Klucz do awansu z punktu G

Przez niemal całą jesień Jerzy Brzęczek przegrywał z… pechem. Złośliwi koledzy z boiska zaczęli więc przypominać selekcjonerowi, że jako piłkarz szczęście miewał rzadko. Bo niefart dopadł go również w kulminacyjnym momencie kariery klubowej, gdy po świetnych recenzjach za występy w Tirolu Innsbruck dostał ofertę z 1.FC Koeln. Do siedziby „Kozłów” nie dojechał przecież nawet na testy medyczne, gdyż akurat wówczas – choć kontuzje raczej go omijały – doznał urazu. Biorąc zatem pod uwagę choćby ten fakt, kibice mogli mieć obawy o losowanie eliminacji Euro 2020.

Tymczasem wygląda na to, że w Guimaraes, w pozornie nieważnym meczu z Portugalią, Brzęczek odczarował rzeczywistość. 22. w światowym rankingu Austria, 90. Izrael, 62. Słowenia, 68. Macedonia i 132. Łotwa nie rzucają przecież nikogo na kolana. A tym bardziej – nie mają prawa nie tylko Roberta Lewandowskiego, ale żadnego z naszych reprezentantów przyprawić o drżenie łydek. Trener naszej drużyny narodowej występował w ligach rywali losowanych z drugiego i trzeciego koszyka, więc zapewne już w bieżącym tygodniu zbierze – od znajomych – wszelkie niezbędne informacje na ich temat. Ponadto dobrze zna prowadzącego Austrię Franco Fodę, i odpowiadającego za wyniki Izraela Andreasa Herzoga. zatem powinien wiedzieć, czego spodziewać się po obu tych szkoleniowcach.

Jesteśmy najwięksi i najbogatsi

Gdybyśmy chcieli – jak mamy w zwyczaju – popatrzeć na wyniki losowania z pozycji hegemona, to Polskę zamieszkuje obecnie 38 milionów ludzi, zaś kraje pięciu rywali, w sumie, raptem 23,5 miliona. Zatem, teoretycznie, możliwości selekcyjne polski futbol ma większe niż wszyscy eliminacyjni przeciwnicy razem wzięci. Jeśli natomiast pod uwagę wzięlibyśmy PKB każdej z gospodarek, to nasza jest o jedną trzecią mocniejsza niż w Austrii, prawie dwukrotnie w porównaniu do Izraela, niemal 15-krotnie przewyższa słoweńską, ponad 20-krotnie łotewską i 60-krotnie macedońską. Co powinno mieć logiczne przełożenie na zamożność futbolowych federacji i środki wykładane w poszczególnych państwach na szkolenie młodych piłkarzy.

Aby jednak przestrzec kibiców przed hurra optymizmem, warto przypomnieć, że przed mundialem w Rosji nasz zespół także był losowany z pierwszego koszyka i uchodził za zdecydowanego faworyta. Natomiast w finałach MŚ poległ z kretesem zajmując czwarte miejsce w grupie.

 

Rywale też są zadowoleni

Nie ma oczywiście sensu zakładać, że tym razem życie także brutalnie zweryfikuje wysokie rozstawienie biało-czerwonych – i nasze aspiracje – ale warto przytoczyć kilka opinii z krajów naszych rywali. „To grupa, z której można wyjść. Tym bardziej jest to wykonalne zadanie, że z pierwszego koszyka trafiliśmy na najłatwiejszego rywala – napisał w internetowym wydaniu austriacki „Wiener Zeitung”.

– Grupa jest wyrównana, faworytami są Polska i Austria, ale generalnie mogliśmy trafić gorzej. I to nie tylko do grupy śmierci z Holandią i Niemcami. A kadra Izraela jest coraz mocniejsza, co potwierdziły rozgrywki Ligi Narodów – uzupełnił w rozmowie z TVP Sport Herzog. „Udało nam się uniknąć rywali wagi ciężkiej i choć zagramy w mało atrakcyjnej grupie, to szanse na awans do mistrzostw Europy 2020 znacząco wzrosły – ocenił słoweński serwis „Ekipa 24”. A nawet na Łotwie nie zabrakło nutki optymizmu: „Trafiliśmy znacznie lepiej niż nasi sąsiedzi: Litwini i Estończycy” – to wniosek z tamtejszej TV NET.

Całkiem niedawne wpadki

Zatem trudno się dziwić, że trener Brzęczek z umiarkowanym – tylko – optymizmem wypowiadał się po losowaniu, także wskazując a wyrównaną stawkę. Nasz selekcjoner zdaje sobie sprawę, że David Alaba ma – podobnie jak Lewandowski – mocną pozycję w Bayernie Monachium. Generalnie austriacka kadra oparta jest na piłkarzach występujących w niemieckiej Bundeslidze. Obie ekipy z Bałkanów – a nie tylko Słowenię, z którą nasz narodowy zespół prowadzony przez Leo Beenhakkera w eliminacjach MŚ 2010 ugrał zaledwie punkt – ma prawo postrzegać jako zespoły żywiołowe i niebezpieczne. Zwłaszcza przed własną publicznością.

O Łotwie trener reprezentacji Polski więcej może dowiedzieć się od… prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, któremu Bałtowie – po nieoczekiwanej wygranej w Warszawie w eliminacjach Euro 2004 znacznie skrócili selekcjonerską kadencję. I mimo że wówczas także uchodzili za kopciuszka, po wygranym barażu z Turcją pojechali na mistrzostwa Europy do Portugalii. Gdzie zdołali zremisować z – co prawda przeżywającymi wielki kryzys – Niemcami. Natomiast z autopsji Brzęczek pamięta porażkę z Izraelem w Tel Awiwie 1:2 w kwalifikacjach Euro 1996 kadry pod Henryka Apostela, która już na początku września 1994 roku w zasadzie przekreśliła polskie nadzieje na występ w ME organizowanych w Anglii. I pewnie także z tego powodu zespół prowadzony przez Herzoga nasz szkoleniowiec określił mianem nieobliczalnego.

Jak ukryć wrażliwe strefy?

Powyższa wyliczanka wpadek biało-czerwonych z przeciwnikami, z którymi przyjdzie zmierzyć się od marca do listopada w grupie G nie zmienia jednak faktu, że polscy piłkarze przystąpią do gry w roli zdecydowanego faworyta. A każde inne rozstrzygnięcie niż skończenie kwalifikacyjnego wyścigu na jednej z dwóch czołowych lokat trzeba będzie odbierać – zważywszy na aktualną klasę rywali – jako klęskę. Inna sprawa, że uciekając do terminologii… erotycznej, klucz do awansu biało-czerwonych leży w starannym ukryciu najbardziej wrażliwych stref naszego zespołu, które bezlitośnie obnażyli niedawno Włosi i Portugalczycy. Gdyby zresztą biało-czerwoni umieli nawiązać do jakości zaprezentowanej w eliminacjach Euro‘16 i MŚ’18, zamiast zastanawiać się nad własnym punktem G, w spokoju mogliby skoncentrować się na wygraniu grupy G.

 

Komentarz Adama Godlewskiego o pracy Jerzego Brzęczka