Komentarz I ligi. Dobrze, że Kamil Jadach i spółka wrócili

Człowiekowi, który – kto wie – może grałby dzisiaj nawet w ekstraklasie. I zarabiał znacznie większe pieniądze, ale… od zawsze jego wybór był jeden: gra dla GKS-u Jastrzębie. Swojego klubu, swojej społeczności. Bramka w takim meczu, jak pierwsze po dekadzie derby w Katowicach, byłaby dla niego po prostu nagrodą za wartości, które prezentuje, a które w dzisiejszym futbolu są coraz rzadziej spotykane. Ostatecznie Kamil Jadach do siatki nie trafił, ale z pewnością nie przejął się tym faktem ani trochę, w obliczu odniesienia przez zespół zasłużonej wygranej z wyżej notowanym rywalem.

W kadrze GKS-u 1962 aż roi się od zawodników, którzy występują tam od lat. I pięli się z klubem szczebel po szczeblu – podobnie jak trener Jarosław Skrobacz, który nie ma czarodziejskiej różdżki. Ale pokazuje, ile znaczy cierpliwość, stabilizacja i uczciwa praca z zawodnikami w zdecydowanej większości pochodzącymi z regionu. Oni wiedzą, co to derby i z ich grona nie trzeba wybierać wojowników. Remis w Częstochowie, wygrana w Opolu, sukces w Katowicach – niewiele lepszych rzeczy od powrotu Jastrzębia mogło się pierwszoligowej stawce (i marce) zdarzyć. Tej ekipie trudno źle życzyć.