Komentarz „Sportu”. Czas marzycieli

Rozmawiając niedawno na potrzeby gazetowe z Ireneuszem Mamrotem, usłyszałem ciekawą opinię.


Trener stwierdził, że zamiast wyłaniania trzech ekstraklasowych beniaminków i trzech spadkowiczów, sprawiedliwszy byłby zestaw dwóch beniaminków i rozegranie barażu między 16. zespołem elity a numerem 3 jej zaplecza. Argumentował to faktem, że z najwyższego szczebla i tak rok w rok spada któryś z beniaminków; co najmniej jeden, o ile nie dwóch, jak prawdopodobnie będzie to miało miejsce w tym roku.

O ile logiki takiemu rozumowaniu odmówić nie sposób – byłoby to całkiem sprawiedliwe – o tyle pytanie, czy faktycznie tylko o logikę nam chodzi. Piłka to branża rozrywkowa, ma generować emocje, a formuła baraży przyjęła się w pierwszej i drugiej lidze znakomicie. Potęguje emocje, zwiększa atrakcyjność, redukuje liczbę meczów o nic, a mowa o rozgrywkach, które na nadmiar popularności czy nadkomplety publiczności na stadionach raczej nie narzekają. To taki fajny stan: społeczności wielu klubów mogą mieć przez mniejszą czy większą część sezonu jakieś cele, ciche marzenia, a wtedy po prostu żyje się przyjemniej. To, czy do tego celu finalnie uda się dojść, jest już zupełnie inną kwestią.

Początek baraży już za okrągłe dwa tygodnie i mimo tak krótkiego dystansu znaków zapytania jest dziś co niemiara. Uniknie ich, awansując bezpośrednio, Arka czy Widzew? Kto, obok jednej z tych drużyn i Korony, utworzy grono czterech uczestników play-offów? Najbliższa, przedostatnia kolejka, jeszcze wszystkiego raczej nie wyjaśni, teoretyczną szansę gry w barażach ma dziś aż 10 (!) zespołów, z czego trzy z nich – również na awans bezpośredni.

Pierwsza liga to z jednej strony liga marzycieli (o ekstraklasie), a z drugiej – plujących sobie w brodę. Przecież nawet GKS Katowice, który traci 6 punktów do szóstego Chrobrego, może odwijać sobie w głowie kilka meczów z najnowszej przeszłości i zastanawiać się, co by było, gdyby… A przecież jeszcze 2-3 tygodnie temu przy Bukowej można było mieć uzasadnione obawy o ligowy byt. To pokazuje, jak cienka jest granica między barażem a walką o utrzymanie.

Kolejny przykład to Podbeskidzie, które nie wypadło z gry o szóstkę, mimo że przez większość wiosny nie potrafiło wygrać meczu, a gorzej od bielszczan punktują w tym roku tylko Skra i Jastrzębie. Po przyjściu Mirosława Smyły coś drgnęło, ale wywalczenie na ostatniej prostej przepustki do baraży i tak byłoby dla szkoleniowca z Radzionkowa czymś na miarę drugiego w karierze cudu – po tym, którego dokonał w 2019 roku, utrzymując na zapleczu elity Wigry Suwałki. Obsada pozycji nr 5 i 6 to dziś mimo wszystko sensacja. Odra Opole i Chrobry Głogów zostawiły póki co za plecami takie firmy jak Podbeskidzie, ŁKS czy Tychy, przy czym akurat w przypadku tych ostatnich nadzieja na włączenie się do walki o awans była raczej życzeniowym myśleniem niż realną oceną możliwości, które 10. miejsce oddaje dość wiernie.

W Opolu i Głogowie pod wieloma względami, przede wszystkim infrastrukturalnymi, ekstraklasę aż trudno sobie wyobrazić. Pamiętamy jednak przypadek Warty Poznań, która w roli kopciuszka była w stanie ustabilizować swoją pozycję w elicie, a nawet Górnik Łęczna po sensacyjnym ubiegłorocznym awansie nie skompromitował się, tylko przeżył w tym sezonie – nawet jeśli zakończonym szybkim spadkiem – kilka miłych chwil, których już nikt tamtejszej społeczności nie zabierze.

Odra jest dziś w najlepszym położeniu spośród całego peletonu walczącego o to, by załapać się do play offów. Ma 2 punkty przewagi nad Chrobrym i Sandecją, 3 – nad ŁKS-em i jeśli wygra z nim w niedzielę w Łodzi, będzie mogła przygotowywać się do boju o awans. Jeśli nie – to i tak czeka ją jeszcze domowa konfrontacja z walczącą o nic Resovią. Dla opolan miejsce w barażu byłoby nagrodą za rozsądną politykę kadrową, stawianie na młodych zawodników, ludzi z regionu, otoczenie się trenerami, dla których niebiesko-czerwone barwy są ważne od dawien dawna. Stracenie miejsca w szóstce w takich okolicznościach to byłby dla Odry mały dramat – tym bardziej pamiętając, jak toczyła się krótka historia baraży w obecnej formule. Czy to w pierwszej, czy drugiej lidze – na razie ani razu nie wygrał ich papierowy faworyt. Warto marzyć…


Fot. Marcin Bulanda / PressFocus