Komentarz „Sportu”. Pora na wyrównanie rachunków!

Patrząc na ostatnie konfrontacje Polski i Szwecji, to nie jest łatwo być optymistą przed wtorkowym meczem na Stadionie Śląskiem.


Owszem, w historii wzajemnych gier nieraz pokonywaliśmy niewygodnego skandynawskiego rywala, choćby na mistrzostwach świata w 1974 roku, ale wiele z tych bezpośrednich gier przegrywaliśmy, a już szczególnie dotyczy to ostatnich lat. Kiedy ostatni raz pokonaliśmy rywala ze Szwecji? To pamiętają tylko starsi kibice, bo było to lata temu, a konkretnie w 1991 roku. Istniał jeszcze wtedy ZSRR, a pokonaliśmy ich w sierpniu tamtego roku w towarzyskiej grze w Gdyni 2:0 po bramkach zdobywanych przez Wojciecha Kowalczyka i Mirosława Trzeciaka.

W kolejnych ośmiu konfrontacjach ledwie raz był remis, a siedem razy wygrywał rywal! To fatalny bilans. Tą ostatnią porażkę na Euro w czerwcu zeszłego roku na stadionie w Sankt Petersburgu, która pozbawiła nas wyjścia z grupy w mistrzostwach Europy, świeżo mamy jeszcze w pamięci.

Nie zapominajmy też przed wtorkowym meczem o tym, co zrobili Szwedzi w eliminacjach Euro 2004 roku. Wygrali grupę w której i my byliśmy, a w ostatnim meczu u siebie w Sztokholmie dali się pokonać Łotwie 1:0, nie strzelając m.in. karnego w 86 minucie. To spowodowało, że to Łotysze zagrali potem w zwycięskich dla siebie barażach, a nie biało-czerwoni. U nas Szwedzi zostali wtedy oskarżeni o to, że są zwykłymi sprzedawczykami. Złość u nas była ogromna na taką nie fair postawę.

Ogrywali też nas na Stadionie Śląskiem, żeby wspomnieć eliminacje MŚ 1990, kiedy w październiku 1989 roku pokonali nas w Chorzowie 2:0 czy w eliminacjach Euro 2000 i Euro 2004. Za pierwszym razem 1:0, a za drugim 2:0. Pora na policzenie się z nimi i czas na to, żeby Śląski po raz czwarty dał biało-czerwonym bezpośredni awans na mundial!

Szanse ku temu są. W wygranym meczu u siebie z Czechami Szwedom w dogrywce pomógł doping publiczności. To był ich dodatkowy zawodnik w tym bardzo trudnym dla nich spotkaniu. Tak samo będzie teraz w przepadku naszej reprezentacji. Wsparcie prawie 60 tys. kibiców powinno nieść naszych graczy.

Ci jednak muszą liczyć przede wszystkim na swoje umiejętności. Sam jeden Robert Lewandowski to za mało, żeby ich pokonać. Swoje musi dołożyć każdy z pozostałych dziesięciu graczu. Trzeba zagrać inaczej niż było to w debiucie selekcjonera Czesława Michniewicza ze Szkocją w Glasgow. Z pomysłem, z inwencją, na ryzyku i ofensywnie. Na kunktatorstwo nie ma co liczyć. Naszych zawodników w takim jednym meczu o być albo nie być stać na to, żeby wznieść się na wyżyny swoich umiejętności. Grać jest o co, bo stawka jest bardzo wysoka.

Wierzę, że selekcjoner Michniewicz ma plan na to spotkanie i nawet kontuzje nie spowodują turbulencji w tej wtorkowej grze. Przypomnijmy, że Czesi baraż ze Szwedami grali bez aż 15 swoich graczy, w tym asa atutowego Patrika Schicka. Nasz trener już raz przebrnął trudne baraże, a było to ponad 3 lata temu, kiedy w listopadzie 2018 roku pokonaliśmy Portugalczyków w eliminacjach młodzieżowych Euro.

Po porażce w Zabrzu w pierwszym meczu 0:1 przed rewanżem mało kto dawał naszym młodym „Orłom” szanse, a mimo to na wyjeździe sprawili sensację i wygrali 3:1. W składzie byli tam tacy gracze, jak Żurkowski, Bielik czy Szymański, którzy mają teraz szansę zagrać też w Chorzowie. Oby z takim samym skutkiem jak 20 listopada 2018 roku z Portugalią w Chaves.


Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus