Kazimierz Szachnitowski: Nic tylko narzekać

Rozmowa z Kazimierzem Szachnitowskim najlepszym strzelcem w historii GKS-u Tychy.


Czy 6. miejsce w tabeli odzwierciedla możliwości tyskiej drużyny?

Kazimierz SZACHNITOWSKI: – Samo miejsce nie jest złe, ale ogólne wrażenie pozostawione przez drużynę Artura Derbina po rundzie jesiennej jest fatalne. Początek budził moje wątpliwości, czy po przegranej walce o awans uda się poderwać zespół. Udało się jednak, bo po trzech słabych występach, drużyna złapała dobry rytm. To był naprawdę dobry okres, ale od połowy października na naszym boisku straciliśmy 7 punktów, bo tak trzeba nazwać porażki ze Stomilem i Resovią oraz remis ze Skrą. Gdybyśmy je mieli bylibyśmy w czołówce, a tak jesteśmy na wylocie z szóstki, bo mający punkt mniej ŁKS ma do rozegrania zaległy mecz z Puszczą Niepołomice. Tą drugą częścią sezonu naprawdę jestem zasmucony, bo nie było w niej gry, na którą można byłoby popatrzeć.

Która formacja zasługuje na plus?

Kazimierz SZACHNITOWSKI: – Praktycznie żadna. Gdybym musiał wskazać kogoś, kto zasługuje na pozytywną ocenę to powiedziałbym Konrad Jałocha. W sumie sześć razy udało mu się zachować czyste konto – dwa razy u siebie i cztery na wyjazdach. Kilka razy popisał się też efektownymi paradami, ale do pełni szczęścia samego bramkarza i kibiców potrzeba znacznie więcej.

Czy przy wszystkich pozostałych formacjach stawia pan minusy?

Kazimierz SZACHNITOWSKI: – Niestety tak. Dziurawa defensywa, w której ani rośli stoperzy – choć oni mniej, ani boczni obrońcy nie zasłużyli na miano pewniaków. Z rozmachem po kontuzji wrócił do gry Krzysztof Wołkowicz, ale w pewnym momencie zgasł i były mecze, w których dawał się kręcić. Liczyłem też na lepszą grę Maćka Mańki i Dominika Połapa, ale za dużo, jak na swoje możliwości, robili błędów i za mało dawali ofensywie.

Kazimierz Szachnitowski
Fot. Łukasz Sobala / Press Focus

Gdzie tkwił główny problem drugiej linii?

Kazimierz SZACHNITOWSKI: – Tu było kilka problemów. Pierwszy nazwałbym „kwestia młodzieżowca”. W poprzednim sezonie to był nasz atut, a w rundzie jesiennej widać było wyraźnie, że Marcin Kozina i Kacper Janiak, bo oni grali najczęściej, są na boisku, bo tego wymaga regulamin rozgrywek. Druga sprawa, połączona z pierwszą, to „słabe skrzydła”. W poprzednim sezonie Kamil Kargulewicz i Kacper Piątek jako młodzieżowcy oraz Bartosz Biel często byli siłą napędową drużyny, a jesienią zawodzili. To był nasz słaby punkt. Trzeci – zaskoczył mnie na końcu rundy. Wydawało się, że ilościowo jesteśmy dobrze skomponowani, ale po kontuzji Oskara Paprzyckiego i wobec kartkowej pauzy Jakuba Piątka i Wiktora Żytka, który i tak był w słabszej formie, zabrakło nam pomocników defensywnych. Natomiast w ofensywie coś się stało z Łukaszem Grzeszczykiem. To nie był ten lider jakiego znaliśmy z poprzednich sezonów.

Jaką ocenę wystawi pan napastnikom?

Kazimierz SZACHNITOWSKI: – Nie stanowili zagrożenia dla rywali ,co widać w klasyfikacji strzelców. 21 goli w 20 meczach całej drużyny, a także 3 gole Tomasa Malca, dwa Gracjana Jarocha, bo o Damianie Nowaku, który przez kontuzje zagrał niewiele ponad 200 minut i trafił raz, trudno cokolwiek powiedzieć, to zdecydowanie za mało dla drużyny, która ma wysokie aspiracje. Dlatego czekam na ruchy kadrowe i mam nadzieję, że po zimie przyjdzie lepsza wiosna.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus