Komentarz „Sportu”. Emocjonalny tuning

Wielka draka w tej pierwszej lidze. Nawet ci, którzy w teorii walczą o utrzymanie – choćby Puszcza – pozostają w bitwie o czołową szóstkę uprawniającą po sezonie do gry w barażach o ekstraklasę.


Nie istnieje coś takiego, jak bezpieczny środek tabeli. Czyli – nie sposób oceniać, skreślać. Można jedynie się emocjonować, bo wszystko może się zdarzyć. Z punktu widzenia klubów to dobrze. Większość z nich szansę na baraże zachowa do końcówki sezonu, a to forma tarczy przed społecznym sądem, domagającym się winnych za ewentualne niepowodzenia. Z drugiej strony – to tyleż frazes, co prawda, że w ciszy czasem pracuje się lepiej. Dziś o nią nie sposób, skoro dystans 1-2 meczów dzieli cię zarówno od szóstki, jak i strefy spadkowej.

Wielu z nas pamięta dyskusje toczone piętro wyżej nad systemem ESA 37. Jego zwolennicy powtarzali, że skoro nie ma odpowiedniego poziomu, to produkt ten trzeba podrasować większymi emocjami. Pytanie jednak czy emocjonalny tuning w postaci barażów o awans rzeczywiście był potrzebny pierwszej lidze? W niej przecież na brak zwrotów akcji i sensacji w ostatnich latach nie narzekaliśmy, by wspomnieć choćby szaloną walkę o awans Górnika czy spadek GieKSy. Hasło „pierwsza liga styl życia” nie wzięło się z niczego.


Przeczytaj jeszcze: Wyszło jak zawsze… Zagłębie bez punktów w Bełchatowie


Dziś mamy wariatkowo, w którym liczy się tylko tu i teraz. Już nawet nie chcę powtarzać banałów, że czasem brak perspektyw na awans czy spadek pozwala w danym momencie sezonu niektórym klubom przegrupować się, inaczej rozłożyć akcenty, dać szansę młodszym zawodnikom. Dziś jest ciekawie, ale czy na dłuższą metę posłuży to polskiej piłce? Niestety mam wątpliwości.


Fot. Rafał Rusek/PressFocus