Kolarstwo. O tęczę po belgijsku

Wyścig ze startu wspólnego o mistrzostwo świata elity mężczyzn będzie niemal kopią najważniejszych belgijskich klasyków. Faworyt do złota jest jeden – Wout Van Aert.


Trasę znacznie przekraczającą 260 kilometrów, na której w najbliższą niedzielę powalczą o medale mistrzostw świata kolarze w rywalizacji elity mężczyzn, Belgowie, czyli gospodarze rywalizacji, bo odbywa się na we Flandrii, skroili stricte pod siebie. Bo właśnie na takich odcinkach, najeżonych krótkimi, ale stromymi podjazdami, nierzadko po kostce brukowej, odbywają się w Belgii najważniejsze wyścigi, które dla miejscowych, zakochanych w kolarstwie kibiców, są ważniejsze niż Tour de France czy Giro d’Italia.

Chodzi o zmagania np. na Liege-Bastogne-Liege, Wyścigu Dookoła Flandrii, czy Walońskiej Strzale, a triumfatorzy wymienionych, szczególnie, gdy są Belgami, zajmują poczesne miejsca w kolarskim panteonie.

Tym razem głównym faworytem wyścigu jest Wout Van Aert i to właśnie głównie pod niego układano trasę niedzielnego wyścigu. Od trzech sezonów zawodnik ten odnosi ogromne sukcesy. Jest kolarzem niezwykle wszechstronnym. Potrafi wygrywać zarówno na płaskich, pofałdowanych, jak i górskich etapach najważniejszych wyścigów, a także w klasykach. Ponadto doskonale jeździ na czas.

Tylko w tym roku wygrał kolejny z ważnych belgijskich klasyków, czyli Gandawa – Wavelgem. Triumfował również w Amstel Gold Race, a także na trzech etapach Tour de France. Na igrzyskach olimpijskich w Tokio zdobył srebrny medal ze startu wspólnego, a już podczas mistrzostw świata stanął na drugim stopniu podium w jeździe indywidualnej na czas.

Rok temu, na mundialu we włoskiej w Imoli, był drugi zarówno na czas, jak i ze startu wspólnego. Trudno sobie przypomnieć, by zamykający wyścig MŚ miał aż tak zdecydowanego faworyta. Van Aert, jak niegdyś Eddy Merckx, ma wygrać w niedzielę i już. Innego scenariusza Belgowie nie biorą pod uwagę, choć w gronie uczestników nie brakuje świetnych kolarzy. Kto może stanowić dla przedstawiciela gospodarzy największe zagrożenie?

Na pewno Holender Mathieu Van der Poel, a także obrońca tytułu, czyli Francuz Julian Alaphilippe, jak również młodziutki rodak kandydata do złota numer jeden, czyli Remco Evenepoel. Dużo mniej, biorąc pod uwagę trasę, mówi się o szansach świetnych Słoweńców, czyli Tadeja Pogaczara i Primoża Roglicia, który również pokazali – nie tylko w tym sezonie – że nawet w takich okolicznościach mogą walczyć o najwyższe cele.

Daleko, jeżeli chodzi o rozmowy o medalach, wymienia się nazwisko Michała Kwiatkowskiego, który – rzecz jasna – będzie liderem naszej ekipy. Polacy wystartują we Flandrii w szóstkę. Obok „Kwiato” do rywalizacji przystąpią: Maciej Bodnar, Łukasz Owsian, Stanisław Aniołkowski, kończący karierę Michał Gołaś, a także debiutujący w biało-czerwonej koszulce Cesare Benedetti.

Wiadomo, że celem na ten sezon, jeżeli chodzi o Kwiatkowskiego, był medal igrzysk olimpijskich, ale na piekielnie trudnej trasie w Tokio zawodnik grupy Ineos Grenadiers, w kluczowym momencie, nie wytrzymał tempa. W znacznej mierze na skutek mocnego ataku Van Aerta.

– Będę bardzo zmotywowany, aby mieć dobry wyścig – obiecuje przed startem we Flandrii mistrz świata z 2014 roku z Ponferrady. – Najpierw muszę się upewnić, czy wszystko jest w porządku. Czy mam „kopa” i energię do działania. Ten sezon jest bardzo długi. Praktycznie nie miałem przerw. Nadal jestem jednak zmotywowany, by zakończyć to w dobry sposób na mistrzostwach świata – podkreślił Michał Kwiatkowski.

W zeszłym roku, na czempionacie w Imoli, Kwiatkowski był bardzo bliski kolejnego medalu kolarskiego mundialu. Zajął czwarte miejsce, przegrywając brąz nieznacznie ze Szwajcarem Markiem Hirschim.

– Jazda w biało-czerwonej koszulce zawsze jest dla mnie ogromną motywacją. To klasyczny wyścig i trzeba zrobić wszystko, by być gotowym na ten jeden, jedyny dzień. Musze się skoncentrować na tych ponad 260 kilometrach. To będzie szalenie trudny wyścig i – przede wszystkim – głowa musi być gotowa w 100 procentach – zapewnia „Kwiato”, który w przeszłości pokazał, że na belgijskich klasykach potrafi radzić sobie bardzo dobrze.

– Walka będzie – na pewno bardzo trudna. Nie tylko z Woutem Van Aertem. Mam nadzieję, że uda mi się być w grze do samego końca. Na pewno są na ten wyścig więksi faworyci, niż ja. Taka sytuacja może być dobra, albo zła. Wiadomo, że zespoły będą mieć swoje cele. Inni są mocni, ale to oni będą musieli kontrolować tempo. Ja nie będę o tym decydował – podkreślił 31-letni kolarz.


Na zdjęciu: Wout Van Aert jest faworytem numer jeden, nie tylko gospodarzy, do złota i tęczowej koszulki mistrza świata w wyścigu ze startu wspólnego.

Fot. Pressfocus