Kolarstwo. W górę drabinki

Marta Lach wyrusza dzisiaj do Francji, żeby w niedzielę wystartować w pierwszej w historii edycji Tour de France Femmes.


Choć 46. Kryterium Asów w rywalizacji elity kobiet zakończyło się zwycięstwem Nikoli Bajgerovej, to i tak na mecie w Pszczynie oczy kibiców zwrócone były na Martę Lach. Owszem, kolarka Force KCK Zlin z całą pewnością zasłużyła na żółtą koszulkę, z którą odjechała do Czech, bo walcząc od czwartku do niedzieli pokazała klasę. Wygrała wszak pierwszy etap wyścigu o Puchar Prezydenta Dąbrowy Górniczej, a w drugim o Puchar Marszałka Województwa Śląskiego Jakuba Chełstowskiego była druga.

Nawet gdy w Memoriale Zygmunta Hanusika uplasowała się na szóstej pozycji, to obroniła pozycję liderki i utrzymała ją, zajmując 2. miejsce w Memoriale Braci Kazimierza i Stanisława Gazdów. Ale na finiszu, przed progiem słynnej rezydencji książąt Hochberg von Pless, oglądała plecy Polki z zawodowej grupy Ceratizit-WNT.

Zwycięstwo w ramach treningu

– Nie planowałam startu w Kryterium Asów – powiedziała Marta Lach. – Jestem po dziesięciodniowym Giro d’Italia Donne, który skończył się w poprzednią niedzielę, a przed Tour de France Femmes. Skupiłam się więc na treningach przed startem pierwszej w historii „Wielkiej Pętli” dla kobiet, która zaczyna się 24 lipca. Ale tydzień przed tą datą znalazłam się w Pszczynie, która jest tylko 32 kilometry od moich rodzinnych Głębowic. Przyjechałam pokibicować koledze Karolowi Wawrzyczkowi, który ścigał się w kategorii juniorów, ale gdy już dojechał do mety, podeszłam do dziewczyn przygotowujących się do startu w wyścigu elity.

Przywitałam się tylko, a ponieważ nie miałam numeru startowego, nikt nie myślał, że będę rywalką. Wtedy pojawił się jednak sędzia i zapytał, czy nie chciałabym wystartować. W sumie nie musiał zbyt długo namawiać, bo pomyślałam sobie, że skoro i tak mam zrobić trening, to zamiast oglądać dziewczyny z boku popatrzę na ich wyścig od środka. Przyjechałam więc jako kibic, a wyjechałam jako zwyciężczyni.

Wysoka forma

Pierwsze miejsce na 24-kilometrowej trasie i pokonanie zarówno w punktacji kryterium – Memoriału Braci Gazdów – jak i na mecie Bajgerovej, nakręconej trzydniową rywalizacją liderki, świadczy o tym, że forma 25-letniej głębowiczanki jest wysoka. To dobry prognostyk przed „Wielką Pętlą”.

– Do Francji wyjeżdżam w środę – dodaje liderka niemieckiej zawodowej grupy Ceratizit-WNT. – W niedzielę w Pszczynie wykonałam tylko część swojego niedzielnego treningu i po południu wykonałam drugą część, bo „nie ma zmiłuj”. Praca została zrobiona. Jeszcze czekają mnie w tym tygodniu dwa mocniejsze treningi i startujemy. Z drużyną mamy jasny cel – będziemy na pewno walczyć o zwycięstwo etapowe, bo to jest coś wspaniałego wygrać etap na Tour de Franc i marzę o tym.

Mam nadzieję, że uda się to zrealizować i przejść do historii „Wielkiej Pętli” dla kobiet, ale zadanie nie będzie łatwe, bo wiele dziewczyn z zawodowego peletonu ma ten sam cel. Nie mam jednak kompleksów, bo mogę się już pochwalić sporym doświadczeniem. Jestem przecież 18-krotną medalistką mistrzostw Polski, wicemistrzynią Europy i akademicką mistrzynią i wicemistrzynią świata oraz zajęłam 18. miejsce na igrzyskach olimpijskich, więc wiem już sporo o ściganiu. Marzenia sięgają jednak zwycięstw, dlatego mam nadzieję, że od Tour de France się zacznie, a później będą mistrzostwa Europy, mistrzostwa świata i olimpijskie…

W światowej elicie

Jeżdżąc w barwach Ceratizit-WNT, Polka zadomowiła się już w światowej elicie. W ubiegłym roku, startując w największych wyścigach wpisanych do kalendarza WordTour, wygrała La Picto – Charentaise, a w tym sezonie w Bretagne Ladies Tour mogła się pochwalić etapową wygraną, natomiast w Thueringen Ladies Tour dwukrotnie otarła się o etapowe zwycięstwo, dwa kolejne etapy ukończyła na trzecim miejscu, a w ogólnym rozrachunku stanęła na środkowym stopniu podium. Niemniej zwycięstwo etapowe w Tour de France byłoby wielkim wyczynem i kolejnym krokiem w górę kolarskiej światowej drabinki.


Na zdjęciu: Marta Lach nie ma wątpliwości – wygranie etapu w Tour de France Femmes byłoby wielkim wyczynem.

Fot. Dorota Dusik