Komentarz „Sportu”. Cisza, cynizm, nieudolność

Zdumiewa mnie podejście władz Chorzowa do największej inwestycji w historii miasta. Prezydent Andrzej Kotala w ubiegłym tygodniu – podczas manifestacji kibiców – odgrażał się: „Bóg mi świadkiem, że chcę ten stadion zbudować” i deklarował: „12 września na sesji rady miasta będziemy analizować możliwości finansowania budowy stadionu i debatować, czy w ogóle nas na to stać”. Dane słowo nie zostało dotrzymane. Wczorajszą sesję zdominowała kwestia wprowadzanych przez PiS zmian podatkowych, które odbiją się na budżecie samorządów, ale nie połączono jej z tematem stadionu. Nie padło o nim dosłownie ani jedno słowo.

Nie jestem zaślepiony. Zdaję sobie sprawę, że na świecie jest pięć milionów ważniejszych spraw niż futbol i nowe stadiony. W Chorzowie nie mogą jednak w nieskończoność zachowywać się jak mały Jasiu, który nakłada kołdrę na głowę i krzyczy: „Mamo, nie ma mnie!”. Małego figla spłatał swoim przełożonym Piotr Małecki, prezes miejskiej spółki Centrum Przedsiębiorczości, obwieszczając kilka tygodni temu skompletowanie dokumentacji projektowej i sygnalizując gotowość do ogłoszenia przetargu na generalnego wykonawcę nowej Cichej, o ile tylko miasto podpisze dokumenty zabezpieczające finansowanie. Czego – oczywiście – dotąd nie uczyniło.

Nowak: Najpierw zróbmy referendum

Trudno mieć pretensje do prezydenta, wiceprezydentów czy radnych, że nie debatują o stadionie i nawet nie udają, że im na jego powstaniu zależy. Tak jak powiedział w maju na łamach „Sportu” były przewodniczący chorzowskiej komisji kultury i sportu Ryszard Sadłoń: „Nie mam żalu do prezydenta, że bardziej niż piłką interesuje się żaglówkami, ale mam żal do ludzi, którzy wybrali go prezydentem miasta znanego głównie z piłki”. Wyobrażam sobie, że tam, na mównicę, powinno wyjść wczoraj co najmniej dwóch radnych – ba, powinien uczynić to prezydent albo któryś z jego zastępców – i powiedzieć: „Halo, przed nami największa inwestycja w historii, obiecaliśmy ją kibicom. Co zamierzamy z nią zrobić w obliczu reform podatkowych wprowadzonych przez rząd?”. W Chorzowie jest jednak głucha cisza – i to cisza, która w uszach sympatyków Ruchu wręcz krzyczy.

Ktoś może powiedzieć, że środowisko kibiców jest samo sobie winne. Skoro nie potrafi zadbać, by mieć w radzie miasta choćby jednego przedstawiciela i inicjować takie dyskusje – wyciągać je na wierzch zanim zostaną znów zamiecione pod dywan – to albo świadczy to o wyjątkowej nieudolności kibiców, albo o ich przecenianej w skali losów Chorzowa mocy, albo cynicznym wykorzystywaniu tematu Ruchu przez władze. Albo o jednym, drugim i trzecim. Na razie Chorzów wprawia w ruch – ale chyba tylko bilbordy na czas kampanii.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem