Komentarz „Sportu”. Między fiatem a mercedesem

Przód mercedesa, tył dużego fiata. O ile może podobać się, jak po awansie GKS Katowice gra do przodu, kreuje okazje, o tyle przekreśla to postawą w obronie, wywołując tylko załamanie rąk u swoich kibiców.


Zachodzę w głowę czy dwaj starzy wyjadacze, Rafał Górak i Robert Góralczyk, mogli aż tak pomylić się w ocenie potencjału mocy defensywnej zespołu, że latem jedynie uzupełnili ją o niegrających dotąd Huberta Sadowskiego i Pawła Gieracha. Ale nasuwa się też szersza refleksja. Nie tak dawno, bo 14 miesięcy temu – w dniu drugiej tury wyborów prezydenckich – GieKSa grała z Widzewem jeszcze na poziomie II ligi i zremisowała 1:1.

W piątek łodzianie pokonali ją bezdyskusyjnie, udowadniając że są dziś na wyższej niż katowiczanie piłkarskiej półce, już gotowi do walki o ekstraklasę. Ona marzy się też Katowicom, gdzie regularnie pompuje się w klub samorządowe miliony. Tyle że – opierając się na danych ze skarbu kibica „Przeglądu Sportowego” – pozwala to w pierwszej lidze mieć budżet wyższy od Chrobrego, Jastrzębia, Puszczy, Sandecji, Skry i Stomilu, taki sam co Polkowice, a niższy od Arki, Tychów, Korony, ŁKS-u, Miedzi, Odry, Podbeskidzia, Resovii, Widzewa i Zagłębia.

To co kiedyś pozwalało celować w awans, teraz może wystarczać tylko do utrzymania i nikt trzeźwo myślący nie będzie wymagał dziś od GieKSy więcej. Ale w mieście ktoś powinien zastanowić się, dokąd i za ile docelowo ma zmierzać, pamiętając o złotej zasadzie „nie stać mnie na tanie rzeczy”.


Fot. Krzysztof Porebski / PressFocus