Komentarz „Sportu”. Co sobie myśli Boniek?

Czerwona kartka dla Grzegorza Krychowiaka była symbolem postawy biało-czerwonej drużyny w Sankt Petersburgu.


Kartki najczęściej biorą się nie z przypadku, ale – ujmując rzecz najogólniej – z niedostatków technicznych, gorszego przygotowania fizycznego, a w sumie z bezradności. Tylko że jeszcze w marcowych meczach „Krycha” mógł uchodzić za jednego z liderów naszej kadry; tymczasem w czerwcowych swoje atuty zatracił zupełnie. Gdybyż tylko on…

Bez szczególnego wyzłośliwiania się można byłoby napisać, że lepiej byłoby, gdyby wszyscy nasi piłkarze – nie tylko ci z Lokomotiwu Moskwa – nie przyjeżdżali na zgrupowania zwoływane przez Paulo Sousę i nie rozgrywali meczów towarzyskich, a tylko otrzymywali nakaz podtrzymywania formy fizycznej we własnym zakresie, a potem spotkali się na dwa-trzy dni przed pierwszym meczem, by się zbadać, pożartować, ustalić skład, wyjść i zagrać; a co będzie, to będzie…

Tezę tę można oprzeć na oczywistości, że nasi piłkarze w meczu ze Słowacją wyglądali na zagubione w pełnym chaosu świecie owieczki, które nie bardzo wiedziały, co i jak mają robić. Nawet przywódca stada, RL9, postanowił nie brać na siebie odpowiedzialności za wyprowadzenie kolegów na prostą, bo chyba sam nie wiedział, gdzie ta prosta się znajduje. I jak kiedyś zamilkł na legendarne 8 czy 9 sekund, tak w poniedziałkowy wieczór zamilkł na 90 minut.

W zasadzie mogło być nam ich wszystkich żal, bo przecież w tym składzie zagrali po raz pierwszy, czyli nie wiadomo co – i po co – było ćwiczone w spotkaniach towarzyskich poprzedzających inaugurację Euro. A najlepszą (najgorszą) ilustracją tego wszystkiego jest liczba bramek straconych we wszystkich tegorocznych spotkaniach.

W konsekwencji sytuację z polską piłką reprezentacyjną w kontekście wielkich wydarzeń mamy taką: po pierwsze, biorąc pod uwagę wszystkie jej ułomności oraz poziom meczu Hiszpanii ze Szwecją, tylko cud może sprawić, że wyjdziemy z grupy; po drugie – już bardzo nam śmierdzi w eliminacjach mistrzostwach świata, w których jak dotychczas zdołaliśmy pokonać tylko Andorę. Wiele więc wskazuje na to, że piłkarze z przyczyn wiekowych powoli zbliżający się do końca karier, już nigdy żadnej roli na wielkiej imprezie nie odegrają. Włącznie z Lewandowskim…

Z tych m.in. powodów byłbym bardzo zainteresowany myślami, które bez wątpienia kłębią się w głowie Zbigniewa Bońka; jeśli przyjąć, że decyzja o wyrzuceniu Jerzego Brzęczka była od początku do końca jego autonomiczną, a nie z podpuszczenia otoczenia, czy też nie wiadomo kogo. Czy te myśli są bardzo kwaśne, zabarwione samokrytyką, wściekłością na samego siebie, kacem?

Jakkolwiek liczyć, za Brzęczka traciliśmy mało bramek, za Sousy natomiast ich liczba jest zastanawiająca i zasmucająca. Nie sposób rzecz jasna założyć, że kadra pod Brzęczkiem prezentowałaby się lepiej aniżeli prezentuje się pod Sousą, ale można założyć, że byłaby ciągłość, przewidywalność, konsekwencja w działaniu, a za ich sprawą być może i lepsze wyniki. Ponadto poza dyskusją pozostaje to, że już wywalono miliony na opłacanie licznego sztabu Portugalczyka, który – jak było widać we wszystkich meczach – oprócz chaosu i (chyba) złej krwi niczego nie wniósł. Nie żal tych milionów już wydanych i potencjalnie utraconych z braku rozmaitych awansów?

Nie tak dawno dane mi było przeczytać, że Sousa przyszedł posprzątać po Brzęczku. Okrutnie szybko pojawia się pytanie: a kto posprząta po Sousie?


Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus