Kocioł wrócił z przytupem

Dla jednych – tych, którzy pamiętają Stadion Śląski ze wspaniałych meczów, wielkich zwycięstw, bywało oczywiście, że i rozczarowań – była to podróż sentymentalna. Dla innych – tych, którzy chociażby z powodów metrykalnych nie mogli być świadkami przeszłości – była to podróż powitalna. A dla wszystkich powód, by uronić łezkę.

Cokolwiek powiedzieć, po wielu trudnych latach wczorajszym spotkaniem z Koreą Płd. Kocioł Czarownic wrócił „do żywych”. Pięknem architektury, świetną publicznością… Patrząc na wynik, wrócił z przytupem. Właśnie – patrząc na wynik… Znów dostaliśmy dużo do myślenia; tyle że lepiej, iż proces te odbywa się przy okazji takich konfrontacji, a nie, kiedy przyjdzie nam śledzić już spotkania mundialowe. Z o wiele większym bagażem odpowiedzialności i nerwów.
Adam Nawałka, w porównaniu ze spotkaniem z Nigerią, dokonał siedmiu zmian, a zadebiutował Taras Romanczuk. Zasadniczo prowadziły one ku temu, że skład na Koreę bardziej przypominał ten, w którym pokazywał się w poprzednich spotkaniach, ze szczególnym uwzględnieniem eliminacji MŚ. Dlatego zwłaszcza pierwsze minuty jawiły się – może w istocie takie były – jako trudne, momentami niepokojące.

Defensywa Koreańczyków wyglądała na bardzo szczelną – nie było widać z naszej strony pomysłu na jej rozbicie – a zagrożenie pod ich bramką było bardziej efektem rozmaitych przypadków, a nie pełnych pomysłów, przygotowanych akcji. I jeszcze te kontry gości, po których Wojciech Szczęsny naprawdę miał co robić. Takie oto było następstwo niewielkiej ruchliwości i rzadkich momentów gry „z pierwszej piłki”. W końcu dał o sobie znać duet Robert Lewandowski – Kamil Grosicki, dzięki czemu po ponad 300 minutach postu mogliśmy świętować bramki.

Zyskaliśmy dzięki temu spokój w II połowie? Nie, zyskaliśmy natomiast wiedzę, że jeśli Koreańczycy zabierają się za bardziej aktywnie granie, są niezwykle groźni i są w stanie zdominować swojego rywala. Czy każdego? Tego nie wiemy, w każdym razie w konfrontacji z naszymi piłkarzami czynili to przez długie minuty II połowy udanie… Tak udanie, że omal nie utrzymaliśmy pewnego, wydawało się, prowadzenia. Zwycięstwo dał Piotr Zieliński… Możemy pocieszać się tylko tym, że niepokój także może nieść pozytywne przesłanie.

Ostatecznie wygraliśmy, poprawiliśmy sobie w ten sposób nastroje, możemy myśleć już o ostatnich przedmundialowych próbach – z Chile i Litwą – ale one będą poprzedzone zasadniczą robotą. I samych piłkarzy, zwłaszcza tych, którzy walczą o miejsce w kadrze na Rosję, i przede wszystkim sztabu szkoleniowego. Od wczorajszego wieczora czas gwałtownie przyśpiesza…