Trzeba znaleźć robotę…

Mateusz MIGA: Gianluigi Buffon powiedział niedawno, że dzięki futbolowi jest lepszym człowiekiem i trudno mu wyobrazić sobie, kim mógłby być, jeśli nie piłkarzem. Zgadzacie się?
Paweł BROŻEK: Czy ja wiem? Nie wydaje mi się. To raczej wiek, a nie wykonywany zawód powoduje, jakim jesteś człowiekiem.
Arkadiusz GŁOWACKI: Wszyscy rozwijamy się jako ludzie, a napotkane sytuacje zmuszają nas do pewnych zachowań. Wtedy albo próbujemy sobie z nimi radzić, albo nie i wciąż stoimy z boku. Dzięki piłce stałem się bardziej pewny siebie, czego na początku kariery bardzo mi brakowało. Pracowałem nad tym, a przechodząc przez wiele sytuacji związanych z piłką, szatnią, różnymi emocjami, udało mi się wypracować pewność siebie na odpowiednim poziomie. Taka mieszanka – trochę pokory, trochę pewności siebie – jest najlepsza. To mam dzięki piłce.

Kim moglibyście być, gdyby nie piłka?
AG: Ja nie mam pojęcia.
PB: Ja też, poważnie. U mnie od ósmego roku życia wszystko jest podporządkowane piłce. Wcześniej na pierwszym miejscu oczywiście była szkoła, ale odkąd poszliśmy z bratem do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Zabrzu, wszystko było ukierunkowane tylko i wyłącznie na piłkę.

Kogo z piłkarskiej kariery zabralibyście na wyspę bezludną i po co byłby wam potrzebny?
AG: No, na pożegnalne wakacje jedziemy razem, więc z przyjemnością zabrałbym Pawła.

Fot. Jakub Gruca/400mm

A jeśli trzeba byłoby wybrać trzeciego?
AG: Jest wiele osób, z którymi przez te wszystkie lata mieliśmy dobry, a nawet bardzo dobry kontakt. Wcześniej w Wiśle dzieliłem pokój z Marcinem Baszczyńskim i ta przyjaźń przetrwała do dzisiaj.
PB: Nie możemy zapomnieć o Radku… (Sobolewskim – przyp. red.)
AG: Tych osób wzięlibyśmy sporo i byłaby niezła wyprawa.
PB: I Bogusia (Rafała Boguskiego – przyp. red.). Bo by prowadził!
AG: Na pewno wszędzie byśmy dojechali, bo miałby kto prowadzić.
PB: Tak, Rafał nie spożywa alkoholu. Jest abstynentem stuprocentowym!
AG: Taka osoba jest nam bardzo potrzebna. A teraz to już w ogóle.

Pamiętacie jak się poznaliście i jaka była pierwsza reakcja?
PB: To było tak dawno, że nie pamiętamy… To musiało być wtedy, gdy wszedłem do pierwszej drużyny, a dużo wtedy nie rozmawiałem. Siedziałem w kącie i słuchałem.
AG: Prawda jest taka, że Paweł z Piotrkiem przez większość czasu w szatni siedzieli z opuszczonymi głowami i ponurymi minami. Nosili sprzęt – takie były czasy i zasady. Noszenie sprzętu jeszcze nikomu na złe nie wyszło, chociaż obecnie próbuje się zmieniać te zasady.

Rozmawiamy kilka dni po waszym pożegnalnym meczu z Wisłą. Emocje już opadły?
AG: Szczerze to dopiero teraz wracamy na normalne tory. Jeszcze przez parę dni ciągle spływały zdjęcia, filmy zza kulis, ktoś coś napisał, ale powoli to będzie wygasało i trzeba będzie zmierzyć się z szarą rzeczywistością. Paweł – jestem przekonany – zaraz znajdzie klub, który będzie odpowiadał jego ambicjom i na pewno da sobie radę. Ja będę musiał inaczej podejść do życia, ale też dam radę.

Paweł: widziałeś filmik z twoją bramką, połączony z muzyką z Titanica? To chwyta za serce.
PB: A co, że już utonąłem? Że to już koniec? Żartuję. Oczywiście widziałem. To była fajna sytuacja. Wszystko jak w filmie z happy endem. Sam nie mogłem sobie tego lepiej wyśnić. Bramka w ostatniej minucie na swoim stadionie, dająca remis i szanse chłopakom na europejskie puchary. Dwa wolne dni po meczu spędziłem praktycznie w całości na Internecie, dopiero potem wróciłem do normalności.
AG: Ja Pawłowi mogę być tylko wdzięczny za tę bramkę, bo mieliśmy mistrzowskie pożegnanie. Kto wie, jakby było bez tej bramki. Pewnie też byłoby super, ale ten gol poniósł wszystkich. Stadion oszalał, ludzie płakali, to było jak zdobycie mistrzostwa i awans do Ligi Mistrzów w jednym momencie.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

Niesamowite jest to, że potrafiłeś całkowicie się wyłączyć i po prostu kopnąć piłkę do siatki.
PB: Sam w to nie wierzę!
AG: Paweł używa lewej nogi tylko do specjalnych zadań. Czekał całą karierę, by w setnej minucie ostatniego meczu sięgnąć piłki.
PB: Z reguły służyła mi do tego, żebym się nie przewrócił. Ale parę bramek strzeliłem! Jednak takiego uderzenia z lewej nogi sobie nie przypominam – czyste, w pełnym biegu. To był ułamek sekundy, nie myślisz.
AG: Masz piłkę na nodze, wiesz, że jest koniec meczu. Co możesz zrobić? Strzelasz.
PB: No, dokładnie.
AG: Ale chodzą słuchy, że Paweł dogrywał.
PB: No i wychodzi na to, to że nie ujawniłem jeszcze największego atutu, czyli lewej nogi.

Nie przemknęło ci przez myśl, że to byłoby piękne zakończenie kariery?
PB: Przemknęło. Zobaczymy. Nie będzie ciekawej propozycji, to będę się zastanawiał, czy nie czas, by kończyć.

Dajesz sobie jakiś termin?
PB: Jeśli nic nie będzie się pojawiać, trochę przedłużę sobie wakacje. Ale jeśli za miesiąc, dwa nadal nic nie będzie – no to łapka.
AG: Zapraszam cię na tarasik.
PB: Boguś nas zawiezie (śmiech).

Arek, rozmawiałeś już z kolegami, którzy niedawno kończyli kariery, choćby z Radosławem Sobolewskim? Jak to jest, gdy emocje w końcu opadną?
AG: Wiele osób przestrzega przed tym momentem. Pierwszy-drugi miesiąc to jeszcze euforia, przedłużone wakacje, nic nie trzeba, wszystko można. Już teraz każdy z nas z osobna przygotowuje się na ten moment i chce przez to przejść jak najlepiej. Ale prawda jest taka, że trzeba to poczuć na własnej skórze. Przeżyć okres przejściowy, a potem zabrać do pracy.
PB: Im szybciej znajdzie się nowe zajęcie, tym lepiej. „Sobol” skończył grę, ale zaraz objął rolę trenera i został w szatni. Trzeba znaleźć swoje miejsce.
AG: Kolokwialnie mówiąc – trzeba znaleźć robotę.

Z tym nie powinno być problemu, bo Arek ma akademię piłkarską, Paweł firmę.
AG: Ale nic już nie będzie takie jak granie w Wiśle, w ekstraklasie. Nie będzie związanego z tym całego rytmu dnia, życia. Do tej pory wszystko było temu podporządkowane. Żona po przegranym meczu nie podchodzi, nie rozmawia, nie wolno, bo…
PB: … bo ma zakaz!
AG: Wie, że lepiej, aby dzień, dwa dni po przegranym meczu nic się nie działo.
PB: „Idź kochanie na górę. Idź spać”…
AG: Tak było. A teraz wszystko się zmienia i trzeba się dostosować.

Chodzi mi po głowie kolacja, podczas której dowiedzieliście się, że to już jest koniec. Dało się potem spokojnie zasnąć?
AG: Ja – szczerze mówiąc – myślałem, że dostanę propozycję nowego kontraktu. Chciałem zaproponować dwa lata plus opcja na rok, ale bez tej opcji też bym się zgodził…
PB: Ja byłem zaskoczony, że nie dostałem 3+1…
AG: Prawda jest zaś taka, że wiedzieliśmy, po co tam idziemy. Byliśmy przygotowani na wszystko.

Po kolacji rozeszliście się do domów czy poszliście jakoś to wspólnie przetrawić?
AG: Pojechaliśmy do domów.
PB: Samochodami przyjechaliśmy, a Bogusia nie było.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

Trzeba przyznać, że trener Joan Carrillo rozstał się z wami bez specjalnych sentymentów. Przestaliście mu być potrzebni ze względów sportowych i po prostu przestał korzystać z waszych usług.
AG: Ja przestałem być potrzebny ze względów sportowych, jakichkolwiek, w momencie, gdy trener podpisał kontrakt. Cała ta reszta to są tylko słowa, które mówią sobie duzi chłopcy…
PB: Dokładnie.
AG: A rzeczywistość jest nieco inna.

Możesz to wyjaśnić? Trener powiedział ci, że nie będzie korzystał z twoich usług?
AG: Trener nic takiego nie mówił, bo nie musiał tego robić. Zawodnik, który gra 20 lat w jednym klubie, może zorientować się, co w trawie piszczy. Idąc na kolację z panią prezes wiedziałem, co mnie czeka, Paweł pewnie nie, bo liczył na 3+1. I tak samo od początku kadencji nowego trenera wiedziałem, że to nie jest kwestia tego, żebym się pokazał. Że jak będę na treningach dobrze wyglądał, to będę miał szansę grać. Nie. Po prostu w pewnych momentach dzieje się tak, że przychodzi nowy trener, podejmuje decyzję, że ten zawodnik nie będzie już brany pod uwagę i tyle. Widzieliśmy to wiele razy, wielu zawodników tego doświadczyło. Najczęściej nie dotyczyło to mnie, ale tym razem wiedziałem, że tak właśnie jest.

Mówisz, że nie potrzebowałeś specjalnych tłumaczeń, ale z boku to wygląda dziwnie, gdy trener nie chce legendzie klubu przedstawić jego sytuacji.
AG: Mam 40 lat, nie będę się obrażał na takie rzeczy. Mówimy o faktach, o rzeczach realnych, które się po prostu wydarzyły. Nie wiem, co miałbym teraz powiedzieć? Że walczyłem do końca, a trener mówił, że będę mieć plac, jeśli wytrzymam trzy tygodnie w treningu? Tak nie było. Próbowałem, bo mimo wszystko ambicja brała górę. Próbowałem, ale w wieku 39 lat naprawdę ciężko jest być w 100 procentach gotowym na każdy trening. W końcu urwała się noga. Po tej kontuzji wiedziałem, że teraz 6 tygodni będziemy się leczyć. Wszedłem na boisko, kontuzja się odnowiła. Nie było szans, by zawalczyć… Bardziej robiłem to ze względów ambicjonalnych niż realnych szans na to, że mogę zagrać.

Uznałeś, że nie jesteś w stanie w żaden sposób przekonać trenera.
AG: Myślę, że nie było żadnych szans od początku.

Paweł, miałeś podobne odczucia?
PB: U mnie sytuacja jest inna. Jest Carlos, czyli król strzelców… Natomiast do słów Arka chcę tylko dopowiedzieć jedno. Jak wmówić opinii publicznej, że piłkarz nie jest w formie? Po prostu go nie wystawiać i tyle.

Pojawił się pomysł, by wasze numery zostały zastrzeżone na tyle lat, ile graliście w Wiśle.
AG: Czyli na 60 i 230?

No prawie, a co wy na to? Chcielibyście, aby tak się stało?
AG: To chyba złe pytanie.
PB: I chyba nie do nas.
AG: To jest wielkie wyróżnienie, ale pamiętajmy o tym, że Wisła Kraków, to nie my, nie Paweł, nie ja i mówię to zupełnie szczerze. W tym klubie, nawet w ostatnich czasach za panowania prezesa Cupiała, przewinęło się mnóstwo świetnych zawodników, którzy odegrali ogromną rolę w drużynie. Wcześniejsze gwiazdy, które – moim zdaniem – nie do końca są odpowiednio wykorzystywane przez nasz klub. Ci ludzie to ogromny potencjał Wisły. Jest ich naprawdę cała masa. Patrząc na nich, nie wydaje mi się, że to akurat my powinniśmy byś specjalnie wyróżnieni. Aczkolwiek byłoby to coś wielkiego.
PB: Tak, to byłby wielki honor. Natomiast jeśli nie, to fajnie by było, gdybym mógł wybrać, kto może z tym numerem grać.

Musiałeś swój numer dwukrotnie odzyskiwać.
PB: Tak, był Olek Kwiek i tamten wielki piłkarz.

Fabian Burdenski.
AG: Fabian nie chciał oddać numeru.
PB: Nie chciał, twardy był.
AG: Gordan Bunoza po rozmowie bardzo fajnie się zachował. Wiedział, że to dla mnie dużo znaczy i powiedział „masz”.
PB: Natomiast Fabian miał twardy charakter.

Aleksandrowi Kwiekowi musiałbyś zapłacić?
PB: Nie, ja wracałem z wypożyczenia podczas okienka zimowego. W rundzie wiosennej grałem z dychą, bo w trakcie sezonu nie dało się zmienić numeru. I w ten sposób dostałem zaszczytną dychę.

Wypożyczenia do ŁKS, GKS, były dla Ciebie frustrujące?
PB: Nie. Pobyt w ŁKS nie był zbyt udany, bo poszliśmy tam tylko na pół roku. Za to z wypożyczenia do GKS byłem zadowolony. Pograłem tam w ekstraklasie, nawet strzeliłem parę bramek. Występowałem regularnie i mogłem przygotowywać się do zmiany warty w Wiśle.

W GKS miałeś problem, bo początkowo nie dostałeś obiecanego samochodu i nie miałeś jak dojeżdżać na treningi.
PB: Później się wywiązali, dostałem takiego kombiaka. Opla jakiegoś…
AG: Nie, to był Fiat Marea Weekend.
PB: Trochę go obiłem i musiałem oddać.

Jeszcze przed wypożyczeniem do Katowic zdobyłeś bramkę w meczu z Polonią (5:2), a po spotkaniu odważnie przyznałeś, że sędzia pomylił się, przyznając Wiśle rzut karny po faulu na tobie.
PB: Był karny! Pamiętam ten mecz, wtedy „Żuraw” strzelił dwa gole. To był ewidentny karny. Ja nigdy nie udawałem, nie wymuszałem rzutów karnych.

Coś tu się nie zgadza…
AG: O czym wy w ogóle mówicie?

No właśnie, kto z was ma lepszą pamięć?
AG: Paweł to encyklopedia. Można go spytać o dowolne wydarzenie i będzie pamiętał. Wszystko wie.
PB: W przeszłości oglądałem też wszystkie mecze. Lubię oglądać sport, do tej pory mi to zostało. Teraz mam trochę mniej czasu – dzieci, żona – obowiązków przybyło. Wtedy byliśmy we dwóch z Pietią. Wracaliśmy z treningu, kanapa, pilot i oglądaliśmy wszystko jak leci.

Adam Nawałka dał zadebiutować w Wiśle. Ściągał was do Krakowa, a potem był dla was jak drugi ojciec.
PB: Opiekował się piłkarzami, których ściągnął. Nawiedzał nas czasami w internacie i nieraz było ostro. Jeśli ktoś podpadł, nie uczył się albo coś wywinął, potrafił przyjechać wieczorem i zrobić suszarkę.

Po pierwszym golu dla Wisły, zdobytym w dniu 18. urodzin, powiedziałeś, że twoje hobby to historia, szczególnie okres późnego średniowiecza. Podtrzymujesz te zainteresowania?
PB: Pamiętam, że w szkole byłem dobry z historii. Po latach człowiek pozapominał pewne sprawy, ale te najważniejsze dla Polski zawsze będę pamiętał.