Kibu Vicuna miał być lepszy

U schyłku września 2016 roku prezes Marcin Jaroszewski zadzwonił z Lizbony do Jana Urbana z wstępną propozycją pracy w Zagłębiu Sosnowiec. Usłyszał, że lepszy będzie Kibu Vicuna. Rekomendacja została rozważona, ale nie przeistoczyła się w angaż…

Ktoś za „Magica”

Sternik Zagłębia gościł wówczas w stolicy Portugalii na meczu Ligi Mistrzów. Sporting podejmował warszawską Legię. W roli jej szkoleniowca debiutował Jacek Magiera, tyle co pozyskany z sosnowieckiego klubu za 100 tysięcy złotych. Przy Kresowej trwały akurat poszukiwania jego następcy.

Urban nie wykazał wówczas zainteresowania zatrudnieniem, ale w zamian wskazał swego wieloletniego asystenta, z którym pracował w Legii, Zagłębiu Lubin, Osasunie Pampeluna, Lechu Poznań i Śląsku Wrocław. Vicuna nigdy wcześniej nie powadził ekipy seniorów samodzielnie i czekał na swoją szansę. W Sosnowcu uznano, że to nie jest człowiek, który powinien zastąpić Magierę. Tymczasowo drużynę ze Stadionu Ludowego prowadził Jarosław Araszkiewicz. Tydzień później postawiono na Piotra Mandrysza.

Pasjonat się kształci

Tymczasem 46-letni Vicuna w czerwcu tego roku otrzymał posadę pierwszego szkoleniowca w FK Trakai, klubie litewskiej ekstraklasy. W tej sytuacji nikt się nie spodziewał, że do Polski wróci jeszcze tej jesieni. Minął jednak miesiąc i jego przygoda u naszych wschodnich sąsiadów dobiegła końca. Stało się tak, kiedy otrzymał ofertę z Wisły Płock – w jego mniemaniu nie do odrzucenia. Nie zastanawiał się długo. Podpisał kontrakt do końca bieżącego sezonu z opcją prolongaty o kolejny rok.

Dlaczego akurat Kibu? – Na naszą decyzję wpływ miał cały szereg czynników – odpowiada prezes Wisły, [Jacek Kruszewski]. – Wybraliśmy człowieka, który doskonale zna polską ligę. Piłka nożna jest dla niego pasją. Mimo że ma bardzo wysokie kwalifikacje trenerskie, nadal się kształci. Operuje kilkoma językami, dzięki czemu nie ma najmniejszego problemu w komunikacji z zawodnikami. Bardzo dobrze mówi również po polsku. Poza tym podoba nam się wyznawana przez niego filozofia futbolu.

Preferuje ofensywną piłkę, przyjemną dla oka. Do tego nie boi się stawiać na młodych zawodników. Ostateczną decyzję co do jego zatrudnienia podjąłem po osobistym spotkaniu z nim. Odbyliśmy kilkugodzinną rozmowę. Po niej nie miałem najmniejszych wątpliwości, że to właśnie ten szkoleniowiec powinien poprowadzić naszą drużynę.

Bardzo chciał wrócić

Pod wodzą Hiszpana, posiadającego również polski paszport, „Nafciarze” rozegrali do tej pory pięć spotkań o stawkę. I pozostają niepokonani. Najpierw było wyjazdowe 3:3 z Zagłębiem Lubin, potem domowe 1:1 z Piastem Gliwice. Dwie następne potyczki to dwa triumfy i aż 10 zdobytych goli. W Pucharze Polski płocczanie rozgromili w gościnie 7:2 Olimpię Grudziądz, by następnie gładko ograć 3:0 Śląsk we Wrocławiu, radząc sobie przez ponad godzinę w osłabieniu. Na deser – sobotnie 2:0 z Zagłębiem Sosnowiec.

Czy to początek długiej i udanej kariery Kibu Vicuny na polskiej ziemi? – Mam wrażenie, że tak właśnie może być – twierdzi bez wahania prezes Kruszewski. – Mówię tak na podstawie obserwacji czterech tygodni pracy tego trenera w naszym klubie. Widzę, jak powadzi zajęcia, jak się komunikuje z piłkarzami, jak rozmawia z zawodnikami, którzy nie grają. Jest bardzo dobrym motywatorem. A my jesteśmy dobrym miejscem na realizację jego zawodowych ambicji. Sprzyja temu rodzinna atmosfera w naszym klubie. Zresztą on bardzo chciał wrócić do Polski. Pozostawała tylko kwestia wypłaty odstępnego jego poprzedniemu pracodawcy. Litwini do samego końca próbowali go zatrzymać. Nie został, mimo że miał tam jeszcze dwa lata ważnego kontraktu…

 

Na zdjęciu: Kibu Vicuna w roli trenera płockiej Wisły pozostaje póki co niepokonany…