Kibica filmowy powrót do korzeni

 

Co tu zrobić, kiedy czeka nas trzeci weekend z rzędu bez futbolu? A, że jesteśmy odpowiedzialni, nie wychodzimy z domu, aby siebie i innych nie narażać na niebezpieczeństwo? Poważny sympatyk futbolu, a takimi są – bez kwestii – wszyscy czytelnicy „Sportu”, otrzymał całkiem niedawno bardzo ciekawą alternatywę.

Ciesząca się dużą popularnością platforma filmowa Netflix, która zresztą ma w swojej ofercie bardzo dużo, zarówno fabularnych, jak i dokumentalnych propozycji związanych nie tylko z piłką nożną, ale również ze sportem w ogóle, kilka dni temu zaprezentowała projekt, który każdy kibic zobaczyć powinien.

Sześcioodcinkowy serial pt. „Angielska gra” to coś, czego do tej pory na sportowym, dużym, czy też małym ekranie, nie było. Śmiało można stwierdzić, że opowiada on o tym, „jak to się wszystko zaczęło?” Dowód? Cofamy się do… 1878 roku. Czyli do roku, w którym zaprezentowano w Krakowie „Bitwę pod Grunwaldem”, Jana Matejki, powstaje pierwsza książka telefoniczna, a na świat przychodzi… Józef Stalin.

Z ciekawszych, sportowych wydarzeń, założony zostaje klub Newton Heath, znany od 1902 roku, jako Manchester United.

Zbyt twarde angielskie kamienie

Niedaleko od tego miejsca, bo niespełna 30 km na północ, w miasteczku Darwen, które zajmuje się przede wszystkim włókiennictwem, pojawia się 21-letni Fergus Suter. Któremu znudziła się nieco praca kamieniarza w rodzinnym Glasgow.

Szkot zdecydowanie bardziej wolał grać w piłkę nożną. Robił to w istniejącym od 1875 roku Partick Football and Cricket Club i to tam zostały dostrzeżone jego nieprzeciętne umiejętności.

Zdecydował o tym, rzecz jasna, przypadek, bo nie było mowy w tamtych czasach o czymś takim, jak skauting. Suter, na początku 1878 roku – teraz trzymamy się faktów, a nie tego, co możemy zobaczyć w serialu – rozegrał spotkania przeciwko drużynie Darwen i dużo lepiej znanym dziś kibicom Blackburn Rovers.

Zaprezentował się na tyle dobrze, że właściciel kluby z Darwen zdecydował się na coś, co w tamtych czasach było zabronione. Dziś powiedzielibyśmy, że podkupił zawodnika, a ten postanowił przenieść się ze Szkocji do Anglii.

Pracy w kamieniarstwie odmówił, a jako powód podał, że robota na angielskim kamieniu jest dla niego… zbyt ciężka, bo jest on zbyt twardy. Został zatem zatrudniony w szwalni, której właścicielem był… właściciel klubu piłkarskiego.

Wszyscy jego zawodnicy pracowali jako tkacze. A Suter nie, na co – z racji nadzwyczajnych, jak na tamte czasy, umiejętności – miał ciche przyzwolenie. Warto zaznaczyć, że razem z Suterem do Darwen trafił inny z graczy Partick, James Love. On jednak codziennie stawiał się w pracy.

Robotnicy wśród dżentelmenów

Darwen był klubem robotniczym, co w tamtych czasach wcale nie ułatwiało mu życia. W Anglii nie rozgrywano wówczas jeszcze rozgrywek ligowych, ale od 1871 roku trwała rywalizacja o Puchar Anglii. W którym dominowały zespoły złożone z… dżentelmenów.

Pierwszy triumfator tych rozgrywek, czyli Wanderers FC, został założony przez absolwentów londyńskiej szkoły publicznej w Harrow. Ważną rolę w rozgrywkach odgrywał zespół Uniwersytetu Oksfordzkiego, jak również Royal Engineers A.F.C, czyli ekipa Korpusu Inżynierów Królewskich Armii Brytyjskiej.

W Eton natomiast funkcjonował założony przez Lorda Arthura Kinniarda zespół Old Etonians, którego zawodnicy, najprawdziwsi dżentelmeni z wyższych sfer, uważali, że futbol jest grą przeznaczoną właśnie dla nich.

Nie można powiedzieć, że gardzili rywalami sytuowanymi niżej, ale na pewno patrzyli na nich z góry. Zawodnicy, Kinniard był wówczas czynnym piłkarzem, pełnili ponadto funkcję w angielskim związku (FA), a wyżej wymieniony Lord był nawet, w latach 1890-1923, jego prezesem.

Wcześniej jednak, w sezonie 1878/89, Old Etonians, w ćwierćfinale Pucharu Anglii, zmierzyli się z Darwen. Był to pierwszy klub z północno-zachodniej Anglii i jeden z pierwszych typowo robotniczych, który dotarł tak wysoko w najstarszych piłkarskich rozgrywkach na świecie. Głównie dzięki świetnej grze Fergusa Sutera.

Ostatecznie robotnicy nie dali rady dżentelmenom i przegrali, ale dopiero za trzecim razem. Nie znano wówczas dogrywek i rzutów karnych, a w dwóch pierwszych meczach odnotowano remisy. Panowie z Old Etonians, mimo zwycięstwa, byli mocno podejrzliwi. Szczególnie w stosunku do Sutera, bo byli przekonani o tym, że Szkot łamie święte, na tamte czasy, zasady amatorstwa…

Doskonałość form nieprecyzyjnych

Oczywiście mieli rację, a na potwierdzenie ich tezy nie trzeba było długo czekać. W 1880 roku Szkot stał się bohaterem oficjalnego już skandalu. Po raz kolejny został bowiem podkupiony. Tym razem przez Blackburn Rovers, którego barw bronił do 1889 roku.

Trzy razy wygrał z tym klubem Puchar Anglii, ale przede wszystkim – o czym zresztą kilka lat temu pisano w artykule zamieszczonym na oficjalnej stronie FIFA – został uznany za pierwszego zawodowca w historii piłki nożnej.

O tym właśnie, choć nie tylko, opowiada serial Netflixa. W którym pewne fakty, co jest zupełnie w tego typu produkcjach normalne, zostały zmienione, a inne zupełnie pominięte. Ale nie ma dwóch zdań, że produkcja jest warta obejrzenia. Oddaje bowiem realia epoki.

Ciekawie jest zobaczyć, jak grano wówczas w piłkę nożną? W co ubrani byli zawodnicy, jak wyglądali sędziowie i jaki przedmiot… zastępował poprzeczkę? Kim byli ówcześni piłkarze? Serial idealnie oddaje społeczne podziały, które na przełomie XVII i XVIII wieku zapoczątkowała rewolucja przemysłowa. A przecież w takich warunkach, w czasach porewolucyjnych, rodził się futbol.

Historia Fergusa Sutera, który jest głównym bohaterem, a także osią całej opowieści, to motyw przewodni. Opowieści o początkach futbolu, czyli tym szczególnym rodzaju wiedzy. Futbol, trochę jak literatura, jest bowiem doskonałością form nieprecyzyjnych.

 

Na zdjęciu: Drużyna Darwen w 1879 roku. Przed kolegami z zespołu leży Fergus Suter.

 

Komentarz „Sportu”

 

Białorusini pozostają nieugięci. Informowaliśmy już, na łamach „Sportu”, że rozgrywki ligowe w tym kraju funkcjonują. Zresztą nie tylko piłkarskie, bo wczoraj rozpoczęła się batalia finałowa w lidze hokejowej.

Bo przecież Junost Minsk mierzy się z Szachtiorem Soligorsk o Puchar Prezydenta i takiej rywalizacji przerwać nie wolno. Czymże wobec tego zacnego trofeum są przyznawane za triumf w NHL, która nie gra od ponad dwóch tygodni, Puchar Stanleya, czy zwycięstwo w KHL, która rozgrywki definitywnie zakończyła, Puchar Gagarina?

Gubernator Kanady, niecałe 120 lat temu, za kawałek srebrnej misy „wybulił” marne 10 gwinei. Co to jest? A patron zmagań o mistrzostwo ligi, w której dominują zespoły z Rosji, jedynie – jako pierwszy człowiek – poleciał w kosmos. Warto zresztą zaznaczyć, że ulubiony klub hokejowy Prezydenta, Dynamo Mińsk, rywalizuje właśnie w KHL. I nie pogra sobie już w tym sezonie. Nie dlatego, bo zmagania zakończono, ale dlatego, że w sezonie zasadniczym był najsłabszym zespołem ligi i nie wszedł do play offu.

Ciekawe, jak długo na Białorusi będą grać w piłkę nożną? Ale jeżeli ktoś byłby zainteresowany poziomem tych rozgrywek, a bardziej spragniony futbolu na żywo, miast oglądać o początkach tej dyscypliny sportu sprzed 140 lat na Netfliksie, ten śmiało może to zrobić.

Bezpośrednie transmisje w internecie rozgrywek ligi białoruskiej prowadzą bowiem Fortuna i STS, czyli strony internetowe dedykowane zwolennikom zakładów bukmacherskich. Trzeba, rzecz jasna, spełnić określone warunki i wtedy można oglądać mecze.

A dziś, w dodatku o różnych porach, aż cztery transmisje! Już o godz. 11.00 FK Słuck podejmuje Dynamo Brześć. Chyba wypada kibicować drugiemu z wymienionych zespołów. Klub ten nie dość, że funkcjonuje niemal na granicy z Polską, to ma na dodatek polskojęzyczną stronę internetową, a w jego barwach występują doskonale znani przez sympatyków ekstraklasy piłkarze.

Były zawodnik Lecha Poznań, Wisły Płock i Arki Gdynia, Siergiej Kriwiec, a także były gracz Podbeskidzia Bielsko-Biała, Oleg Wierietiło. Który jest nawet kapitanem zespołu. Jutro, z kolei, dopingujmy Niomanowi Grodno w starciu z FK Witebsk. Na grodzieńszczyźnie występuje największe skupisko Polaków na Białorusi.

W mieście tym urodziła się Eliza Orzeszkowa, a od nazwy przepływającej przez nie rzeki pseudonim artystyczny przyjął niejaki Wydrzycki. Chyba najsłynniejszy polski piosenkarz wszech czasów, który urodził się w Starych Waliszkach. Godzinę jazdy samochodem na wschód od Grodna.

Zdecydowanie dalej mamy do kraju, gdzie – podobnie, jak na Białorusi – ciągle gra się w piłkę. Na dodatek transmisji z tej ligi nie ma, a szkoda, bo występują w niej firmy o wielkich nazwach. W Nikaragui rywalizują bowiem… Real i Juventus. Równie ciekawe mecze, z pewnością, rozgrywane są w Burundi, choć w tym przypadku nazwy są nieco trudniejsze do wymówienia.

Do niedawna grano też w Mjanmie (niegdyś Birmie), na Haiti i w Turkmenistanie. W krajach tych rozgrywki jednak zawieszono. A na Białorusi i w Nikaragui nie! Co wspólnego mogą mieć oba kraje? Chyba nic, choć państwo w Ameryce Środkowej niegdyś, przez 40 lat, rządzone było dyktatorsko. A obecny prezydent kraju, Daniel Ortega, wspierał Muammara Kaddafiego, Baszszara al-Asada, a jego bliskim przyjacielem był niegdysiejszy przywódca Wenezueli, Hugo Chavez.