Komentarz „Sportu”. Piwnica też może być przytulna

Dla jednych to tylko czwarty poziom rozgrywkowy, dla innych – spotkanie po latach dwóch dawnych mistrzów Polski, budzące duże zainteresowanie w Chorzowie, Bytomiu, ale i kilku innych śląskich miastach. Przez długie lata kibice tych klubów żyli w bardzo wrogich stosunkach, ale z upływem czasu klimat ulegał ociepleniu, dzięki czemu – mimo oficjalnego zakazu – dzisiejszego wieczoru przy Cichej na doping będą mogły liczyć oba zespoły. No bo jak tu pałać teraz do siebie wrogością? Do sąsiadów będących towarzyszami niedoli? Przykład Polonii podawano wręcz w Chorzowie za przestrogę: „Oby nie było tak, jak z nią…”. Ekstraklasa, błyskawiczne osunięcie się na historycznie najniższy poziom (makro)regionalny, przeboje z budową stadionu, odwieczne i niekończące się problemy finansowe, brak większych perspektyw. Jedni i drudzy szli tą samą drogą.

Do dziś trudno przeboleć to, że Olimpijska zamiast areną piłkarskich zmagań stała się w pewnym momencie narzędziem jakiejś politycznej walki, które ani nikomu nie pomogło, ani nikomu od ponad roku nie może służyć. Tak jak nie służy Polonii przymusowa emigracja w Szombierkach.

A że dzisiejsze derby odbywają się na gruncie ledwie trzecioligowym? Zgoda – żal, przykrość, frustracja, ale co nam po biadoleniu? Chorzów i Bytom to miasta specyficzne. Można odnieść wrażenie, że odporne – w dobrym tego rozumieniu – na globalizację, komercjalizację, z lokalną tożsamością zakorzenioną tak wyraźnie, jak mało gdzie. Nie mam przekonania, że cotygodniowe boje z Koroną Kielce, Wisłą Płock czy Pogonią Szczecin faktycznie byłyby tu spełnieniem marzeń. Tu kocha się piłkę, ale przede wszystkim – swój klub. To, co dzieje się wokół dzisiejszego klasyku, tylko dowodzi, że nawet na tak niskim szczeblu mogą odbywać się duże wydarzenia i ekstraklasa wcale nie jest do szczęścia niezbędna. Nie musi być fenomenalnie, może być biednie – ale godnie.

Tomasz Nowak, 17-letni bramkarz Ruchu, świętochłowiczanin, mówi, że gdy kibice skandują jego nazwisko, łzy napływają do oczu. Wspomina, że jeszcze niedawno podawał piłki Matuszowi Putnocky’emu. Dawid Krzemień, wychowanek Polonii, opowiada o derbach z 2010 roku, które obejrzał w Chorzowie z perspektywy sektora gości. Takim ludziom chce się kibicować, chce się dobrze życzyć – czasem nawet dużo bardziej niż zarabiającym kosmiczne pieniądze i odklejonym nieraz od rzeczywistości ekstraklasowiczom, dla których klub to nic innego jak tylko kolejne miejsce zatrudnienia.

Jako lokalny patriota i sympatyk śląskiego futbolu mam takie małe marzenie związane z trzecią ligą. Skoro Ruch, Polonia i ROW już w niej są, to niech dojdą w nieodległej przyszłości „Cidry”, Odra Wodzisław, Szczakowianka Jaworzno. Niech będzie skromnie, uczciwie, bez przerostu ambicji nad możliwościami – i w oarciu o wychowanków. Wtedy do tego, by czerpać radość ze śledzenia piłki, nie jest niezbędny ekstraklasowy szyld. Tak, jasne, kiedyś w tej ekstraklasie połowa drużyn była z naszego województwa. No i co, mamy mówić: „Kiedyś to było!” i się frustrować? Skoro już jesteśmy w piwnicy, to walczmy o wyjście z niej, ale sprawmy też, by była przytulna i jej sobie nie obrzydzajmy. Dlatego postawmy sprawę jasno. Dziś przy Cichej nie trzecia liga, a wielki mecz.