Kolarstwo. Równanie z jedną Niewiadomą

Rozmowa z Markiem Leśniewskim, wicemistrzem olimpijskim i świata, byłym dyrektorem sportowym PZKol.


Często wraca pan pamięcią do mistrzostw świata z Chambery?

Marek LEŚNIEWSKI: – W moim przypadku wspomnienia z mistrzostw świata dotyczą nie tylko występu z 1989 roku. Zadebiutowałem w nich w 1983 roku i od razu byłem blisko medalu. W szwajcarskiej miejscowości Altenrhein, gdzie Greg LeMond sięgnął po tęczową koszulkę wśród zawodowców, a Uwe Raab wśród amatorów, wyprzedzając o 4 sekundy Andrzeja Serediuka, który zdobył brąz, startowałem w drużynowej jeździe na czas. Z Darkiem Zakrzewskim, Lechem Piaseckim i Jerzym Świnogą wykręciliśmy 4. czas, tracąc do Norwegów, którzy zdobyli brąz, zaledwie 3 sekundy. W sumie wziąłem udział w ośmiu mistrzostwach świata, ale ten występ z 1989 roku był na pewno szczególny.

Czego zabrakło wtedy do złotego medalu?

Marek LEŚNIEWSKI: – Trochę kolarskiego szczęścia. Jechaliśmy do Francji z wielkimi apetytami. Rok wcześniej na igrzyskach w Seulu przegraliśmy z NRD o 7 sekund i w tym samym składzie, czyli z Zenkiem Jaskułą, Joachimem Halupczokiem i Andrzejem Sypytkowskim, chcieliśmy się Niemcom zrewanżować. Wszystko dobrze szło do momentu, w którym Andrzej „złapał gumę” i ten defekt wytrącił nas z rytmu. Przegraliśmy o 43 sekundy, ale utrzymaliśmy 2. miejsce, a trzy dni później Joachim wygrał wyścig ze startu wspólnego i wracaliśmy szczęśliwi, choć z małym niedosytem. Tak samo jak w 1993 roku, bo na moich ostatnich mistrzostwach świata w Oslo zająłem 6. miejsce, najszybciej finiszując z grupy. Przed nami była jednak piątka, którą na metę przyprowadził Jan Ullrich.

Jak ocenia pan szanse reprezentacji Polski w rozpoczynających się w niedzielę mistrzostwach świata?

Marek LEŚNIEWSKI: – Jestem zaskoczony jej składem. Wysłaliśmy do Australii 15 osób, nie wypełniając limitu, bo mieliśmy w sumie 24 miejsca. Rozumiem, że na tyle wystarczyło środków przyznanych przez Ministerstwo Sportu i Turystyki, ale wiedząc, że będzie ich za mało Polski Związek Kolarski mógł postarać się o sponsorów, którzy umożliwiliby wyjazd pełnej reprezentacji.

Po drugie, skoro już zdecydowaliśmy się na okrojenie składu, to powinniśmy postawić na to, co dla kibiców jest najważniejsze, czyli skompletować szóstki pań i panów do startu w elicie. Panie wymieniłem na pierwszym miejscu nie ze względu na savoir-vivre, ale dlatego, że Katarzyna Niewiadoma rok temu w Belgii wywalczył brąz i jest kandydatką do medalu także w tym roku. Pozostałe pięć zawodniczek pojedzie więc dla naszej liderki i z tym wyborem nie ma co dyskutować. To jest bowiem takie równanie z jedną… Niewiadomą.

Uważam jednak, że powinniśmy wysłać też pełną drużynę męską. Oczywiście wiem, że Michał Kwiatkowski miał „stracony” rok z powodu kontuzji, więc na naszego mistrza świata z 2014 roku nie możemy liczyć, jednak wysłanie trójki ze sprinterem Stanisławem Aniołkowskim, który będzie mógł liczyć tak naprawdę tylko na szczęście, bo pomoc tylko dwóch kolegów to za mało, to nie jest najlepszy pomysł. Skoro już stawiamy na niego, to powinien mieć wsparcie pełnej drużyny dodatkowo z takimi zawodnikami jak na przykład: Cesare Benedetti, Kamil Gradek, Filip Maciejuk czy Szymon Sajnok. Maciej Bodnar w jeździe indywidualnej na czas na pewno pokaże na co go stać.

Kto jeszcze powinien pojechać?

Marek LEŚNIEWSKI: – Powiem raczej, kto nie powinien i nie chodzi mi o personalne dywagacje, tylko o strategię. Skoro mamy mało miejsc, to nasi dwaj orlicy, jako najmłodszy rocznik w stawce, mogli zostać w domu, tak samo jak juniorka, bo w pojedynkę w kolarskim peletonie niewiele się da zrobić. Ich miejsca w samolocie na antypody, skoro mamy ograniczone środki, mogli zająć juniorzy w pełnym pięcioosobowym składzie, bo tegorocznymi wynikami pokazali, że można na nich liczyć.

Z całym szacunkiem dla takich krajów jak Zambia czy Namibia nie musimy się pokazywać w światowym peletonie tylko powinniśmy jechać na mistrzostwa świata z konkretnymi założeniami, a tych mi właśnie brakuje, tak samo jak startu naszego miksta, bo skoro UCI promuje kolarstwo poprzez tę konkurencję, to wypada wystartować. Ale i tak będę śledził mistrzostwa z zapartym tchem i ściskał kciuki, życząc wszystkim polskim kolarzom jak najlepszych wyników.


Marek Leśniewski
Fot. Dorota Dusik

ur. 24 kwietnia 1963 roku w Bydgoszczy.

Wicemistrz olimpijski z 1988 roku z Seulu w jeździe drużynowej na czas, srebrny medalista mistrzostw świata z 1989 roku z Chambery w jeździe drużynowej na czas, dwukrotny mistrz Polski w wyścigu ze startu wspólnego w latach 1991 i 1993 oraz mistrz Polski w jeździe indywidualnej na czas w 1991 roku.


Na zdjęciu: Marek Leśniewski najbardziej liczy na Katarzynę Niewiadomą (druga z prawej).

Fot. Dorota Dusik