Komentarz „Sportu”. Cudów nie ma

W Nowym Sączu i Sosnowcu pewnie byli przekonani, że wraz ze zmianą trenera, drużyna – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – odmieni swoje oblicze. W tak błyskawiczną metamorfozę mogą wierzyć tylko ludzie naiwni, bo futbol to nie piekarnia.


W Sandecji efekt „nowej miotły” nie zadziałał, w Zagłębiu – tylko połowicznie, chociaż biorąc pod uwagę okoliczności i przebieg meczu w Radomiu, jeden punkt trudno potraktować jako czysty zysk. Dobra drużyna powinna wykorzystać „przywilej” gry z przewagą jednego zawodnika przez pół godziny. Wiem, że piłka nożna to nie hokej, ale grając w liczebnej przewadze sosnowiczanie nie wypracowali żadnej (!) stuprocentowej sytuacji do zdobycia gola.

Jest takie powiedzenie: „Choćbyś nie wiem, jak mocno chłostał osła, nigdy nie stanie się on wierzchowcem wyścigowym”. Krótko mówiąc – piłkarze grający na zapleczu ekstraklasy pewnego pułapu (umiejętności, cech wolicjonalnych, zmysłu taktycznego itp.) nie przeskoczą, choćby stawali na uszach. Muszą to zrozumieć zwłaszcza sternicy klubów wlokących się w ogonie tabeli, w przeciwnym wypadku roszady na trenerskich stołkach będą tylko sztuką dla sztuki.

Piłkarze nie powinni czuć się nietykalni, nawet jeżeli mają bardzo bogate i pełne osiągnięć CV, bo za zasługi to się leży na Powązkach (to oczywiście przenośnia).


Fot. zaglebie.eu