Kolarstwo. Co się bardzo opłaca?

Rafał Majka, w związku z przesunięciem Tour de France, zadeklarował chęć startu w tym wyścigu. Decyzji o tym sam jednak nie podejmie.


Plan na ten sezon był zupełnie inny. Rafał Majka, kolarz grupy Bora-hansgrohe, miał odpuścić Tour de France i skupić się na Gior d’Italia i Vuelta a Espana.

Przypomnijmy, że podobnie było w zeszłym roku. Kolarz z Zegartowic, w „Wielkiej pętli”, nie wziął udziału. We Włoszech uplasował się na szóstym miejscu, a taką samą lokatę zajął następnie w Hiszpanii. Stał się tym samym pierwszym polskim zawodnikiem, który w jednym roku kalendarzowym zmieścił się w pierwszej dziesiątce dwóch wielkich tourów.

W Tour de France, z kolei, liderem jego ekipy był Emmanuel Buchmann. 28-latek z Ravenburga spisał się bardzo dobrze. W wyścigu zajął czwarte miejsce, tracąc zaledwie 25 sekund do trzeciego Stevena Kruijswijka. Jego strata do triumfatora imprezy, Egana Bernala, również nie była duża, bo wyniosła niecałe dwie minuty.

Kierownictwo niemieckiej ekipy było z takich rozstrzygnięć zadowolone i, podobno, planowało powtórzyć manewr w tym sezonie. A o tym, że Buchmanna stać nawet na zwycięstwo w Tour de France mówił, w niedawnej rozmowie z portalem naszosie.pl, Paweł Poljański, inny z polskich kolarzy Bora-hansgrohe.

Jest wielu liderów

Koronawirus, który storpedował kolarski kalendarz, spowodował jednak, że powyższe plany mogą zostać zweryfikowane. Majka, po tym, jak okazało się, że Tour de France ma wystartować z 9-tygodniowym opóźnieniem i ma być – nietypowo – pierwszym w kolejności z grand tourów w tym roku, przyznał, że chciałby w nim pojechać.

Na przestrzeni ostatnich lat pierwszym wielkim wyścigiem było bowiem Giro, a to w nim miał nasz kolarz wziąć udział. – Chciałbym pojechać w Tour de France, ale to nie zależy ode mnie tylko od decyzji moich szefów. U nas jest wielu liderów – mówi „Zgred”, któremu podczas ostatnich startów w TdF towarzyszył pech.

W 2017 roku rywalizacji, ze względu na poważny upadek, nie ukończył. Rok później miał podobne problemy i dlatego wynik, czyli 19. miejsce, nie był szczytem jego możliwości. Tym bardziej, że był znakomicie do rywalizacji przygotowany.

Jak sam podkreśla obecnie w jego grupie znajduje się 29 kolarzy. Licząc również wspomnianego Poljańskiego, Macieja Bodnara czy mieszkającego w Gliwicach, Cesare Benedettiego. Żaden z wymienionych nie jest jednak zawodnikiem, którego stać na walkę o najwyższe cele w trzytygodniowym wyścigu.

W tym gronie, prócz Majki, znajdują się wspomniany Buchmann, Davide Formolo i Patrick Konrad. Obaj, w przeszłości, mieścili się już w Top 10 największych wyścigów. Włoch trzykrotnie, a Austriak raz. Takiego sukcesu nie odniósł jeszcze Maximilian Schachmann, ale Niemiec – z roku na rok – nabiera doświadczenia.

W 2018 roku wygrał trudny, górski etap Giro. A w tym roku triumfował w jednej z najważniejszych etapówek w kalendarzu, nie będącą wielkim tourem, czyli Paryż – Nicea. Wyścigiem, który jako ostatni udało się dokończyć.


Etapy bywają cenniejsze

Nie można jednak przesądzać, że Bora-hansgrohe postawi mocno na klasyfikację generalną, co przecież Polaka interesuje najbardziej. Bo w składzie posiada bardzo szybkich na finiszu Pascala Ackermanna i Petera Sagana, których stać na wygrywanie poszczególnych etapów. Które zaś, dla interesu grupy, mogą okazać się cenniejsze, aniżeli wysokie miejsce w „generalce”.

Z reguły jest tak, że ekipy – przed poszczególnymi wyścigami – rozważają różne opcje i obierają jakąś taktykę. Albo już wcześniej montują skład w taki sposób, że priorytety są jasne.

W zeszłym roku, w wielkich tourach, Bora-hansgrohe zachowywała się… niejednoznacznie. Ale raczej chodziło jej o etapy. Ackermann wygrał dwa razy i klasyfikację punktową we Włoszech, a Majka był szósty w klasyfikacji generalnej.

Sagan był najlepszy na odcinku, a także w klasyfikacji punktowej we Francji (Buchmann skończył wyścig na czwartym miejscu), a Sam Bennett, który zmienił od tego roku barwy i ściga się w Deceuninck – Quick-Step, triumfował dwa razy na Vuelta a Espana (Majka znów był szósty).

Stawianie na sprinterów i gromadzenie zwycięstw etapowych ma swoje konsekwencje w kontekście walki o klasyfikację generalną. Otóż do składu drużyny, w większości, dobiera się zawodników o takiej kolarskiej charakterystyce, którzy mają np. kasować ucieczki na sprinterskich etapach, czy rozprowadzać najszybszych już na samym finiszu.

W pierwszej specjalności nieoceniony jest wspomniany Maciej Bodnar, który jednak w górach nie pomaga. I właśnie wtedy w drużynie zaczyna brakować miejsca dla kolarzy wspierających najlepszych „górali”…
A wiemy doskonale, że Majka w górach czuje się najlepiej, a właśnie tacy zawodnicy wielkie wyścigi wygrywają.

Czytaj jeszcze: Pojadą Wielką Pętlą, tylko jesienią

Najlepszym dowodem na to jest chociażby Ineos, która w ostatnich latach dominuje w TdF. W zeszłym roku wyścig wygrał Egan Bernal, a drugi był Geraint Thomas. Pozostali, dobrze radzący sobie w górach, ale „robiący” właśnie za pomocników, jak np. Wout Poels czy nawet Michał Kwiatkowski, który doskonale pracował zwłaszcza w 2018 roku (wyścig wygrał Thomas), zajęli dalsze miejsca.

Ale byli dla swoich liderów wielkim wsparciem na najtrudniejszych etapach. Na płaskich etapach w ogóle ich nie było widać. Warto zatem, w przypadku Rafała Majki, zastanowić się, czy start w Tour de France, najistotniejszym i pewnie najsilniej obsadzonym wyścigu w kalendarzu, będzie dla niego opłacalny? Bo jeżeli grupa będzie postępować podobnie, jak w poprzednim sezonie, to trudno będzie ugrać coś więcej, aniżeli miejsce w pierwszej dziesiątce.

Szanse na to, że Polak – wraz z Buchmannem – stworzą bardzo mocny duet w stylu Ineos są raczej iluzoryczne.




Na zdjęciu: Rafał Majka rozważa start w Tour de France. Pierwotnie miał w „Wielkiej pętli” nie jechać.

Fot. Pressfocus