież od lat gra w sparingach z drużynami z wyższych lig. Gdyby tak policzyć, to chyba więcej żeśmy wygrali niż przegrali. Potrafiliśmy na tle takich rywali pokazywać się z bardzo dobrej strony. Jesteśmy w trzeciej lidze, a ona jest bardzo niewdzięczna, niekorzystna. Mecze są bardzo różne, kultura gry jest mniejsza, czasem jest większy chaos, inne są boiska, inna otoczka meczu. To wszystko się odczuwa. Ten sezon jest dla nas kluczowy. Ta runda, te trzy miesiące.

Co myślał pan sobie, gdy robiliście sobie drużynowe pamiątkowe zdjęcie z budynkiem klubowym w tle, legendarnym „krzywym domkiem”, który jest wyburzany?
Dawid KRZEMIEŃ– Nic nie myślałem, bo to ja byłem pomysłodawcą tego zdjęcia!

Skąd taka inicjatywa?
Dawid KRZEMIEŃ– Jak codziennie, przechodziłem koło budynku i pomyślałem: „Kurczę, zaraz go nie będzie, a spędziłem tu 20 lat, wchodząc, wychodząc, przebierając się. Od małego, aż po juniora starszego i seniora. Przeszło mi przez głowę, że fajnie byłoby mieć taką pamiątkę, chociażby w formie zdjęcia.

Z czym będzie się panu kojarzył „krzywy domek”?
Dawid KRZEMIEŃ– Jako młodzi zawodnicy nie patrzyliśmy na to, że jest krzywo! Byliśmy przyzwyczajeni, nie przeszkadzało nam to, ale będę pamiętał głosy płynące nieraz z szatni przeciwników, przyjeżdżających tu na mecze i będących w wielkim szoku, niedowierzających, że takie coś może istnieć… Czasem był problem, by otworzyć drzwi, bo piłki turlały się w dół, leżały wszystkie w jednym miejscu i drzwi się blokowały.

To już przeszłość. Teraźniejszość to mecze z rezerwami Górnika, rezerwami Rakowa i Ślęzą Wrocław. Trzech rywali z czołowej szóstki tabeli, ważny moment.
Dawid KRZEMIEŃ– Może to powiedzenie wyświechtane, ale prawda jest taka, że każdy mecz jest bardzo ważny. Jeśli każdy mecz zagramy tak, jakby to był finał… Przed rundą mówiliśmy sobie, że przed nami do rozegrania 17 finałów. A finałów się nie gra. Finały się wygrywa!


Fot. Maciej Grygierczyk