Kolejny kłopot Brosza. Dłuższa pauza Koja

Wszystko z powodu urazu barku odniesionego w meczu Pucharu Polski z Unią Hrubieszów na początku października. Wydawało się, że w spotkaniu z zespołem występującym na co dzień w lidze okręgowej nic zabrzanom nie może się stać. I rzeczywiście, sam mecz to był spacerek, bo „górnicy” wygrali aż 9:0. Niestety, w meczu przy ukraińskiej granicy urazu nabawił się 25-letni Koj.

Nie będzie operacji

– Skoczyłem do głowy. Zawodnik drużyny przeciwnej popchnął mnie w biodro i źle upadłem na rękę, tak, że wyskoczył mi bark. Zresztą wyskoczył mi wtedy dwa razy. Przy tym feralnym upadku i potem, jak chciałem wyrzucić aut. Na szczęście sam wskoczył potem na swoje miejsce – opowiada piłkarz.

Ma się odbyć bez zabiegu operacyjnego. Zawodnik liczy więc, że na boisko wrócić jak najwcześniej. Kiedy? – Na razie trudno wyrokować, jak długa będzie to przerwa. Ja mam nadzieję, że dojdę do siebie jak najszybciej – podkreśla.

Koj w tym sezonie gra w kratkę. Z jedenastu ekstraklasowych występów zaliczył sześć. Grał w miarę regularnie na początku sezonu. Potem sztab szkoleniowy postawił jednak na młodego Adriana Gryszkiewicza, podobnie było zresztą wiosna. W końcu jednak Koj wrócił do łask i zagrał od pierwszej do ostatniej minuty w derbowych starciach z Zagłębiem Sosnowiec czy Piastem Gliwice. W wyjściowym składzie wybiegł też na boisko w feralnym meczu w Hrubieszowie. Wydawało się, że na dłużej zakotwiczy w wyjściowej jedenastce zabrzan. Tak jednak nie będzie.

Poważne kontuzje

Dodajmy, że to nie pierwsza poważniejsza kontuzja Koja. Wcześniej jednak, ten bezkompromisowo grający obrońca, nabawiał się urazów głowy. Tak było, kiedy reprezentował jeszcze Ruch. Jesienią dwa lata temu, w starciu z Bruk-Bet Termalika Nieciecza doznał wstrząśnienia mózgu i wylądował nawet w szpitalu. Przerwa w grze trwała prawie pół roku, bo do gry wrócił dopiero na początku 2017.

Potem urazu głowy nabawił się też w starciu Górnika z Arką. Było to w sierpniu zeszłego roku, kiedy to w drugiej połowie zderzył się z kapitanem gdynian Tadeuszem Sochą. Obu zawodników odwieziono wtedy do szpitala. W tym wypadku odbyło się bez pauzy, a kilka dni później Koj zdobył bramkę w meczu z Cracovią. Teraz niestety będzie musiał dłużej czekać na powrót. – Na trybunach jest ciężko, bo nie idzie pomóc kolegom i kosztuje to wiele nerwów. Szkoda tego – podkreśla ambitny piłkarz.

 

 

Na zdjęciu: To w tej sytuacji leżący na murawie boiska w Hrubieszowie Michał Koj nabawił się urazu barku.