Komentarz „Sportu”. Geniusz i dżentelmen

PELE. Jedno słowo i wszystko było jasne. Czarodziej piłki nożnej, niekoronowany król futbolu itp. Określeń podkreślających i sławiących jego kunszt piłkarski było bez liku.


Na jego pożegnalnym meczu w 1977 roku na boisku Santosu na trybunach zasiadło 200 tysięcy kibiców! Po raz drugi kończył karierę – w tym samym roku – w Nowym Jorku, gdzie Cosmos zmierzył się z Santosem. Pierwszą połowę zagrał w koszulce drużyny amerykańskiej, drugą – brazylijskiej. Chociaż z boiska zniknął czterdzieści pięć lat temu, gdziekolwiek się pojawił – oficjalnie lub prywatnie – był witany z niekłamanym entuzjazmem, często przykłady uwielbienia ze strony fanów trudno było opisać. Prawdziwy KRÓL FUTBOLU.

Urodził się w miejscowości o romantycznej nazwie Tres Coracoes, czyli Trzy Serca. Skojarzenie z trzema tytułami mistrza świata, które znalazły się w jego CV, jest aż nadto czytelne. Pierwszy tytuł zdobył mając niespełna 18 lat, po zwycięskim finale ze Szwecją (5:2), w którym strzelił dwa gole, nie potrafił ukryć wzruszenia. Wciąż mam przed oczyma zdjęcie, gdy płacze jak bóbr na ramieniu kapitana drużyny, Didiego.

Potem sięgał po złote medale w Chile (1962) i Meksyku (1970), a światowy czempionat w Anglii (1966) z pewnością kojarzył mu się przede wszystkim z „kosynierami”, którzy robili wszystko, by połamać mu nogi.

Łzy leciały mu z oczu po bezpardonowych zagraniach i brutalnych faulach Bułgara Dobromira Żeczewa oraz Portugalczyka Joao Moraisa. Ale nigdy się nie poddawał, walkę miał we krwi.

Jego serdecznym kolegą był słynny Garrincha. Reprezentacja Brazylii mając w składzie „Mane” i Pelego, nie przegrała żadnego z 32 meczów, odnosząc aż 29 zwycięstw! Specjalnością Króla futbolu były hat-tricki, które dosłownie kolekcjonował. Skrupulatni statystycy wyliczyli, że miał ich aż 92! Ale to i tak małe miki, bo 31 razy strzelił cztery gole, pięć goli strzelił sześć razy, a raz udało mu się zdobyć osiem (!) bramek w jednym meczu!

Cały czas trwają targi i spory, kto jest największym piłkarzem w historii futbolu: Pele, Maradona, czy Messi? Nie zamierzam licytować z kimkolwiek, czy obaj wielcy Argentyńczycy byli w cieniu Brazylijczyka, czy byli lepsi od niego. Widziałem w akcji całą trójkę i swój głos oddaję na Pelego. Nie tylko za osiągnięcia i tytuły mistrza świata, ale również za postawę na boisku. Chociaż nie urodził się w Anglii, był dżentelmenem w każdym calu. Maradona (1986 rok, przeciwko Anglii) i Messi (w 2007 roku w meczu Barcelony z Espanyolem) zdobywali bramki ręką, Pele na taki „zwód” by sobie nie pozwolił.

„Kochamy Cię nieskończenie, spoczywaj w pokoju” – pożegnała ojca najstarsza córka Pelego, Kelly Christina Nascimento, w mediach społecznościowych. Łza się w oku kręci…


Na zdjęciu: Był wielki i takim pozostanie w pamięci kibiców, nie tylko brazylijskich.

Fot. GIACOMINOFOTO/SIPA/PressFocus