Komentarz „Sportu”. Blisko, a jednak daleko

Porażka w Gandawie oznacza koniec pięknego snu Rakowa o pucharach w tym sezonie. Nie można jednak stwierdzić, że częstochowianie oddali ten awans bez walki.


Przez pięć spotkań, mimo wielu przeciwności losu walczyli jak równy z równym ze zdecydowanie lepszymi personalnie i finansowo rywalami. Porażka z Gentem nie powinna zatrzeć dobrych wyników w poprzednich rundach.

Raków w tym sezonie nie ma szczęścia do zdrowia. W ciągu miesiąca sztab szkoleniowy musiał radzić sobie bez kilku kluczowych zawodników, których „zabrały im kontuzje”. Dodatkowo ciągle byli w rozjazdach, co nie było zresztą ich winą. Cóż poradzić, gdy miasto, którego są w ostatnich miesiącach ozdobą, traktuje ich z tak wielką pogardą. Uwłaczające jest to, że wicemistrz Polski nie ma godnych warunków do walki o europejskie puchary, prestiż i… reklamę dla Częstochowy.

Mimo to Marek Papszun i jego zespół zasłużyli na brawa. Przez pięć spotkań przynieśli swoim kibicom każdy rodzaj emocji – od rozgoryczenia po remisach z Suduvą Mariampol, po zaskoczenie remisem w pierwszym meczu z Rubinem, kończąc na euforii i wzruszeniach po każdym z awansów.

Mimo że częstochowianie na jesień nie zameldują się w pucharach, to nic straconego.

Zazwyczaj w swoim drugim podejściu do danych rozgrywek Raków prezentuje się jeszcze lepiej. Aż strach pomyśleć co może się wydarzyć w przyszłym roku, szczególnie że za kilka tygodni właściciel klubu ma ogłosić nową strategię na najbliższe lata. Być może będą w nim zawarte frazy dotyczące pucharów. Znając Michała Świerczewskiego, jeżeli coś pojawi się w tym planie, to o wykonanie nikt nie musi się obawiać.


Fot. Grzegorz Misiak/PressFocus