Kierunek z ekstraklasy na Daleki Wschód

Wybierający się do Chin Jose Kante nie będzie pierwszym piłkarzem ekstraklasy, który postawił na taki kierunek.


– Jose przyznawał, że od momentu urazu wszystko się posypało – przyznał niedawno trener Legii Warszawa Czesław Michniewicz. Kante nie poleciał z zespołem na zgrupowanie w Dubaju i przygotowuje się do transferu do chińskiego Qingdao Huanghai, jak poinformował niedawno Tomasz Włodarczyk. Gwinejski napastnik nie pozbierał się porządnie po swoich zdrowotnych problemach, a kibice „Wojskowych” nie zapomnieli mu sytuacji, kiedy schodząc do szatni wściekły kopnął klubową koszulkę.

Zmiana polityki

Kierunek chiński jest mocno egzotycznym wyborem, ale wbrew pozorom nie oznacza już finansowego eldorado, jak było w niedalekiej przeszłości. Carlos Tevez kilka lat temu dostawał w Szanghaj Shenhua 38 mln euro za rok, lecz od nowego sezonu takie rzeczy nie będą już możliwe. W celu wzmocnienia rodzimej piłki Chińczycy wprowadzą limity płacowe i zagraniczni gracze będą tam zarabiać nie więcej niż 2,7 mln funtów rocznie, podczas gdy zawodnicy krajowi maksymalnie 570 tys. funtów. Kluby na pensje będą wydawać co najwyżej 68 mln funtów rocznie, z czego 9 mln na wynagrodzenia graczy zagranicznych. Wiele gwiazd tamtejszej ligi już ją opuściło (m.in. Hulk czy Alex Teixeira), a na zmianie polityki transferowej skorzysta np. Kante.

W przeszłości kilku graczy przechodziło już bezpośrednio z ekstraklasy do (grającej systemem wiosna-jesień) ligi chińskiej. Najświeższym przypadkiem jest węgierski obrońca Richard Guzmics, który w latach 2017-18 reprezentował barwy Yanbian Funde. Wcześniej Guzmics był zawodnikiem Wisły Kraków, która pół roku przed końcem kontraktu spieniężyła go do ligi chińskiej. Mówiło się o różnych kwotach, od 200 tysięcy do nawet miliona euro, co było dobrą sumą jak za gracza, który za kilka miesięcy mógł odejść za darmo. Węgier nie był zresztą jedynym stoperem „Białej Gwiazdy”, który trafił do Państwa Środka, bo w 2014 roku krakowianie wypożyczyli do Qingdao Jonoon Osmana Chaveza. Defensor z Hondurasu spędził w Azji rok.

Z ziemi chińskiej do Wisły

Wisła do Chin nie tylko wysyłała, ale również… z Chin brała.

– Bardzo dobrze się tutaj czuję, dostaję pomoc z każdej strony. Mam możliwość pracy w komfortowych warunkach – mówił Krzysztof Mączyński, który w styczniu 2014 roku zamienił Górnika Zabrze na 1,5-roczny pobyt w Guizhou Renhe (obecnie Beijing Rehne, gdyż klub przeniósł się do Pekinu). Śląski klub zarobił na transferze ok. pół miliona euro, a sam pomocnik przez trzy lata gry miał otrzymać ok. 1,5 mln euro – występował tam połowę krócej, więc pewnie i pieniędzy dostał mniej. Koniec końców Mączyński postanowił wrócić do Europy, co motywował kwestami rodzinnymi, rozwiązał kontrakt z Renhe i trafił właśnie do Wisły.

W 2015 roku Górnik ponownie sprzedał piłkarza do Chin i ponownie za – najpewniej – pół miliona euro. Po dobrym sezonie do Henan Jianye trafił napastnik Mateusz Zachara, idąc w ślady… Emmauela Olisadebe, który kilka lat wcześniej reprezentował barwy tego samego klubu. Zachara pograł tam rok i choć występował regularnie, nie był zbyt zadowolony ze swoich liczb, wynoszących 5 goli i 4 asysty w 25 meczach. Początek 2016 roku Polak spędził na rehabilitacji spowodowanej kontuzją barku, nie mógł grać i rozwiązał kontrakt z Henan, wracając do kraju. Po krótkim okresie bezrobocia w lipcu został graczem Wisły Kraków, gdzie – w przeciwieństwie do Mączyńskiego – nie miał zbyt udanego okresu.

Zaciąg z Legii

Z ekstraklasy do ligi chińskiej trafił także Miroslav Radović, który Legię Warszawa zamienił na Hebei China Fortune, kosztując ok. 2 mln euro. Był to dość zaskakujący transfer, przy którym nie zabrakło kontrowersji związanej z nie najlepszą komunikacją wewnątrz stołecznego klubu. Choć „Rado” początek w Azji miał bardzo dobry, potem doznał ciężkiej kontuzji, opuszczając wiele miesięcy gry. Licznik jego meczów w Hebei zatrzymał się na 5, a pomocnik po roku wrócił do Europy, próbując się odbudować. Podobno to właśnie Radović pomagał Jose Kantemu w dogadaniu przenosin do Chin.


Czytaj jeszcze: Niewykorzystany potencjał polskiej Ekstraklasy

Legię na Daleki Wschód w styczniu 2012 roku zamienił także portugalski skrzydłowy Manu, po mizernym okresie w Warszawie trafiając do Beijing Guoan. Pół roku później do Jiangsu Sainty (obecnie Jiangsu Sunig) z Lecha Poznań przeszedł Białorusin Siergiej Kriwets, ale – jak Manu – spędził tam tylko rok. W późniejszym okresie Kriwets wrócił do Polski, reprezentując barwy Wisły Płock i Arki Gdynia.

Wspominając dawniejsze czasy, można przypomnieć łódzkiego pomocnika Rafała Pawlaka, który drugą połowę 2001 roku spędził w Szanghaj Ginde (obecnie Guangzhou R&F), gdzie trafił z Widzewa. Natomiast cały rok 1999 w Chinach spędził Litwin Arunas Pukelevicius, trafiając tam – a jakże! – z Wisły Kraków, gdzie okazał się kompletnym niewypałem.


Na zdjęciu: Krzysztof Mączyński swojej przygody w Chinach nie żałuje. Grając w Azji regularnie był powoływany do reprezentacji Polski przez Adama Nawałkę.

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus