Komentarz „Sportu”. Między Puszczą, a Barceloną

Gdyby wskazać trzy grupy kibiców, które za półmetkiem pierwszoligowego sezonu mają prawo czuć się najbardziej zawiedzeni postawą swoich drużyn, zapewne mogłoby paść na Koronę, Arkę i ŁKS.


Ubiegłoroczni spadkowicze z ekstraklasy nie zdołali szybko wrócić do elity, ale do obecnych rozgrywek przystąpili z dużymi nadziejami i ambicjami, którym dziś nie potrafią sprostać. W ten weekend nie wygrał żaden z nich. W Łodzi mówiono tej jesieni nie tylko o problemach sportowych, ale też finansowych. W Gdyni częściej przełyka się gorycz porażki niż słodycz zwycięstwa, a zmiana trenera zamiast progresu przyniosła dotąd dość znaczący regres.

W Kielcach sympatycy sportu mają z kolei niezwykłą amplitudę doznań – podczas gdy szczypiorniści pokonują Barcelonę, piłkarze dostają łomot i tracą 5 goli w Niepołomicach, co nie zdarzyło się wcześniej na tym szczeblu rozgrywkowym żadnej innej drużynie. Trener Puszczy, Tomasz Tułacz, trochę z przekąsem opowiedział, że gdy kilka dni wcześniej obserwował rywali w meczu z GKS-em Tychy, to wymarzł okrutnie i nie wpuszczono go do tej części kieleckiego stadionu, w której mógłby się ogrzać.

Przykłady Korony, Arki i ŁKS-u dowodzą zaś, jak chłodny bywa klimat po rozstaniu z elitą. Patrząc na kluby, które spadły do pierwszej ligi w ostatnich 3 latach – było ich 7 – wrócić na najwyższy poziom zdołał tylko jeden, czyli Bruk-Bet.


Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus