„Kocioł” nie dla Ruchu!

Kwietniowy mecz „Niebieskich” z Wisłą Kraków odbędzie się w Gliwicach. Długie negocjacje ze Stadionem Śląskim zakończyły się fiaskiem.


Miało być piłkarskie święto z udziałem dwóch kilkunastokrotnych mistrzów Polski, zaprzyjaźnionych ze sobą kibiców i drużyn walczących dziś o ekstraklasę, stojące pod znakiem próby bicia XXI-wiecznego rekordu frekwencji w polskiej piłce ligowej, ale z tych planów nic nie wyszło. Wczoraj fiaskiem zakończyły się długie negocjacje zarządu Ruchu z władzami spółki zarządzającej Stadionem Śląskim dotyczące rozegrania 22 kwietnia meczu z Wisłą Kraków.
„Wszyscy w Klubie chcieliśmy się podjąć tego wyzwania i zrobić coś spektakularnego. Miało być wielkie piłkarskie święto, pozostał wielki żal” – napisał Tomasz Ferens, rzecznik „Niebieskich”.

A było blisko…

Przed dwoma tygodniami chorzowianie po kilkustronnym spotkaniu, m.in. z wicemarszałkiem województwa Łukaszem Czopikiem, informowali, że są blisko porozumienia. Zaakceptowana została – wynosząca około 80 tysięcy złotych – kwota czynszu, jaki Ruch uiściłby spółce za wynajem obiektu.

Od tamtej pory między Cichą a „Kotłem Czarownic” trwała wymiana projektów umów, w których ciągle znajdowały się zapisy różniące dwa podmioty – m.in. związane z koniecznością zabezpieczenia bieżni czy – przede wszystkim – wzięcia odpowiedzialności za ewentualne szkody sięgające nawet zamknięcia obiektu i uniemożliwiające odbycie zakontraktowanych już imprez lekkoatletycznych (drużynowe mistrzostwa Europy, Diamentowa Liga). Prezes Ruchu, Seweryn Siemianowski, już w ubiegłym tygodniu sygnalizował na antenie „Radia Piekary”, że w umowie nie może być zapisów grożących karami i odszkodowaniami oznaczającymi de facto… zamknięcie klubu.

Czas płynął, decyzja musiała zapaść najpóźniej dziś, na miesiąc przed spotkaniem, jako że wynika to z ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych i konieczności złożenia wniosku o nią. Przy Cichej nie ukrywali, jak wielkie byłoby to wyzwanie organizacyjne do podjęcia w tak krótkim czasie. Już kilkanaście dni temu, ponosząc pewne koszty, polecili firmie obsługującej ich system biletowy o przymiarkę do „Kotła Czarownic”, by w razie zawarcia umowy ze Śląskim móc natychmiast rozpocząć sprzedaż biletów. Szacowano, że musi się ich sprzedać 30 tysięcy, by klub wyszedł na zero. Wisła też deklarowała wolę współpracy, m.in. w zakresie poszukiwań najemców na część skyboxów. Teraz jednak to już bez znaczenia.

Nie wezmą ryzyka

„Niestety Strony nie były w stanie osiągnąć kompromisu w zakresie rozkładu ciężaru odpowiedzialności związanej z ewentualnymi uszkodzeniami Stadionu Śląskiego, które mogłyby zagrozić organizacji wcześniej zaplanowanych imprez lekkoatletycznych, co w konsekwencji rodziłoby konieczność poniesienia potencjalnie wielomilionowych kosztów związanych z przeniesieniem tychże imprez. Ani Ruch, ani Stadion Śląski nie są w stanie przyjąć na siebie takiego ryzyka i takiej odpowiedzialności. Ruch od kilku lat jest mozolenie odbudowywany, dlatego narażanie Klubu byłoby wielką nieodpowiedzialnością” – oświadczył klub z Cichej (pisownia oryginalna), dziękując włodarzom „Kotła Czarownic” za prowadzone negocjacje.

Czyli Gliwice

Tym samym nie powiodła się próba choć pojedynczego powrotu na chorzowską ziemię i mecz z Wisłą zostanie rozegrany na stadionie zastępczym w Gliwicach przy niespełna 10-tysięcznej publiczności. „Władzom KS Ruch Chorzów dziękujemy za prowadzone negocjacje i mamy nadzieję, że w przyszłości podejmiemy kolejne próby organizacji wybranych meczów Niebieskich na chorzowskim gigancie” – oświadczyli włodarze Stadionu Śląskiego.
A po wszystkim rodzi się pytanie, czy ligowa piłka kiedykolwiek zagości na zmodernizowanym Stadionie Śląskim, skoro nie powiodło się to teraz mimo tak dużej determinacji Ruchu i meczu, w kontekście którego nie mogło być mowy o kibicowskich antagonizmach.


Na zdjęciu: Jesienny mecz Wisły z Ruchem obejrzało 22 tysiące widzów. Rewanż mogło nawet ponad 2 razy tyle, a skończy się na niespełna 10 tysiącach szczęśliwców w Gliwicach…
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus