Kolarstwo. To złoto ma szczególny blask

Dawid Migas musiał zejść pod ziemię, czyli zamieszkać w suterenie, żeby mógł się piąć do góry jako kolarz.


Pochodzi z Kleszczowa pod Gliwicami, gdzie jako 14-latek zaczął uprawiać kolarstwo, ale żeby zostać kolarzem Dawid Migas musiał szukać klubów po całej Polsce. Przez Brzeg, Toruń, Kartuzy oraz Grudziądz w poprzednim roku trafił do Konina i zamieszkał w piwnicy. Dokładniej rzecz ujmując w suterenie klubu KLTC. Dosłownie spod ziemi wyrósł więc na mistrza Polski w Kryterium ulicznym, bo ten tytuł wywalczył przed rokiem i mógł wrócić do Gliwic, a sportowo mimo wielu trudności ciągle pnie się w górę o czym świadczą tegoroczne wyniki.

– Lubię się kręcić – ze śmiechem wyznał Dawid Migas. – I na szosie, i na torze. Szczególnie wtedy kiedy odnoszę sukcesy, a mogę powiedzieć, że ten sezon układa się po mojej myśli. Zwycięstwa w 46. Kryterium Asów w Katowicach oraz w Kryterium 800-lecia Mikołowa dały mi pozycję lidera klasyfikacji mistrzostw Polski w Kryterium ulicznym. Utrzymałem się na nim zajmując drugie miejsce w Kryterium Stanisława Szozdy w Prudniku i 25 września w 52. Ogólnopolskim Kryterium Kolarskim w Wieluniu, będącym zarazem Finałem Mistrzostw Polski w tej konkurencji, wystartuję jako faworyt.

Pozycję wyjściową do obrony tytułu mam bardzo dobrą, ale trzeba pamiętać, że wyścig trwa do samego końca i dopóki nie przejadę linii mety to o żadnym spokoju czy „kontrolowaniu” rywalizacji nie może być mowy. Trzeba po prostu jechać na sto procent aż do kreski, bo dopiero za nią rozdawane są tytuły.

Na własną rękę

Potwierdzeniem tych słów był start Dawida Migasa w mistrzostwach Polski na torze w Pruszkowie, gdzie w miniony piątek wygrał konkurencję scratch.

– Potwierdziłem w ten sposób, że moje miejsce w kadrze torowców nie jest przypadkiem, choć na temat polityki Polskiego Związku Kolarskiego nie chciałbym się za bardzo wypowiadać, bo w moim odczuciu nie ma szkolenia – stwierdził Dawid Migas.

– Nie mamy też możliwości finansowych żebyśmy na własną rękę jeździli za granicę i zbierali punkty. Dlatego moje torowe ściganie w tym sezonie przed mistrzostwami Polski ograniczyło się do trzech występów na Pucharze Polski i raz wystartowałem w trzydniowych Międzynarodowych Zawodach Torowych 500+1 okrążenie w Czechach, gdzie wygrałem jeden etap, a w generalce byłem piąty. W dodatku w moim klubie KLTC Konin jestem jedynym seniorem.

Na wsparcie kolegów z grupy podczas wyścigów nie mam więc co liczyć. Zresztą w Polsce mamy tylko dwie drużyny wyczynowe i zawodnicy, którzy wychodzą z wieku juniora i chcą się ścigać nie mają gdzie pójść. Jeżeli w tych dwóch drużynach nie zwolni się miejsce to tym, którzy nie chcą się poddać, pozostaje błąkanie się i próbowanie kolarstwa na własną rękę. A ja na pewno nie mam zamiaru się poddawać.

Między rowerem i puzonem

Charakter Dawida Migas ukształtowało życie. Wychował się bez ojca. Pierwszy start w wyścigu amatorskim ukończył trzymając w rękach… siodełko, które odpadło w trakcie jazdy. Łączył kolarstwo z nauką w technikum i szkole muzycznej. Po jej ukończeniu odstawił jednak puzon i postawił na sport, ale nie mógł znaleźć klubu, który umożliwiłby mu kolarski stabilny rozwój. Jeździł więc po Polsce utrzymując się z korepetycji z języka niemieckiego i dowożenia na rowerze posiłków, a w Wielkiej Brytanii był budowlańcem.

– Po zeszłorocznym programie o mnie w „Dzień dobry TV” rozpoczęła się zrzutka, która pozwoliła mi wyjść z piwnicy – dodał Dawid Migas. – Dosłownie. Mieszkałem bowiem w suterynie klubu z Konina, który mi pomaga sprzętowo za co jestem wdzięczny prezesowi Kazimierzowi Zajączkowskiemu i trenerowi Robertowi Kierejewskiemu. Natomiast zebrane pieniądze i zdobyte kontakty, a szczególnie pan Bogusław Seemann, który jest jednym z moich sponsorów oraz Pho3nix Foundation pomagają mi w uprawianiu kolarstwa.

Dzięki temu mogłem w czerwcu wyjechać na zgrupowanie wysokogórskie i jak widać forma została wypracowana. Dużo zawdzięczam też mojej dziewczynie, bo Agata jest dla mnie wsparciem. Nie tylko pracuje, ale jeszcze po pracy wsiada w samochód i jedzie ze mną na trening. Bardzo ze mną to wszystko przeżywa, a jednocześnie wymaga, dzięki czemu ja mam jeszcze większą motywację w dążeniu do celu. Także jej rodzina mnie wspiera, a do tego dochodzą znajomi i mogę powiedzieć, że tworzymy zespół, który cieszy się z każdego mojego sukcesu i motywuje mnie do osiągania kolejnych celów.

Paryż na horyzoncie

Z każdym udanym startem u Dawida Migasa rośnie też potrzeba jeszcze większego zaangażowania się w to co stało się jego pasją.

– Moim marzeniem jest zdobycie olimpijskiego złota – zapewnia Dawid Migas. – Najbliższa olimpiada będzie w Paryżu w 2024 roku więc stolica Francji jest teraz na moim sportowym horyzoncie. Mam dwa lata na wykonanie pracy życia i mimo wszystkich problemów z jakimi trzeba się borykać ja na pewno nie zrezygnuję. Pracuję na sto procent i choć nie wygląda to wszystko zbyt kolorowo to trudności tylko mnie napędzają i z uporem jadę do przodu.

Gdyby mi się udało dostać do grupy zawodowej to miałbym środki potrzebne do osiągnięcia celu, bo talent sam się nie rozwinie. Potrzebuje przygotowań, zgrupowań, wyścigów i zespołu, bo bez tego wszystkiego w kolarstwie nie da się wypłynąć na trasy UCI, a na krajowym podwórku można się piąć tylko do sufitu, przez który nie da się już przebić. Ja jednak będę próbował i „walił głową” aż do skutku.


Fot. Dorota Dusik