Komentarz „Sportu”. Chwilo, trwaj!

Widok wzruszonego Marka Papszuna jest idealnym podsumowaniem tego, co wydarzyło się w Lublinie – Raków w pełni zasłużenie, mimo wielu przeciwności losu sięgnął po trofeum.


Dla kibica dużego klubu, jak na przykład Legia zdobycie jakiegokolwiek trofeum jest rzeczą naturalną, zwyczajną i pospolitą. Puchar Polski dla wielkich i uznanych marek w naszym kraju to po prostu kolejny dzban z uszami do kolekcji. Dla Rakowa to najważniejsza chwila w stuletniej historii. Klub przez ostatnie lata mozolnie piął się ku ekstraklasie dzięki wytężonej pracy Michała Świerczewskiego, Wojciecha Cygana i każdego innego byłego, czy aktualnego pracownika klubu. Musieli walczyć z wieloma przeciwnościami losu. Urząd Miasta nim gardził i nie potrafił na czas przygotować infrastruktury pod grę w ekstraklasie. Właśnie za niedostosowany „Skansen” kibice innych klubów i niektórzy dziennikarze wyrzucali Raków z najwyższej ligi. Częstochowianie dziś za sprawą zdobycia Pucharu Polski ostatecznie odpowiedzieli im na wszystkie zażalenia – nie liczy się infrastruktura, a dobra gra.

Po zakończonym finale dwa obrazki szczególnie utkwią mi w pamięci. Jeden to wzruszony Marek Papszun, który po pięciu latach z drugoligowego średniaka potrafił, czasami dość trudnymi decyzjami zrobić ekipę, której może obawiać się prawie każdy zespół w Polsce. Pełna weryfikacja przyjdzie oczywiście w eliminacjach do europejskich pucharów. Mimo to już teraz zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii klubu. Choć ponad rok temu w rozmowie ze mną mówił, że nie chce „pomników z brązu” tak nie zdziwię się gdy taki zostanie mu przy Limanowskiego postawiony.

Drugi obraz to radość kapitanów Rakowa – Andrzeja Niewulisa i Tomasza Petraszka. Jeden wyprowadził swoich kolegów na boisko. Drugi z powodu kolejnej niezwykle bolesnej i trudnej do wyleczenia kontuzji musiał oglądać najważniejszy mecz Rakowa w historii z perspektywy ławki rezerwowych. Ich ścieżki w Częstochowie przeplatają się niezbyt przyjemnie – gdy Niewulis jest zdrowy, to Petraszek nie może grać i odwrotnie. Łączy ich jednak fakt, że obaj dla tego klubu zrobili wiele i w końcu ich wysiłek został ukoronowany. Teraz pozostaje, tak po ludzku trzymać kciuki, by kwestie pozasportowe, choć po części dorównały grze i wynikom, a Raków dalej dążył do spełniania marzeń.


Fot. Adam Starszyński/Pressfocus