Komentarz „Sportu”. Minimum przyzwoitości

Zostajemy w najwyższej dywizji Ligi Narodów i mamy miejsce w pierwszym koszyku na eliminacje Euro 2024.


To najważniejsza wiadomość po wczorajszym wieczorze w Cardiff , który nie poszerzył jednak nad wyraz skromnej listy przeciwników pokonanych przez Polskę w tych toczonych już od ponad 4 lat rozgrywkach. Nadal ogranicza się jedynie do Walii oraz Bośni i Hercegowiny, którą dwukrotnie ograliśmy w 2020 roku za kadencji Jerzego Brzęczka. Poza tym udało się urwać jeszcze tylko remisy Portugalii, Włochom (dwukrotnie) i w tej edycji Holandii.

Nie jest to może powód do jakiegoś gigantycznego wstydu, no ale dumy – tym bardziej nie. Możemy z podziwem zabarwionym nutą zazdrości patrzeć na naszych bratanków z Węgier, którzy bawią się w tak silnej grupie najwyższej dywizji, że nawet spadła z niej Anglia, a wystarczy im punkt w ostatniej kolejce, by wyprzedzić jeszcze Niemców, Włochów i awansować do final four.

Znów uniknęliśmy spadku do dywizji B, ale nie da się powiedzieć, że czerwcowe i wrześniowe mecze LN pozwoliły przybrać tej reprezentacji takie oblicze, które mogłoby przynieść jakieś punkty czy przynajmniej pozwolić nawiązać walkę z Meksykiem i Argentyną na mundialu.

Znaków zapytania i problemów wciąż nie brakuje, ale możemy już chyba przyzwyczajać się w przodzie do duetu Robert Lewandowski – Karol Świderski. Ten drugi od początku 2021 roku zdobył w narodowych barwach 8 bramek. Dla porównania, Arkadiusz Milik taką ich liczbę ma od września… 2015.

To nie jemu dziś z grona rodowitych tyszan bliżej do jedenastki na mundial, a Jakubowi Kiwiorowi, którego podanie do „Lewego” zapoczątkowało – efektowną zresztą – bramkową akcję. Mistrzostwa zaczynamy za 57 dni. We wsteczne odliczanie wchodzimy z poczuciem wykonania minimum przyzwoitości, jakim było utrzymanie w Lidze Narodów. Ale takie „minimum” to może być zbyt mało, by w Katarze myśleć o wyjściu z grupy. Nawet z Wojciechem Szczęsnym tak dysponowanym między słupkami, jak w Cardiff.


Fot. PressFocus