Komentarz „Sportu”. Co tu jest nie tak?

Dobry wieczór – przywitał się na konferencji prasowej trener Rafał Górak, choć ledwie minęła godzina… 15.00.


To w symboliczny sposób dowodziło, jak skołowanym można było czuć się po remisowych derbach GKS-ów z Katowic i Tychów, potwierdzających, że Bukowa to w tym sezonie stolica pierwszoligowych widowisk. 2:2, 2:2, 3:2, 2:4, 2:2 – takie wyniki padały w tej rundzie na katowickim stadionie. Można psioczyć (albo i nie) na grę, ale nudzić się nikt nie ma prawa, dlatego tak po ludzku smuci mnie frekwencja na domowych meczach GieKSy.

Pierwsza po blisko 3 latach konfrontacja z imiennikiem-sąsiadem nie przyciągnęła nawet 3 tysięcy osób. Mimo rozczarowujących rezultatów kibice są w tym sezonie 12. zawodnikiem katowickiego zespołu, a wystarczy dosłownie kilkaset osób na „Blaszoku” i trybunie głównej, by stworzyć dobrą atmosferę. To przykre, że w 300-tysięcznym mieście jest tak mało chętnych, by po prostu pójść sobie na mecz – abstrahując od infrastruktury, poziomu rozgrywkowego, (braku) osobistości na murawie, wyników.



Ileż to większych niż stadion i drużyna uchowało się w tych zglobalizowanych czasach symboli lokalnego patriotyzmu, tożsamości, przywiązania do ziem, miejsc wspólnego przeżywania nieprzewidywalnych emocji? Nie ma w Polsce drugiego tak dużego miasta, mającego tak wysoki szczebel rozgrywkowy, o tak marnej frekwencji. Co jest z Katowicami nie tak – prawdziwa odpowiedź na to pytanie pewnie byłaby ciekawsza i ważniejsza od kolejnej dyskusji o dziurawej defensywie.


Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus