Komentarz ,,Sportu”. Liczy się skuteczność

Pewnie i w dobrym stylu wygraliśmy grupę i na najważniejszą imprezę piłkarską przyszłego roku powinniśmy jechać w dobrych nastrojach. Pewnie ktoś się obruszy i powie, że w jakim tam dobrym stylu, skoro przecież gra naszej reprezentacji w końcówce spotkania z Izraelem, a także długimi fragmentami starcia ze Słowenią pozostawiała wiele do życzenia? Z faktami jednak nie ma co dyskutować. Na dziesięć gier wygraliśmy aż osiem, łącznie zdobyliśmy 25 punktów. To dobry, a nawet bardzo dobry bilans kadry prowadzonej przez Jerzego Brzęczka, którego pracy towarzyszy sporo krytyki.

Na uwagę zasługuje fakt, że po nieudanym mundialu w Rosji byłemu szkoleniowcowi Rakowa, GKS Katowice czy Wisły Płock wszystko udało się poskładać do kupy, a i wprowadzić świeżą krew do reprezentacji, gdzie brylują teraz niedawni młodzieżowcy, jak Sebastian Szymański czy Krystian Bielik, a w odwodzie są inni, jak choćby Dawid Kownacki. Tak to powinno wyglądać.

O zakończonych sukcesem eliminacjach szybko trzeba będzie zapomnieć i, po dogłębnej analizie, postawić grubą kreskę. Przed nami losowanie – lub raczej dobieranie zespołów do grup przyszłorocznych mistrzostw Europy – a potem same przygotowania. Czasu jest niewiele, bo przecież Euro 2020 rozpoczyna się już 12 czerwca.

Z jakimi nadziejami pojedziemy na ten wielki i niecodzienny turniej, który rozegrany zostanie w 12 miastach od Dublina po Baku? Samo wyjście z grupy nikogo nie zadowoli. To jest obowiązek naszych kadrowiczów, których przecież wielu gra w renomowanych europejskich klubach. Chciałoby się czegoś więcej niż ćwierćfinał w 2016 podczas turnieju na francuskich stadionach, ale będzie piekielnie trudno, bo kandydatów do czołowych lokat jest z tuzin. W tych decydujących grach nie będzie przelewek, a każdy błąd będzie przez rywali skrzętnie i bezlitośnie wykorzystany.

Mogą niepokoić fragmenty gorszej gry kadry, ale póki wygrywa, to przynajmniej moim zdaniem zasługuje na pełne rozgrzeszenie. Czy w takiej Portugalii psioczyli na trenera Fernando Santosa trzy lata temu, kiedy prowadzony przez niego zespół psim swędem, po trzech kolejnych remisach, awansował do fazy pucharowej Euro 2016, żeby potem, po jednym z najgorszych meczów w historii ME, pokonać Chorwatów, a ostatecznie triumfować? Nie. Liczy się skuteczność. Piękno gry oczywiście też, ale co po ładnej dla oka piłce, skoro nie ma wyników? To już wolę tak grających biało-czerwonych, ale wygrywających, niż maestrię i porażki.