Klaps był potrzebny

Kapitan Podbeskidzia zapewnia, że nawet zwycięstwo 6:0 nie może spowodować, by jego drużyna „obrosła w piórka”.


Za 6:0, jak i za 1:0 dostaje się trzy punkty, ale nie ma wątpliwości, że tak okazałe zwycięstwo, jakie odnieśli nad Chrobrym Głogów piłkarze Podbeskidzia Bielsko-Biała, było „góralom” bardzo potrzebne. Nie tak bowiem wyobrażali sobie kibice pod Klimczokiem początek rywalizacji na wiosnę. Przypomnijmy, że przed starciem z głogowianami zespół spod Klimczoka zdobył 5 punktów w 4 meczach i strzelił zaledwie 2 gole. To za mało, by myśleć o realizacji celu, jakim jest gra o ekstraklasę, przynajmniej w barażach. Ponadto bielszczanie grali po prostu… brzydko. W czterech pierwszych meczach jesieni trudno było o pozytywy. Może poza pierwszą połową inaugurującego wiosnę starcia z Odrą Opole.

Byli bardzo źli

Na to, czy triumf przeciwko Chrobremu radykalnie odmieni Podbeskidzie długofalowo, trzeba będzie poczekać. Na razie wymiernym efektem jest awans z 9. na 7. miejsce w ligowej klasyfikacji, a także zmniejszenie straty do strefy barażowej o połowę. Przed ostatnią kolejką „górale” mieli 4 „oczka” mniej niż szósty zespół w klasyfikacji. Teraz tracą 2 punkty, a zatem mogą znaleźć się tam, gdzie chcą się znaleźć, na przestrzeni jednej kolejki.

– Przed meczem z Chrobrym byliśmy bardzo źli – mówi Kamil Biliński, napastnik Podbeskidzia.

– Mecz ze Skrą (przegrany 0:1 – dop.red.) zupełnie nam nie wyszedł, dlatego chcieliśmy jak najszybciej zagrać kolejne spotkanie. Zleciało to szybko, a najważniejsze jest to, że pokazaliśmy w tym meczu naszą najlepszą twarz. Po wyniku 6:0 wydaje się, że ten wcześniejszy… klaps był nam potrzebny. Musieliśmy pewne rzeczy zmienić i dopracować, mentalnie funkcjonować inaczej niż wcześniej. Osobiście miałem przed tym spotkaniem takie wrażenie, że będzie dobrze – i tak też się stało, choć pewnie takich rozmiarów zwycięstwa się nie spodziewałem – podkreśla kapitan drużyny spod Klimczoka, dla którego gol w meczu z Chrobrym był bardzo ważny.

To dopiero drugie trafienie tego zawodnika na wiosnę, a przypomnijmy, że po jesieni zajmował on pozycję lidera pierwszoligowych strzelców, którą następnie stracił.

– Co tu dużo mówić… Trochę „ślizgaliśmy” się, jeżeli chodzi o wyniki. Nawet ta wygrana z Tychami, w doliczonym czasie gry, opierała się głównie na szczęściu, a nie na dobrej grze. Dlatego tak duży wynik, jak ten przeciwko Chrobremu, był nam bardzo potrzebny. Czekaliśmy na spotkanie, w którym mieliśmy sytuacje i zamienialiśmy je na gole. Wcześniej zbyt często było tak, że bramki nam nie wpadały. Ostatnio jednak szczęście trochę nam oddało – to raz jeszcze 36-letni napastnik, który przeciwko Chrobremu trafił po raz 14. w tym sezonie.

Nie można fruwać

Kamil Biliński zapewnia jednak, że wysoka wygrana to nie wszystko. Że nadal trzeba bardzo ciężko pracować, a zespół ma tego świadomość.

– Na pewno nie było czasu na to, by się pocieszyć, ale nawet tak efektowna wygrana to nie jest nic takiego, byśmy mogli „obrosnąć w piórka”. Trzeba zachować chłodną głowę i walczyć dalej – zapewnia kapitan „górali”.

– Przed nami kolejne bardzo ciężkie spotkanie w Niepołomicach. Musimy się do niego jak najlepiej przygotować, by złapać serię, którą – mam nadzieję – zaczęliśmy zwycięstwem z Chrobrym. Trzeba jednak twardo stąpać po ziemi. Nie można fruwać, bo dalej nie jesteśmy w tym miejscu, w którym powinniśmy być. Dlatego w kolejnych meczach musimy podchodzić z taką wolą walki i z taką samą koncentracją – zwraca uwagę czołowy snajper I ligi.


Na zdjęciu: Kamil Biliński doskonale wie, że i za zwycięstwo 6:0, i za wygraną 1:0 przyznaje się „tylko” trzy punkty.
Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus